Bitwa pod Wereśnicą. Chińscy ochotnicy przeciw Polsce

Chińscy ochotnicy w Ługańsku. Nim ubrali dawne carskie mundury, pracowali w miejscowej kopalni węgla /domena publiczna
Reklama

Operacje przeciwko Łunińcowi prowadzono już od kwietnia 1919 roku. Jednak ze względu na znaczną przewagę przeciwnika, słabe uzbrojenie wojsk polskich, a przede wszystkim niedobór artylerii oraz trudne warunki terenowe, które ograniczały możliwość użycia dział, żaden z trzech ataków przeprowadzonych od początku ofensywy nie przyniósł sukcesu.

Dopiero czwarta operacja, przeprowadzona w ramach rozpoczętej 1 lipca wielkiej ofensywy wojsk Frontu Litewsko-Białoruskiego, której celem było zdobycie Mińska i oparcie linii frontu na rzekach Dźwinie i Berezynie, powiodła się. Zdobycie Łunińca 10 lipca 1919 roku zabezpieczyło prawe skrzydło wojsk nacierających na głównym kierunku i uniemożliwiło przerzucanie posiłków pomiędzy południowym i północnym odcinkiem frontu.

Reklama

Sowieci byli zdeterminowani, aby odzyskać ważny węzeł komunikacyjny, jakim był Łuniniec. Aby to osiągnąć musieli odbić Turów i Dawidgródek. Dlatego też między 14 a 27 lipca kilka razy próbowali wysadzić desant pod Wereśnicą i stale ostrzeliwali polskie pozycje na linii Olszany - Remel - Moczule, które Polacy obsadzili oddziałami w sile 600 bagnetów, dysponującymi 2 działami, 16 karabinami maszynowymi i 4 moździerzami. Flotylla Pińska w tym czasie otrzymała rozkaz, aby przebazować się do Turowa, co miało skrócić czas dotarcia do zagrożonych atakiem wroga pozycji. Niestety marynarze nie zdążyli przerzucić swych sił przed rozpoczęciem radzieckiej operacji desantowej u ujścia Horynia.

Desant

Wieczorem 1 sierpnia pod Leskowiczami na pokład statku uzbrojonego "Burzyn" weszli piechurzy z jednego z batalionów 64 pułku strzelców. Po zmroku "Burzyn" wyruszył w eskorcie "Trachtomirowa" i czterech motorówek pancernych w kierunku Dawidgródka. Przed świtem okręty otrzymały dodatkową osłonę: pojawiła się mgła, która ukryła flotyllę przed oczami polskich obserwatorów. Dopiero kiedy w polskich okopach zaczęły rozrywać się pociski artyleryjskie, zdano sobie sprawę z rozpoczęcia operacji.

Po krótkim ostrzale "Burzyn" podszedł do brzegu, a czerwonogwardziści zaczęli wysypywać się przez burty statku i brodząc w płytkiej wodzie zabrali się za mozolny marsz w kierunku niezbyt wysokiego brzegu bronionego przez oddziały I batalionu 22 pułku piechoty. Za plecami desantu krążyły kutry opancerzone typu "D" ostrzeliwując obrońców z karabinów maszynowych. Polacy nie pozostawali dłużni - natychmiast odpowiedzieli ogniem karabinowym i maszynowym.

Kolejni napierający bolszewicy zaczęli padać martwi w płytkiej wodzie. Wokół okrętów padały granaty moździerzowe wznosząc w powietrze kolumny wody i błota. Mimo silnego ognia sowiecka piechota dotarła do polskich linii. Radzieccy żołnierze wpadli z okrzykiem do okopów. Rozgorzała zacięta walka na bagnety, granaty ręczne i pięści.

Chińczyki idą!

Tymczasem od strony lądu polskie pozycje zaatakowała pozostała część 64 pułku strzelców, instruktorski batalion Chińczyków z tradycyjnymi kapeluszami dǒulì na głowach, a także oddział niemieckich komunistów - spartakusowców w budionówkach i poniemieckich hełmach.

Przeważające siły bolszewików rozpoczęły szturm na polskie pozycje umieszczone na linii Olszany - Remel - Moczule. Były to właściwie cztery odosobnione punkty oporu rozstawione pomiędzy rozlewiskami rzek i bagnami. Każdą pozycję dzieliło około 2,5 - 3,5 kilometra niemożliwych do przejścia moczarów, poprzecinanych jedynie z rzadka brzozowymi zagajnikami.

Nieprzyjaciel mógł atakować wyłącznie wąskimi pasami podmokłej ziemi. Tymi to pasami zaatakowali Chińczycy. Polskim żołnierzom ukazała się tyraliera piechoty atakująca w charakterystycznych szpiczastych kapeluszach na głowach. Za nimi szturmowali spartakusowcy. Wkrótce chińsko-niemiecki atak załamał się pod polskim ogniem.

Chińczycy w Rosji

O ile żołnierze Wojska Polskiego przywykli do tego, że dotychczas walczyli z Ukraińcami, Rosjanami, Łotyszami, Niemcami, czy Polakami, tak widok Chińczyków wprowadził ich w konsternację. Skąd na Polesiu wzięli się Chińczycy?

Zaczęli się pojawiać europejskiej części Rosji w 1915 roku. Pochodzili w większości z pogranicza rosyjsko-chińskiego w Mandżurii i samych Chin. Początkowo zostali sprowadzeni do budowy linii kolejowej Petersburg-Murmańsk. Później, wraz z biegiem wojny, kiedy zwiększał się pobór do wojska, tym więcej ludzi zaczęło brakować w przemyśle. Ich miejsce zajęli Chińczycy, którzy byli tanimi robotnikami i solidnymi

Zaczęli trafiać do kopalń. Najpierw na Uralu, a potem w Donbasie. Zatrudniano ich w przemyśle drzewnym - wycinali lasy Karelii, Łotwy i Białorusi. Wkrótce w kopalniach donieckiego zagłębia pracowało więcej Chińczyków, niż Ukraińców albo Rosjan. W sumie w europejskiej części Rosji mogło być nawet 200 tysięcy Chińczyków.

Kiedy Imperium Rosyjskie upadło w 1917 roku dziesiątki tysięcy z nich znalazło się w obcym kraju bez pieniędzy, bez pracy, znajomości języka i bez perspektyw powrotu do domu. Większość Chińczyków nie znała języka rosyjskiego i nie czuli żadnego związku z krajem, w którym tylko pracowali. Nie znali zwyczajów i stylu życia. Dlatego trzymali się swoich rodaków, tworząc zwarte, zamknięte grupy z silną dyscypliną. Na tej osnowie zaczęli organizować gangi, które wędrowały po rosyjskich wsiach i miastach, polując i rabując.

Czerwoni Chińczycy

Pierwszymi, którzy zauważyli osieroconych Chińczyków, byli bolszewicy, którzy wezwali ich do udziału w walce klasowej. Na początku tworzono z nich samodzielne bataliony i pułki. Niektórzy poszli z potrzeby walki o lepszy byt wyzyskiwanych robotników, inni wstąpili do Czerwonej Gwardii, aby po prostu, aby nie umrzeć z głodu i zimna.

Pierwszy taki oddział stworzył w Besarabii mołdawski Żyd, Iona Emmanuiłowicz Jakir. Bolszewicy szybko docenili karność chińskich oddziałów. Wkrótce zostali dopuszczeni do najwyższych zaszczytów - z 70 Chińczyków utworzono osobistą ochronę Włodzimierza Lenina. Kolejny oddział wszedł w skład elitarnego Międzynarodowego Oddziału utworzonego przy I Korpusie. Potem jednostka ta została przeniesiona do Moskwy i nazwana Pierwszym Międzynarodowym Legionem Czerwonej Armii.

Wkrótce Chińczycy zaczęli trafiać do Jednostek Specjalnego Przeznaczenia, gdzie w wielu przypadkach stanowili trzon oddziałów zajmujących się walką z kontrrewolucją i ochrona najważniejszych obiektów. Chińczycy tłumili wraz z polskim Czerwonym Pułkiem Rewolucyjnej Warszawy powstanie eserowców w Moskwie. Pacyfikowali białych we Władykaukazie i tłumili powstanie w Astrachaniu, co przeszło do historii pod nazwą "astrachańskiej masakry".

W Kijowie oddział Chińczyków dowodzony przez Li Xiu-Lianga walczył przeciwko wojskom ukraińskim Skoropadskiego, a potem Petlury. Kiedy wyparli Ukraińców z Kijowa, ruszyli przeciwko Kozakom Zełenego, a potem Polakom. To właśnie z tym oddziałem przyszło walczyć Polakom.

Osiem szturmów

W "Zarysie historji wojennej 22-go pułku piechoty" można przeczytać (zachowano oryginalną pisownię): "Ogólnie biorąc, siły nieprzyjaciela wynosiły 1800-2000 bagnetów, 25 karabinów maszynowych i dwa działa [na pokładzie statku pancernego]. Po całodziennych zmaganiach się w Moczulach i Remlu oddziały polskie zostały wyparte i jedynie Olszany, trzymane przez 4-ą kompanję 22-go pułku pod dowództwem kapitana Zawadzkiego, w bohaterskiej obronie odpierają 8 kolejnych natarć, wspartych artylerią nieprzyjaciela.

W ostatnim natarciu, po upadku Remla i Moczul, gdy nieprzyjaciel ze zdwojoną energią już zdobywał polskie okopy, szaleńcze przeciwuderzenie, prowadzone osobiście przez kapitana Zawadzkiego z kilkunastoma zaledwie ludźmi, nietylko likwiduje niebezpieczeństwo, lecz nawet doprowadza do porażki nieprzyjaciela, dając w zdobyczy 4 karabiny maszynowe i 30 jeńców. Straty nieprzyjaciela w walce pod Olszanami dochodziły do 200 zabitych i rannych, podczas gdy polskie straty wynosiły 5 zabitych i 34 rannych".

Dzięki niezwykłemu poświęceniu polskiej piechoty sowiecka operacja desantowa zakończyła się niepowodzeniem. Był to jednak tylko niewielki epizod bitwy toczonej pomiędzy Dźwiną a Prypecią, która uwieńczona została zdobyciem Mińska i Słucka. Bolszewicy zostali zmuszeni do wycofania się za Berezynę, Ptycz i Dźwinę. W dodatku pierwsza duża operacja zaczepna sowieckiej Flotylli Wojennej przeciwko Polakom zakończyła się spektakularną klęską: jeden kuter został zatopiony, a kolejne dwa lub trzy uszkodzone.


***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy