Chłód, zamiast ocieplenia. Epoka lodowcowa nadejdzie w 2021?

Epoka lodowcowa nadejdzie po 2021? Są naukowcy, którzy o tym przekonują... /Agencja FORUM
Reklama

Według rosyjskich naukowców po 2021 roku magnetyczna aktywność Słońca spadnie o 60% i nastanie kolejna epoka lodowcowa. Może niedługo będziemy jeździć na łyżwach po Wiśle lub Tamizie, ale pozostałe następstwa takiego ochłodzenia nie będą aż tak przyjemne. Co nam grozi?

Badacze uważają, że powinniśmy zapomnieć o globalnym ociepleniu i przygotować się raczej na solarne ochłodzenie. Według nich aktywność słoneczna w ciągu najbliższych dziesięciu lat zmniejszy się o 60%. Ma do tego dojść już w 2021 roku, kiedy temperatury na Ziemi zaczną wyraźnie spadać. Eksperci doszli do tego niepokojącego wniosku dzięki matematycznemu modelowi magnetycznej energii Słońca.

Według ukraińskiej profesor matematyki Walentyny Żarkowej z angielskiego University of Northumbria nowy model matematyczny opiera się na niedawno odkrytej drugiej warstwie fal elektromagnetycznych wewnątrz Słońca. Kiedy obie z nich są jednolite, aktywność gwiazdy jest większa, kiedy się rozchodzą - jej moc słabnie.

Reklama

Żarkowa twierdzi, że obie fale mają frekwencję 11 lat, częściowo różniącą się od siebie, a czasem wyrównującą się. Porównując je z realnymi danymi na temat przebiegającego cyklu słonecznego, zespół badaczki stwierdził, że prognozy są dokładne w 97%.

Jeśli te przypuszczenia są prawidłowe, nastanie okres znany jako Minimum Maudera. Pierwotnie był to czas aktywności solarnej w latach 1638-1715, kiedy na Słońcu nie pojawiały się żadne plamy, co miało wpływ na klimat, który był wyraźnie chłodniejszy. Temperatury miałyby zacząć spadać w 2021 roku, a w 2030 roku ma nastać tak mroźna pogoda, że możliwe będzie jeżdżenie na łyżwach na rzece Tamizie, przepływającej przez Londyn.

Dwa stulecia mrozu

Prawidłowość matematycznych modeli potwierdza również szef zespołu zajmującego się studiami kosmicznymi w Obserwatorium w Pułkowie (nieopodal Petersburga), astrofizyk Khabibullo Abdussamatov, który twierdzi, że nowa epoka lodowcowa będzie trwać co najmniej dwieście lat, a jej punkt kulminacyjny przypadnie na rok 2055. Według naukowca "małe" i "duże" epoki lodowcowe pojawiają się na Ziemi w regularnych cyklach. W przeszłości nadeszły w XII, XV, XVII i XIX wieku.

Zlodowacenie (glacjał) przeplata się z krótkimi cyklami międzylodowowcowych (interglacjał), trwającymi zwykle 11 500 lat. Ciepły okres, w którym żyjemy obecnie, zaczął się przed 12 tysiącami lat, więc nowa epoka lodowcowa może przyjść praktycznie w każdym momencie. Bardzo niska aktywność magnetyczna Słońca odpowiada udokumentowanym zimnym okresom, nękającymi w przeszłości Ziemię. Profesor Żarkowa twierdzi jednak, że jej model matematyczny, który z dokładnością do 97% wskazał obecność minionych małych epok lodowcowych, nie może być wykorzystany jako bezsprzeczny dowód potwierdzający jej ponowne nadejście.

Wielu naukowców jest przekonanych, że aktywność słoneczna do 2028 roku spadnie o 60%. Ich obliczenia opierają się na regularnym cyklu słonecznym, który znamy już od 200 lat. Pod koniec każdego etapu aktywność słoneczna osiąga maksimum, co możemy zaobserwować wokół siebie - ostatnie lata są bardzo gorące, a zimy nie tak surowe, jak bywało kiedyś. Możliwe, że to nie globalne ocieplenie zawładnęło naszą planetą, ale do głosu dochodzą ostatnie podrygi ciepłego cyklu.

Lodołamacz zamiast parowca

Szokujący jest także raport, przygotowany dla amerykańskiego rządu przez grupę najwyższej klasy naukowców, potwierdzający wyliczenia rosyjskich badaczy. Mówi się w nim, że za kilka lat w Wielkiej Brytanii i Skandynawii nieznośne mrozy nie pozwolą mieszkańcom na wychodzenie z domu. Na południowych plażach, na których dziś opalają się turyści, pojawi się gruba warstwa lodu i śniegu, a transport wodny umożliwi jedynie lodołamacz.

Według sprawozdania lotniska na północy zostaną zamknięte, a pociągi i autobusy przestaną kursować. Mroźne zimy wpłyną na wyczerpanie się zapasów pożywienia, a wszyscy będą z nadzieją oczekiwać przyjścia wiosny. Jeśli w ogóle to nastanie. Już za 24 miesiące na własnej skórze odczujemy zimniejsze warunki atmosferyczne, które za następne kilka lat przeobrażą się w okrutny klimat nowej epoki lodowcowej. Czas pokaże, czy matematyczne wyliczenia ekspertów będą miały odzwierciedlenie w rzeczywistości i czy badania przedstawione amerykańskiemu rządowi nie były jedynie scenariuszem filmu katastroficznego.

Obecna sytuacja nie jest pierwszą wyraźną zmianą klimatu, z jaką musiała poradzić sobie ludzkość. Dzisiejszy ciepły okres rozpoczął się pod koniec XIX wieku, poprzedzała go tzw. mała epoka lodowcowa, zapoczątkowana w XIV wieku. Mowa o długiej klimatycznej anomalii, która pozostawiła duże ślady w naszej historii i kulturze. Małą epokę lodowcową rozumie się jako ekstremalne wahania europejskiej pogody między XIV a XIX wiekiem, z punktem kulminacyjnym oscylującym w latach 1638-1715. Mimo że średnie temperatury spadły, nie był to, jak można by przypuszczać, nieustanny okres zimy, ale przede wszystkim stadium bardzo dużej niestabilności pogodowej. Mała epoka lodowcowa zastąpiła wyjątkowo ciepłą i stabilną fazę w X-XIII wieku, którą poprzedzało chłodne wczesne średniowiecze.


Lodowiec atakuje Europę

Mała epoka lodowcowa narodziła się z długiej serii wahań temperaturowych. Był to najzimniejszy okres w ciągu ostatnich 2000 lat, co więcej, stał się motorem największej zmiany w dziejach - uformowania się społeczeństwa. Kiedy średniowieczna Europa w XIII wieku cieszyła się ciepłą pogodą, która nie różniła się wiele od tej dzisiejszej, na północnym krańcu kontynentu dochodził glacjał.

Liczba Europejczyków rosła, zakładano nowe miasta i powiększano obszary uprawne. Około 1310 roku słupek rtęci zaczął spadać, przyszły deszcze, a zbiory nie dopisały. Doprowadziło to do trwającego aż do 1322 roku wielkiego głodu, który zabrał miliony ludzkich istnień. Niestabilne warunki pogodowe pełne ekstremalnych wahań temperatur oznaczały dla wrażliwego społeczeństwa rolniczego nieustanną groźbę niedożywienia i połączone z nim częstsze występowanie epidemii.

Czarna śmierć w pełnej krasie

W osłabionej Europie w połowie XIV wieku szalała czarna śmierć - apokaliptyczna epidemia, która w ciągu kilku lat zebrała krwawe żniwo w postaci 1/3 mieszkańców kontynentu. Zaraza oszczędziła północną część Europy Środkowej, prawdopodobnie ze względu na słabiej skomunikowane szlaki handlowe w porównaniu do reszty świata. Nie uniknęliśmy jednak pomoru - dżuma dotarła także na polskie ziemie. Kilkadziesiąt lat później karta się odwróciła, a o I połowie XVI wieku czytamy w kronikach jako o czasie, które przyniosło duże ocieplenie, rozkwit gospodarki i społeczeństwa. Gorące i suche lata osiągnęły punkt kulminacyjny na początku lat 40. XVI wieku.

Wysokie temperatury sprzyjały wzrostowi różnego rodzaju upraw. Czas niezwykłej prosperity skończył się w latach 60. XVI wieku. Nadeszły ostre zimy i krótkie lata. W XVII wieku przyszła wojna trzydziestoletnia, a także anomalie widoczne w aktywności słonecznej. Wynikiem były ekstremalnie mroźne zimy, w wyniku których często zamarzały rzeki, Bałtyk, a nawet północne obszary Morza Adriatyckiego.

W alpejskiej części Europy Środkowej, wioski i pola w dolinach zaczęły pokrywać lodowce. W państwie Habsburgów z powodu zmniejszającej się produkcji wina zaczęto przechodzić na piwo. Szaleństwa pogodowe zatrzęsły także sytuacją polityczną - miały wpływ na wojnę angielsko-hiszpańską (1587-1604), Wielką Rewolucję Francuską, a także porażkę Napoleona w Rosji.

Kto jadł pokrzywy i korę drzew?

W czasie małej epoki lodowcowej w naszym regionie nie odnotowano większych kryzysów żywnościowych. Zmienna pogoda przyczyniła się do powrotu wielu zabobonów i "czarnej magii". Ludzie święcili ziarna, kościelne dzwony odpędzały burze, zapalano świece gromniczne, zaklinano chmury przed gradobiciem. Na nic się to zdało - głód w końcu uderzył z wielką mocą. W niektórych częściach Europy ekstremalne opady deszczu i ogromna susza w latach 1770 i 1771 wywindowały ceny ziarna do astronomicznych kwot. Biedacy musieli jeść pokrzywy lub korę drzew, a niedożywione społeczeństwo dosięgnęła epidemia tyfusu, która zabrała minimum pół miliona dusz. Gwałtownie zwiększyła się liczba żebraków i kryminalistów. Dobre żniwa w 1772 roku zakończyły chude lata, głód, oprócz reform oświecenia zapoczątkował pierwsze powstania chłopskie.

Dla chrześcijańskiego Zachodu mrozy nie były jedynie groźbą, ale również motywacją do rozwoju. Na początku kraje niderlandzkie, a później Wielka Brytania, wprowadziły w życie system płodozmianowy, gdzie zamiast wyłączać pole z użytku, zaczęto obsiewać je dodatkowymi roślinami okopowymi lub bobowatymi, nie pozwalając mu leżeć odłogiem. Rozwijały się wynalazki techniczne, wprowadzano nowe odmiany. Zaraz obok zbóż, podstawowym produktem stał się ziemniak. Wzrosło spożycie mięso, ponieważ zwierzętom gospodarskim zapewniono więcej karmy. Głód w czasach pokoju został prawie całkowicie wyeliminowany.


Niestabilne warunki pogodowe odbijały się echem jeszcze przez prawie cały XIX wiek. W 1816 roku nastąpił sławny "rok bez lata", będący wynikiem bezprecedensowej eksplozji wulkanu Tambora w Indonezji. W latach 1845-1890 Europę Środkową dotykały liczne powodzie. Powolne ocieplanie rozpoczęło się w połowie XIX wieku, a zimna i ekstremalna pogoda niespodziewanie odeszła w niepamięć na przełomie lat 1896/1897.

40 ciepłych lat

Najzimniejsza zima stulecia dotknęła świat na przełomie 1928 i 1929 roku, a po 1939 roku nastał okres umiarkowanego spadku temperatur, trwający aż do lat 70. Przez ostatnie czterdzieści lat słupek rtęci piął się w górę - w porównaniu do XIX wieku, temperatura roczna zwiększyła się o 1°C. Pytaniem pozostaje, kiedy znów zacznie spadać. Czy proces rozpocznie się już za dwa lata, jak przepowiada matematyczny model profesor Żarkowej?

Treści popularno-naukowe z miesięcznika Świat na Dłoni wydawnictwa Amconex

Świat na Dłoni
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama