Bitwa pod Gdowem. Największa klęska Polaków

Bitwa pod Gdowem była jedną z największych porażek w historii Polski /domena publiczna
Reklama

Luty i marzec 1846 roku na terenach Galicji był bardzo krwawy. Rozpoczęła się rabacja galicyjska i powstanie w Wolnym Mieście Krakowie pod dowództwem Jana Tyssowskiego. Jak zakończyła się jedyna bitwa powstania krakowskiego?

Powstanie krakowskie miało oprzeć się na sile chłopstwa. Organizacyjnie nie chciano popełnić błędu wcześniejszych zbrojnych wystąpień przeciwko zaborcy. Obiecano uwłaszczenie oraz przypisanie ziemi. Propagowaniem tych idei zajęła się jednak zbyt mała liczba ludzi, co okazało się sporym utrudnieniem dla powstańców.

Powstanie rozpoczęło się 21 lutego 1846 roku i trwało do 4 marca. Początkowo powstańcy chcieli zrezygnować z ustalonej daty, gdyż do miasta wkraczał kolejny austriacki oddział. Datę wybuchu powstania jednak podtrzymano, powstańcy nie wiedzieli bowiem o rozpoczętej w nocy z 18 na 19 lutego rabacji galicyjskiej. 24 lutego wydano "Manifest do Narodu", dyktatorem i przywódcą zrywu mianowany został Jan Tyssowski, a organizatorem Edward Dembowski.

Reklama

Problem rabacji galicyjskiej

Austriacy spodziewali się rewolucyjnych walk, dlatego też szybko zaczęli podburzać galicyjskich chłopów przeciw swoim panom - Polakom. Dzięki informatorom zaborcy dobrze wiedzieli o planach powstania i chcieli zniszczyć ideę od środka, wykorzystując właśnie chłopstwo. Wytłumaczmy jednak jedno - w XIX wieku bardzo mocno było widać przepaść pomiędzy szlachtą a chłopstwem. Ci drudzy nie utożsamiali się z krajem, nie czuli świadomości narodowej, dlatego byli bardzo podatni na manipulację. Większość z nich uwierzyła, że to polska szlachta zamierza ich wymordować.

Już 18 lutego chłopi zaczęli napadać na liczne dwory zabijając niewinnych ludzi - właścicieli ziemskich, urzędników a także księży. Niszczono dwory w cyrkułach: bocheńskim, tarnowskim, jasielskim, sądeckim i wielickim. Atakowano także zmierzające do Krakowa oddziały powstańcze. Dowódca Pierwszego Oddziału Jazdy - Roman Pracki, pisał o złapaniu i przesłuchaniu nieopodal Wieliczki grupy chłopstwa wraz z austriackimi szwoleżerami:

"Że rabunki i mordy jakich się chłopi dopuścili na szlachcie, nie powstały z niechęci i zemsty ku tymże, ale z nakazu komisarza cyrkułowego z Niepołomic i starosty Bochni, którzy wydali piśmienne rozkazy wójtom, aby szlachtę do cyrkułu dostawiać, żywych lub umarłych; że za każdą osobę zapłacone mieć będzie 12 reńskich srebrem (...)". 

Klęska wyprawy na Bochnię

Austriacy na wieść wybuchu powstania czym prędzej uciekli z Wieliczki (choć znajdująca się tutaj kopalnia przynosiła im spory zysk, a utrata miasta mogłaby spowodować podważenie autorytetu). 24 lutego Edward Dembowski wygłosił mowę do mieszkańców a chwilę później do miasta wkroczyły siły powstańcze na czele z pułkownikiem Suchorzewskim. Z budynków likwidowano herby zaborcy a na rynku rozbrzmiewał Mazurek Dąbrowskiego. Jednak wokół miasta trwała rzeź i plądrowanie dworów.

Następnego dnia naprawiano broń oraz tworzono nową, do znajdujących się w mieście powstańców ciągle dochodzili kolejni. Skonfiskowano także kasę salinarną, część pieniędzy przeznaczono na potrzeby oddziałów, a resztę odesłano do Krakowa. Wyruszono także w kierunku Bochni przez często uczęszczaną drogę z Myślenic. Oddziały krakusów, kosynierów i strzelców spędziły noc w Łazanach, by następnego dnia udać się w kierunku Gdowa, gdzie okoliczni chłopi zwozili ciała zamordowanych panów lub więzili żywych by otrzymać od Austriaków zapłatę.

Rzeź pod Gdowem

26 lutego powstańcy doszli pod Gdów. Tymczasem nieopodal znajdował się oddział 500 pieszych i 170 członków kawalerii dowodzony przez Ludwiga von Benedeka, austriackiego podpułkownika, który miał tłumić zapały rewolucyjne w Galicji. Do jego oddziału dołączali okoliczni chłopi. Od rana siły powstańcze ulokowane były w Gdowie, oddziały krakusów obserwowały most nad Rabą, reszta z kolei urzędowała w karczmie albo szukała jedzenia po okolicznych domach. O postawie głównodowodzącego - Jakubie Suchorzewskim - Bolesław Limanowski pisał:

"Suchorzewski wcale nie myślał o przyjęciu bitwy w Gdowie, on po prostu nie spodziewał się tak rychłego spotkania (...). W mieście - opowiada jeden z uczestników bitwy - zastali kosynierów pijanych, a Suchorzewski z kilkoma panami wybrał się do sąsiedniego dworku na przekąskę. Podobno nie pojawił się on wcale na placu boju". 

Austriacy napotkali wystawione czaty krakusów i zaczęli do nich strzelać. Oddział szybko wycofał się do Gdowa. Z karczmy i domów wybiegali zdezorientowani powstańcy tamując drogę. Ludwig von Benedek przypuścił manewr oskrzydlający, co skutecznie odcięło drogę powstańcom przy cmentarzu. 

Skulonych przy murze dopadli rozwścieczeni chłopi, mordując ich bez opamiętania, by potem ruszyć do centrum wsi. Dzięki Austriakom niektórym powstańcom udało się przeżyć pogrom, choć późniejsze traktowanie w niewoli pozostawiało wiele do życzenia. O takiej sytuacji pisał Michał Łysakowski, późniejszy wójt gminy Zwierzyniec:

"(...) a wtedy chłopstwo, wyjąc jak wilki, rzuciło się na nas by dobić i obedrzeć. W tej chwili nadbiegł jednak oficer z kilku żołnierzami od piechoty i zasłonił nas od niechybnej śmierci. Obdarty ze sukni, skrwawiony do pasa, doznałem w ulewnym deszczu, jaki się równocześnie opuścił, dobroczynnej pomocy i otrzeźwienia. (...) odwieziony zostałem zaraz po południu tegoż samego dnia do Wieliczki, gdzie po zdjęciu nam butów, zostaliśmy jak śledzie do beczki, do piwnic magistratu zapakowani. Przez 48 godzin nie dostaliśmy ani kawałka chleba, ani źdźbła słomy na posłanie".

Bitwa była przegrana, resztki powstańców łapano w okolicy albo mordowano. Łącznie w niewolę wzięto 59 powstańców, 154 pochowano w zbiorowym grobie pod murem cmentarza, gdzie w większości polegli. Ludwig von Benedek w swym raporcie meldował, że po stronie austriackiej nie było żadnego zabitego, nikt z jego ludzi nie doznał nawet ran. Jedynie dwóch szwoleżerów na krótki czas trafiło do polskiej niewoli.

W dokumencie można znaleźć też wzmiankę o tym, że podczas walki raniony został w kolano... koń oficera sztabowego. Parę dni później Austriacy dotarli do Wieliczki. W Krakowie szybko rozeszła się informacja o klęsce. Zorganizowana przez ponad 30 zakonników i księży na tę wieść procesja liczyła ponad 500 ludzi. Na jej czele szedł Edward Dembowski, który miał jeszcze nadzieję na ratunek powstania.

Jednak zamiast czekających chłopów pod Podgórzem (dzisiejsza dzielnica Krakowa) na procesję czekał oddział austriacki. Dembowski zginął od kul. Wojska zaborców szybko uporały się z pacyfikacją galicyjskiego chłopstwa. Przy okazji kolejnego powstania chłopi nie rwali się do walki, stali się biernymi obserwatorami upadającego narodowowyzwoleńczego zrywu w styczniu 1863 roku.

Bartłomiej Gajek - historyk, archiwista, publicysta. Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zajmuje się historią przestępczości w czasach nowożytnych oraz historią Krakowa. Współpracuje z Newsweek Historia oraz Mówią Wieki.

Ciekawostki Historyczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy