Cadillac Piłsudskiego. Ekskluzywna limuzyna na zamówienie

Cadillac marszałka przeszedł dwa generalne remonty i renowacje. Dziś można go podziwiać w Łazienkach Królewskich /East News
Reklama

Cadillac 355D Fleetwood Special został wyprodukowany w jednym egzemplarzu specjalnie dla marszałka Piłsudskiego. Ta piękna limuzyna, choć dziś odrestaurowana, wciąż skrywa pewną tajemnicę. Nie wiadomo bowiem, czy Piłsudski w ogóle nią jeździł...

Cadillac został wykonany na specjalne zamówienie polskich władz dla Józefa Piłsudskiego. Nie było tajemnicą, że marszałek jest wielkim fanem motoryzacji, a przede wszystkim amerykańskiej marki. Stąd zamówienie w fabryce w Detroit. Samochód w porównaniu do seryjnych egzemplarzy został podwyższony, aby Piłsudski mógł wsiadać praktycznie wyprostowany, po podwyższeniu pojazd mierzy 198 cm wysokości. Wzmocniono także zawieszenie i zainstalowano większy zbiornik paliwa.

Auto jest potężne. Obłożone płytami pancernymi waży nieco ponad 3,5 tony. Ówcześnie był to prawdziwy krążownik szos. Długi na prawie 6 metrów, szeroki na ponad 2 metry. Napędzał go silnik o pojemności 6 litrów, który potrafił rozpędzić potwora do prędkości 100 km/h. Spalał przy tym 30 litrów na 100 kilometrów. Samochód kosztował 70 tys. zł, za co można było kupić kilkanaście samochodów osobowych.

Reklama

Amerykanie wyprodukowali pojazd w 1934 roku. Na początku następnego został załadowany na statek i przewieziony do Europy. Piłsudski zobaczył go na przełomie lutego i marca 1935 roku, powiedział przy tym "kupiliście mi tu trumnę". Nie wiadomo, czy marszałek zdążył przejechać się swoim nabytkiem. Był już bardzo schorowany, miał nowotwór, lub kiłę, jak podają niektóre źródła. Rzadko opuszczał Belweder. Zmarł w pałacu 12 maja 1935 roku. W raporcie napisano, że na raka wątrobowokomórkowego. Niektóre źródła podaję, że przyczyną był rak żołądka z przerzutem do wątroby.

Na zakupy i polowanie

Cadillac stał cały czas w belwederskim garażu. Czasem korzystała z niego wdowa po marszałku, Aleksandra. Ostatecznie pojazd trafił do następcy Piłsudskiego, marszałka Śmigłego-Rydza. Wykorzystywano go do celów reprezentacyjnych. M.in. podczas wizyt w Polsce jeździł nim na polowania do Puszczy Białowieskiej Hermann Goering. Korzystał z niego także prezydent Mościcki.

Tym właśnie cadillakiem Naczelny Wódz, marszałek Śmigły-Rydz, wraz z Szefem Sztabu Głównego Wojska Polskiego, gen. Stachiewiczem, uciekł z Polski do Rumunii. Samochód całą wojnę spędził na internowaniu. Początkowo stał w garażu, następnie był wykorzystywany przez Prezydium Rady Ministrów Rumunii. Do kraju wrócił na przełomie 1946 i 47 roku. Był w tragicznym stanie: uszkodzone zostały pancerne szyby, wewnątrz brakowało deski rozdzielczej i foteli kierowcy, zdarte były obicia drzwi i tylnej kanapy. Brakowało lamp, reflektorów i... silnika.

W Urzędzie Bezpieczeństwa i muzeum

Po remoncie trafił do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Przez kolejne lata służył do wożenia wyższych oficerów UB. Po wycofaniu z linii, funkcjonariusze urzędu strzelając do niego, sprawdzali, czy faktycznie jest kuloodporny. Ponownie zdewastowane auto w 1965 roku trafiło do Muzeum Techniki Naczelnej Organizacji Technicznej, gdzie przez lata stało zapomniane w magazynach.

Po latach z inicjatywy prezydenta Bronisława Komorowskiego podjęto prace rekonstrukcyjne pojazdu. Trwały półtora roku, zakończyły się w październiku 2014 roku. Pierwsza publiczna prezentacja miała miejsce 11 listopada 2014 roku. Na co dzień samochód jest garażowany w Łazienkach Królewskich, gdzie można go podziwiać w specjalnej szklanej gablocie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy