Brakujące ogniwo ewolucji, czyli największe oszustwo archeologii

Charles Dawson (siedzi) ogłosił, że odnalazł w końcu brakujące ogniwo ewolucyjne pomiędzy człowiekiem i małpą /Natural History Museum /domena publiczna
Reklama


Kiedy Johann Beringer odkrywał coraz to nowsze skamieliny, nie posiadał się z radości. Opisywany przez kolegów i studentów jako człowiek pobożny i nieco naiwny, bezkrytycznie włączał kolejne okazy do swojej kolekcji. Obok odciśniętych w kamieniu ptaków, pająków, pszczół czy żab, odnalazł także... podpis samego Boga!

Później okazało się, że Beringer padł ofiarą podłego, zakrojonego na szeroką skalę oszustwa. "Skamieniałości" sprytnie podrzucali mu trzej chłopcy mieszkający na wsi w okolicach Würzburga, którzy przedtem domowymi sposobami produkowali okazy. Dorobili się z resztą całkiem sporych pieniędzy na sprzedaży "znalezisk" mieszkańcom miasta.

Reklama

Kiedy fałszerstwo wyszło na jaw, ludzie oskarżali Johanna Beringera o współudział... Tyle, że naukowiec sam wniósł do sądu o rozpoczęcie procesu! Szybko okazało się, że za całą aferę odpowiedzialni są Nikolaus Hehn, Valentin Hehn oraz Christian Zanger. Niestety Beringer nigdy nie otrząsnął się z rozpaczy. Praca jego życia okazała się jedynie żartem, a do niego samego na stałe przylgnęła etykieta łatwowiernego i bezkrytycznego. To, oczywiście, nie są cechy godne naukowca.

Legenda głosi, że Johann Beringer zmarł ze zgryzoty wkrótce po odkryciu wielkiego fałszerstwa. Jego książkę zawierającą opis skamielin wykonanych przez chłopców z Würzburga wydano ponownie w 1767 roku - jako ostrzeżenie dla naukowców, by lepiej weryfikować poprawność badań. Ale nie każdy uczony zrozumiał przekaz. Co więcej, niektórzy zdecydowali się, w imię sławy i pieniędzy, samemu zająć "naukowym fałszerstwem"!

Puzzle z "człowiekiem pierwotnym"

W 1912 roku adwokat Charles Dawson, amatorsko zajmujący się archeologią i paleontologią, ogłosił, że odnalazł w końcu brakujące ogniwo ewolucyjne pomiędzy człowiekiem i małpą. Zgodnie z jego zeznaniem czaszkę zupełnie nowego hominida odkrył pracownik żwirowni w Piltdown w hrabstwie East Sussex w 1908 roku.

Zaintrygowany domorosły odkrywca miał kontynuować poszukiwania i znaleźć kolejne szczątki. Przedstawił je potem Arthurowi S. Woodwardowi, kustoszowi British Museum, który zgodził się prowadzić wykopaliska razem z Dawsonem.

Mimo wątpliwości w środowisku naukowym odkrycie drugiej czaszki "brakującego ogniwa" potwierdziło teorię Dawsona, jakoby właśnie udało się dokonać epokowego odkrycia. W 1915 roku pozostałości trafiły na muzealną półkę - i choć nadal wielu uczonych spierało się co do faktycznego znaczenia znaleziska, wkrótce zniknęły z życia mediów.

Mistyfikację udało się odkryć dopiero w 1953 roku, niemal 40 lat po śmierci Dawsona. Dzięki wykorzystaniu nowych metod badawczych stwierdzono, że zawartość fluoru w szczęce i czaszce się nie zgadza, co oznacza, że te elementy pochodziły z innych czasów. Jak się okazało, czaszka należała do średniowiecznego człowieka, tymczasem szczęka miała około 500 lat i była częścią głowy orangutana z Borneo. Fałszerz zamoczył kości w roztworze żelaza i kwasu chromowego, nadając im w ten sposób wygląd autentycznych skamielin.

Do dziś nie potwierdzono tożsamości "żartownisia" z Piltdown. Większość podejrzeń dotyczy oczywiście samego Charlesa Dawsona, ale niektórzy wskazywali innych kandydatów, w tym słynnego pisarza Arthura Conan Doyle’a, uczonego i zwolennika ewolucjonizmu chrześcijańskiego Pierre’a Teilharda de Chardina lub ekscentrycznego arystokratę o skłonnościach do żartów Horace’a de Vere Cole.

Ni pies, ni wydra, ni... człowiek

Zupełnie inaczej potoczyły się losy kolejnego "nowego gatunku człekokształtnego", zwanego człowiekiem z Nebraski. W 1917 roku w rzeczonej Nebrasce znaleziono ząb należący do nieznanego wcześniej gatunku zwierzęcia - odkrywcą był geolog Harold Cook. Pięć lat później antropolog Henry Fairfield Osborn stwierdził, że fragment jest częścią szkieletu człekokształtnej małpy, którą nazwał Hesperopithecus. Naukowiec nie potwierdzał ani razu, by rzekoma małpa była brakującym ogniwem ewolucji...

Ale prasa nie czekała na fakty. Od razu zaroiło się od artykułów ogłaszających kolejną rewelację - stworzono nawet "rekonstrukcję" (bez jakichkolwiek podstaw naukowych), której zdjęcie opublikowało czasopismo "Illustrated London News". Cóż, jak widać fake news nie jest współczesnym pomysłem...

W 1925 roku okazało się, że ząb należał faktycznie do nieznanego gatunku - ale nie hominida, lecz świni. Dwa lata później zdementowano odkrycie człowieka z Nebraski na łamach magazynu "Science".

Jednak ten przypadek do dziś służy środowiskom kreacjonistycznym do dyskredytowania kopalnych dowodów istnienia ewolucji jako fałszerstw paleontologów. W podobny sposób traktuje się kontrowersyjną skamielinę znalezioną na terenie Chin i zwaną potocznie Archeoraptorem, o którą niektórzy naukowcy spierają się do dziś. Słynny szkielet może być w istocie mieszanką szczątków różnych kopalnych zwierząt.

Czy dinozaury mają pióra? Media mają potężny wkład w powstawanie tego rodzaju zamieszania, podczas gdy naukowcy - często nieświadomie - dostarczają im pomysłów. W przypadku Archeoraptora temat podchwyciło "National Geographic", publikując przedwcześnie artykuł na temat pierzastych dinozaurów - przez co w 2000 roku musiało wydać oficjalne oświadczenie o popełnionym błędzie. To nie może się jednak równać z zamieszaniem, jakie powstało po ogłoszeniu... istnienia życia na księżycu!

W sierpniu 1835 roku na łamach czasopisma "New York Sun" ukazał się artykuł autorstwa Ritcharda T. Locke’a mówiący o odkryciu na księżycu ludzi - a także nietoperzy, mórz, lasów i... piramid w kolorze liliowo-fioletowym. Jako autora tego epokowego odkrycia podano Johna Herschela, angielskiego astronoma, który w tamtym czasie przebywał akurat w Afryce.

Naukowiec, twórca kompletnego atlasu mgławic i gromad gwiazd znanych człowiekowi w 1864 roku, jeden z założycieli Towarzystwa Astronomicznego i popularyzator nauki musiał się bardzo zdziwić, kiedy wrócił do domu w 1838 roku i dowiedział się o własnym odkryciu...

Z wierzących też się śmieją Naukowcy badający skamieliny znajdują się często pod presją kreacjonistów, wyśmiewających ich starania. Niektórzy twierdzą nawet, że mistyfikacja, której ofiarą padł Johann Beringer, była ukartowana przez środowiska kościelne, by uczony nie posunął się w swoich badaniach za daleko. Tymczasem okazuje się, że osoby wierzące też można nabić w butelkę....

W 1869 roku grupa robotników kopiących studnię w Cardiff odkryła w ziemi skamielinę w kształcie wielkiego człowieka mierzącego aż trzy metry wzrostu. Wywołało to oczywiście ogromną sensację, ponieważ mieszkający w okolicy ortodoksyjni metodyści twierdzili, iż w zamierzchłych czasach ziemię zamieszkiwali giganci.

Okazało się jednak, że figura (wykonana dość szczegółowo, razem z pokaźnym członkiem) jest zwyczajnym posągiem wyrzeźbionym przez George’a Hulla. Artysta chciał po prostu zadrwić sobie z przesadnie poważnych wiernych...

Michał Procner - dziennikarz, publicysta, autor tekstów popularnonaukowych i beletrystyki. Absolwent Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu i Uniwersytetu Wrocławskiego. Pasjonat historii naturalnej.

Jeśli spodobał ci się artykuł zobacz również: Zdeformowane płody w grobowcu faraona.


Ciekawostki Historyczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy