Bronisław Czech: Mistrz nart skazany na piekło Auschwitz

Bronisław Czech - jeden z najlepszych polskich narciarzy w historii /Z archiwum Narodowego Archiwum Cyfrowego
Reklama

Był jednym z najważniejszych polskich sportowców dwudziestolecia międzywojennego. Najlepszym narciarzem Europy Środkowej, trzykrotnym olimpijczykiem i jednym z nielicznych mistrzów dwóch desek, którzy równali klasą do Skandynawów. 14 czerwca 1940 roku Bronisław Czech znalazł się w pierwszym masowym transporcie więźniów do niemieckiego KL Auschwitz. Nigdy nie wyszedł z obozu.

Nasilający się terror okupanta i liczne aresztowania w Małopolsce i na Górnym Śląsku szybko doprowadziły do przepełnienia więzień. To dlatego już jesienią 1939 roku Niemcy zaczęli planować utworzenie w Oświęcimiu obozu koncentracyjnego. 

KL Auschwitz założono 27 kwietnia. Cztery tygodnie później do obozu trafili pierwsi więźniowie. Trzydziestu przestępców przywiezionych z Sachsenhausen - z przypisanymi numerami od 1 do 30 - pełniło później rolę kapo.

Z więzienia w Tarnowie do KL Auschwitz

Pierwszy masowy transport do nowego obozu koncentracyjnego przyjechał z Tarnowa. 14 czerwca 1940 roku do KL Auschwitz przywieziono 728 mężczyzn, a datę tę przyjmuje się jako oficjalny dzień uruchomienia obozu.

Reklama

Więźniowie polityczni - w większości młodzi ludzie - pochodzili głównie z Krakowa, Zakopanego, Nowego Sącza, Rzeszowa, Jarosławia, Przemyśla i Sanoka. Aresztowano ich podczas próby ucieczki na Węgry, w ulicznych łapankach i w ramach akcji A-B, skierowanej przeciwko szeroko rozumianym wrogom III Rzeszy.

Łudzili się, że może trafią na przymusowe roboty do Niemiec, lecz po przyjeździe do Auschwitz nadzieje prysły. Prędko zrozumieli, że czeka ich wyniszczająca praca, nędzne warunki bytowe, choroby i śmierć.

Nieformalny mistrz świata z Zakopanego

Długo przed złotym medalem olimpijskim Wojciecha Fortuny i eksplozją talentów Adama Małysza i Kamila Stocha mieliśmy skoczków narciarskich światowej klasy: Stanisława Marusarza i Bronisława Czecha. 

Pierwszy wielkie sukcesy święcił starszy o pięć lat Bronek Czech. W 1929 roku w dorocznym plebiscycie “Przeglądu Sportowego" na najlepszych polskich sportowców zajął drugie miejsce, ustępując jedynie pogromcy wielkiego Paavo Nurmiego - Stanisławowi Petkiewiczowi.

Zaszczytne miano drugiego najpopularniejszego zawodnika w kraju zapewnił sobie wygrywając zawody biegu zjazdowego w trakcie rozgrywanych w lutym w Zakopanem mistrzostw świata FIS. Pech chciał, że konkurencja odbyła się poza oficjalnym tokiem zawodów, toteż zamiast formalnego tytułu Polakowi zostało uznanie kolegów i dziennikarzy, gratulacje od prezydenta RP Ignacego Mościckiego i uwielbienie tłumów.

W ciągu kilkunastu lat kariery zakopiańczyk zdobył kilkadziesiąt medali mistrzostw Polski, w tym ponad dwadzieścia złotych, był rekordzistą kraju w długości skoku, trzykrotnym olimpijczykiem, a do tego znakomitym taternikiem, ratownikiem TOPR, instruktorem narciarskim, ale też artystą, malarzem i uzdolnionym rzeźbiarzem. 

W 1939 roku jego kariera sportowa naturalnie zmierzała ku końcowi. Coraz więcej czasu poświęcał na obowiązki szkoleniowca. Chciał wychowywać swoich następców. Ambitne plany Bronisława Czecha pokrzyżowała wojna.

***Zobacz także***

Profilaktycznie skazany na śmierć

Jesienią 1939 roku czołowi przedstawiciele polskiego narciarstwa - jak Stanisław Marusarz, Helena Marusarzówna, Jan Kula, Stanisław Motyka czy Bronisław Czech - ruszyli na kurierskie szlaki.

Zadanie polegające na przetransportowaniu przez góry na drugą stronę granicy rozkazów, broni, pieniędzy czy ludzi było niezwykle niebezpieczne i wymagające. W razie pojmania przez gestapo, z biegiem tygodni coraz bardziej wyczulonego na działanie kurierów, śmiałkom groziły tortury, liczne przesłuchania, a wreszcie - śmierć.

O epizodzie kurierskim Bronisława Czecha wiadomo niewiele, głównie z relacji osób, którym pomógł przekroczyć granicę. W obawie o zdrowie i życie bliskich, zrezygnował z kolejnych misji. Gdy został aresztowany... malował w swoim pokoju w rodzinnym domu w centrum Zakopanego. 

Po kolejnym przesłuchaniu trafił do więzienia w Tarnowie, a stamtąd, wraz z pierwszym transportem, przewieziono go do KL Auschwitz. W obozie przypisano mu numer 349. 

Robert Weissmann, szef zakopiańskiego gestapo, na procesie zbrodniarzy hitlerowskich we Freiburgu w 1965 roku z rozbrajającą szczerością przyznał, że wybitnego narciarza aresztował wyłącznie profilaktycznie, bo nie miał przeciwko jego działalności podziemnej żadnych dowodów.

Nie doczekał wyzwolenia KL Auschwitz

Pierwszy list z niemieckiego obozu do domu napisał w sierpniu 1940 roku.

“Moi najukochańsi!

Znajduję się w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Jestem zdrowy. Piszcie do mnie wyłącznie w języku niemieckim. Zwróćcie uwagę na regulamin korespondencji na kopercie. Napiszcie mi, czy wszyscy w Zakopanem są zdrowi. Przesyłam pozdrowienia dla wszystkich i dla Maryśki [partnerka Czecha - przyp. DJ]. 

Mój adres: Bronisław Czech, ur. 25 VII 1908 r., nr: 349. Oświęcim - Blok 5".

W kolejnych listach, a było ich około stu, troszczył się o rodzinę i zapewniał, że ma się dobrze. Inaczej być nie mogło. Korespondencja przechodziła przez ręce cenzora.

Za drutami przeżył niespełna cztery lata. Chociaż koledzy o niego dbali, a jak na warunki obozowe pracę miał znośną (m.in. produkcja łyżek i drogowskazów, sprzątanie biur, wykonywanie rękodzieł na zlecenie esesmanów), gasł w oczach, uwięziony z dala od ukochanych gór, przyjaciół i bliskich.

Zmarł 5 czerwca 1944 roku w obozowym szpitalu. W styczniu 1945 roku żołnierze 60. armii Pierwszego Frontu Ukraińskiego otworzyli bramy KL Auschwitz.

Życie w zamian za zdradę Polski

Bronisław Czech mógł się uratować. Mógł wyjść z obozu, zrzucić zawszony pasiak i w czystym stroju sportowym wrócić na stok. 

O tym, kim jest więzień numer 349 wiedzieli nie tylko inni osadzeni. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego faktu również Niemcy. 

To dlatego jednego dnia do KL Auschwitz przybyła delegacja oficerów. Po Bronka posłał sam komendant.

W jego gabinecie padła propozycja z cyklu tych - pozornie - nie do odrzucenia. Bronisław Czech mógł natychmiast odzyskać wolność i wrócić do zawodu trenera, lecz jego podopiecznymi mieli zostać skoczkowie i biegacze narciarscy reprezentujący dumę i wielkość III Rzeszy.

Mistrz ofertę odrzucił. "Wolę zginąć jako Polak niż żyć jako zdrajca" - miał powiedzieć kolegom, kiedy wrócił na blok.

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy