Asasyni: Tajna sekta muzułmańskich skrytobójców

Ten, kto wszedł w drogę Asasynom, nie mógł spać spokojnie... /123RF/PICSEL
Reklama

Król, kalif, wezyr, duchowny - nikt, kto wszedł im w drogę, nie mógł spać spokojnie. Historia asasynów jest pełna mitów. Kim tak naprawdę byli członkowie zabójczej sekty?

Wieczorem, 28 kwietnia 1192 roku Konrad z  Montferratu - wybrany przez baronów, ale jeszcze niekoronowany król Jerozolimy - wyruszył na niespieszną przejażdżkę ulicami Tyru. W pewnym momencie wdał się w przyjacielską pogawędkę z dwoma mnichami, którzy zaskoczyli go swoją biegłością we francuskim. W mgnieniu oka w rękach zakapturzonych postaci błysnęły sztylety. Konrad z Montferratu już nie objął tronu...

To tylko jeden z  kilkuset zamachów, jakich dokonała tajna sekta muzułmańskich skrytobójców między XI a XIII wiekiem na terenach Bliskiego Wschodu i Persji. Gdyby nadal żyli, nazwa "asasyni" mogłaby ich mocno urazić. Słowo to pochodzi bowiem od arabskiego "hasziszija", czyli "tych, którzy zażywają haszysz" - wyrażenia pogardliwego, bo praktykę tę uznawano za bezbożną. Jednak to, że wyraz "assassin" oznacza w  języku angielskim czy francuskim zabójcę, nie wzięło się znikąd - przez wieki byli oni postrzegani przez przybyszów z  Zachodu jako pozbawieni skrupułów mordercy o nie do końca zrozumiałych motywach...

Reklama

Narodziny legendy

W  połowie XI wieku w  perskim mieście Kom (na terenie dzisiejszego Iranu) przyszedł na świat chłopiec, który według przekazów już we wczesnym dzieciństwie wykazywał niezwykle zdolności. Hassan ibn Sabbah jako siedmiolatek zaczął zgłębiać geometrię i astronomię. Mniej więcej w tym samym czasie żywo zainteresował się też religią. Ze studiów w sławnym szyickim Domu Nauki w Kairze został wydalony za konflikty z  władzą, jednak wiedza, którą zdobył, nie poszła na marne.

Już wkrótce posłużyła mu ona do stworzenia struktury organizacyjnej asasynów. Ludność północnej Persji żyła wówczas pod jarzmem Turków Seldżuckich, gorliwie wyznających sunnizm - odłam islamu obcy na tych ziemiach. Hassan wrócił do ojczyzny, gdzie nawoływał rodaków do walki z "okupantem". Kiedy odpoczywał po jednym ze swoich wykładów, dotarła do niego pewna wiadomość - i zmieniła całe jego życie. Nizar, przywódca szyitów (drugiej największej gałęzi islamu, której Hassan był wyznawcą), został zamordowany, a  tron objął uzurpator.


Od tego momentu wielu irańskich szyitów stało się nizarytami, uznającymi za patrona zabitego imama. Pokierować nimi miał Hassan ibn Sabbah. Był człowiekiem o ogromnej charyzmie i imponującej wiedzy. Okazał się także przebiegłym strategiem. Szybko zdał sobie sprawę, że wróg dysponuje większą siłą militarną, więc do realizacji swojej misji trzeba szukać innego rodzaju broni. Na perskich równinach zmasowany atak tureckiej konnicy przeciwko garstce zwolenników Hassana skończyłby się rzezią tych ostatnich.

W północnym Iranie znajduje się jednak wiele górzystych terenów, gdzie odpowiednio ufortyfikowane cytadele byłyby praktycznie nie do zdobycia. Strategia się sprawdziła - w krótkim czasie nizaryci przejęli kilkadziesiąt twierdz (w wielu przypadkach bez rozlewu krwi). Co ciekawe, pierwszą z nich przebiegły Hassan opanował w pojedynkę. Jak tego dokonał? Przez lata przekonywał mieszkańców pobliskiej doliny i wartowników do swoich racji. W końcu zaoferował właścicielowi warowni jej wykup.

Ten - otoczony konwertytami - nie miał innego wyjścia i przyjął ofertę. W taki sposób w ręce sekty przeszła potężna forteca Alamut, która już na zawsze stała się częścią legendy asasynów.

Widmowi zabójcy

Czternastego października 1092 roku wezyr państwa Turków Seldżuckich, Nizam al-Mulk, podróżował przez zachodnią Persję. Właśnie kierował się do haremu, gdy do jego lektyki przedarła się zakapturzona postać i  w  okamgnieniu pozbawiła go życia.

Zamaskowany mężczyzna był pierwszym fedainem - wyszkolonym zabójcą, który z radością poświęcił się dla sprawy. Skrytobójstwa nie były wprawdzie niczym nowym w  świecie islamu, lecz dotąd zdarzały się raczej sporadycznie. Od momentu pojawienia się asasynów wszystko się zmieniło - dla nich takie zamachy stanowiły podstawowe narzędzie gry politycznej. Za życia Hassana dokonano 50 morderstw, które stały się wstępem do czarnej legendy nizarytów. Wkrótce jej popularność sprawiła, że posądzano ich również o  zabójstwa, których nie popełnili. Powszechna aura grozy, jaką wokół siebie roztaczali, była im jednak na rękę.


Wrogowie musieli się mieć na baczności, a sojusznicy - traktować ich poważnie. W twierdzy Alamut przechowywano spis imion tych, którzy wykonali zadanie, oraz ich ofiar. Działania asasynów były skuteczne dzięki taktyce ukrycia zwanej takija: nizaryta mógł wyprzeć się wiary i dowolnie kłamać, jeśli tylko miało to pomóc w wypełnieniu misji. Również na ten temat powstało wiele podań, z których chyba najsłynniejsze dotyczy próby zabicia najpotężniejszego władcy islamu - Saladyna. W roku 1176 po kilku nieudanych zamachach na jego życie postanowił on rozprawić się z asasynami i zaatakował ich syryjską warownię Masjaf.

W trakcie oblężenia przybył przedstawiciel sekty. Twierdził, że ma mu do przekazania informację zarezerwowaną wyłącznie dla jego uszu. Sułtan, wyczuwając podstęp, postawił ultimatum: zgodzi się na rozmowę, ale dwóch strażników pozostanie przy nim, a posłaniec nie przyniesie żadnej broni. Skryto bójca przystał na te warunki. Gdy podczas spotkania zapytał gospodarza, dlaczego tak obstawał przy obecności strażników, Saladyn odparł, że ufa im bezgranicznie. Wtedy asasyn zwrócił się do wartowników. Na pytanie, czy zabiją władcę, wyciągnęli miecze i odrzekli: - Rozkazuj, panie. To tylko jedna z licznych legend, lecz faktem pozostaje, że potężny sułtan odstąpił od oblężenia.

Sojusz sztyletu i krzyża

Dla nizarytów najważniejsza była dawah - czyli misja niesienia prawdziwej wiary islamu oraz  zjednoczenia wszystkich jego odłamów. Przywództwo Alamutu uznało, iż tereny Syrii doskonale nadają się do ekspansji - region był górzysty i niestabilny politycznie. To właśnie tam asasyni zetknęli się z Europejczykami, którzy przywódcę ich sekty nazwali Starcem z Gór. W tym czasie nizarytami kierował już nie Hassan ibn Sabbah, a Raszid ad-Sinan. Na swoją siedzibę wybrał potężny, górujący nad okolicą zamek Masjaf. Otoczony przez wrogów wiedział, że musi znaleźć sprzymierzeńców -  i  to szybko. Mieli się nimi okazać przybysze z  Zachodu z  wyhaftowanymi na płaszczach krzyżami.

Kilkadziesiąt lat po pierwszej krucjacie Europejczycy wytracili impet. Nękani ze wszystkich stron i uwikłani w  wewnętrzne spory krzyżowcy stopniowo wycofywali się w stronę Morza Śródziemnego. Byli gotowi pójść na ugodę z  każdym w myśl dewizy: "wróg mojego wroga jest moim przyjacielem". Zwrócili więc wzrok w stronę graniczących z  ich państwami ziem nizarytów w Syrii. Dotarły do nich opowieści o  fedainach, nic zatem dziwnego, że uznali, iż nie warto mieć takich ludzi za przeciwników. Był to jednak trudny alians - asasyni i krzyżowcy kilkakrotnie walczyli po tej samej stronie przeciwko Turkom Seldżuckim, lecz równie często prowadzili graniczne starcia pozycyjne między sobą. Głównymi wichrzycielami były rycerskie zakony templariuszy i joan nitów, zaciekle broniące chrześcijańskich państewek i często nakładające na nizarytów ogromne daniny.


W wyniku wzajemnych tarć w  połowie XII wieku stosunki pomiędzy sprzymierzeńcami mocno się ochłodziły - a efektem było wydarzenie, które zaowocowało mitem o widmowych zabójcach, potrafiących rozpłynąć się w powietrzu. W  1152 roku Rajmund II, hrabia Trypolisu, odprowadził swoją małżonkę do bram miasta, życząc jej spokojnej podróży do Jerozolimy. W drodze powrotnej do domu został znienacka otoczony przez grupę mężczyzn. Zakapturzone postacie zaatakowały - kilkukrotnie dźgnięty rycerz zmarł w wyniku odniesionych ran. W całym mieście zapanował zgiełk, a  każdego napotkanego muzułmanina zabijano na miejscu. Po mordercach nie został jednak nawet ślad - po prostu zniknęli w cieniu. Nie zawsze śmierć krzyżowca z rąk asasynów stanowiła kość niezgody - wspomniane na początku zabójstwo Konrada z  Montferratu w 1192 roku bardzo odpowiadało jego następcy, Henrykowi II z  Szampanii, który natychmiast "pogodził się" z nizarytami. Paradoksalnie więc zamach doprowadził do ocieplenia stosunków.

Assasyni są wśród nas?

Legendarna sekta przetrwała ponad 200 lat, sprytnie lawirując między krzyżowcami i  władcami Bliskiego Wschodu. Zabójcy terroryzowali przeciwników politycznych, by w  ten sposób zdobywać wpływy nieproporcjonalne do swej liczebności. Każdy kolejny atak przyczyniał się do rozprzestrzenienia się legendy o widmach czyhających w  ciemnych zakątkach i bezkarnie mordujących wrogów. Górskie twierdze wielokrotnie oblegano, jednak zdobycie ich udało się jedynie okrutnej sile ze wschodu, niszczącej wszystko na swojej drodze - Mongołom. Alamut padł w roku 1256, a ostatni bastion - Girdkuh - bronił się jeszcze przez 14  lat. Po asasynach pozostały opowieści, które do dziś rozpalają wyobraźnię historyków, miłośników gier, filmów i literatury. Ale czy aby na pewno to tylko legendy?

Łukasz Kaczmarczyk

Świat Wiedzy Historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy