21 w karcerze: Okrutna kara Barbary Ubryk

Dlaczego Barbara Ubryk trafiła do ciasnej celi na aż 21 lat? /Wikimedia Commons /domena publiczna
Reklama

Przybysze, powstrzymując odrazę, przyglądali się mrocznej izbie. Jedyne okno celi zamurowano, pozostawiając wąską szparę, wpuszczającą smugę dziennego światła. W grubych drzwiach wycięto zasuwany otwór, przez który siostry podawały więźniarce posiłki. 

Prowizoryczny ustęp bez żadnego przykrycia łączył się bezpośrednio z dołem kloacznym, wydzielając straszliwy smród. Zarówno ściany celi, jak i ciało kobiety wysmarowane były odchodami.

- Jak się nazywasz? - zapytał przewodniczący rządowej komisji, sędzia Gebhardt. 

- Barbara Ubryk - padła natychmiastowa odpowiedź. 

Reklama

- Co ty tu robisz? 

- Dobrodzieju, już będę posłuszną - załkała kobieta. 

- Dlaczego tu siedzisz? - dociekał sędzia. 

- Bo mnie zamknęli. 

- Za co tu siedzisz?  

- Bo ja jestem grzesznicą, popełniłam grzech nieczystości. Ale one to są anioły - zaśmiała się szyderczo Barbara - one to czyste, ja wiem, one mówią, że ja wariatka... 

Głęboko poruszeni członkowie komisji, do której należeli również wysłannik krakowskiego biskupa ksiądz prałat Spital oraz winiarz Gralewski i zegarmistrz Parvi, nakazali siostrom natychmiast przenieść nieszczęśnicę do czystego pomieszczenia. 

Sprawy nie dało się dłużej utrzymać w tajemnicy. Wszczęto oficjalne śledztwo, aresztowano przełożoną zakonu, jej zastępczynię oraz służącą, a Barbarę przewieziono do szpitala. Wieść o zbrodni w klasztorze Karmelitanek bosych rozniosła się po Krakowie lotem błyskawicy. Oburzeni mieszczanie gromadzili się na ulicach i placach, rzucano hasła ataku na siedzibę zakonu. 

Wreszcie rozjuszony tłum ruszył nie tylko na klasztor przy Wesołej, gdzie rozegrała się tragedia Ubrykówny, ale i na budynek należący do męskiego zgromadzenia jezuitów. Musiała interweniować policja, a gdy ona nie mogła poradzić sobie z napierającymi gromadami ludzi, wezwano na pomoc wojsko. 

Nazajutrz władze Krakowa poprzez rozklejone w całym mieście afisze wzywały publiczność do uspokojenia i zapewniały o surowym potraktowaniu winnych przestępstwa. Dopiero to przyhamowało społeczny gniew.

Pięćdziesięciojednoletnia Barbara Ubryk - po wykąpaniu i ubraniu - została poddana szczegółowym oględzinom. Okazało się, że - poza ogólnym wychudzeniem i przykurczem nóg (spowodowanym długotrwałym siedzeniem w kucki) - jej fizyczna kondycja była niezła. 

Otoczona opieką, dobrze karmiona, szybko odzyskała dobrą formę. Natomiast stan jej psychiki był opłakany. Jak pisał badający kobietę doktor Leon Blumenstok, "umysł jej przedstawia próżnię i ciemnię, w której tu i ówdzie migocze się światełko mdłe i błędne". 

Wkrótce wyszło na jaw, że Barbara spędziła w zamkniętej celi 21 lat! Zapewne dożyłaby tam kresu, gdyby nie desperacja weterana powstania styczniowego, Antoniego Gąsiorowskiego, który w 1869 roku przypadkiem dowiedział się od spowiednika krakowskich mniszek o tajemniczej więźniarce. Próbował zainteresować tą sprawą kilku adwokatów, lecz każdy bał się zadzierać z duchowieństwem. 

W końcu Gąsiorowski wysłał anonimowy list do prezesa wyższego sądu karnego w Krakowie, a dla pewności - tym razem podpisane - zawiadomienie do ministra sprawiedliwości w Wiedniu. Takie doniesienia nie mogły zostać zignorowane. Jednak na wszelki wypadek prezes sądu, spowinowacony z przeoryszą karmelitanek, udał się na dłuższy urlop, powierzając sprawę sędziemu Gebhardtowi. Tymczasem wieść gminna niosła, że Barbarę uwięziono za złamanie ślubów czystości lub próbę ucieczki z klasztoru z mężczyzną. 

Śledztwo wykazało, że nie było to prawdą, choć legenda zaczęła już żyć własnym życiem. W Europie, a nawet w Stanach Zjednoczonych, na kanwie tej historii powstawały książki i sztuki teatralne. Rzeczywistość była inna, choć nie mniej tragiczna. 

Opętana przez diabła? 

Anna Ubryk urodziła się w 1817 roku w domu niezamożnego właściciela fabryczki stolarskiej, gdzie dorastała w towarzystwie trzech sióstr. Osierocona w wieku 16 lat, postanowiła poświęcić życie Chrystusowi i w 1836 roku udała się do warszawskiego klasztoru Wizytek. 

Niestety, dwa lata później, po 3 miesiącach od wstąpienia do nowicjatu, pojawiły się u niej na tyle niepokojące objawy (bezsenność, halucynacje), że wydalono ją z zakonu, oddając pod opiekę hrabinie Dziewanowskiej. Dziewczyna jednak tak żarliwie pragnęła służyć Bogu, że w roku 1840 przyjęto ją do zgromadzenia karmelitanek. 

Siostra Barbara - bo tak brzmiało jej zakonne imię - nie wyróżniała się ani inteligencją, ani pobożnością. Po dwóch latach od przywdziania habitu powróciły jednak jej dziwaczne zachowania, które brano za niesubordynację i psoty. Mniszki jakoś sobie z tym radziły - do czasu, gdy młoda zakonnica, uciekłszy z chóru, zamknęła się w celi, gdzie rozebrała się do naga i tańczyła, wykonując nieprzyzwoite gesty. 

Za tak oburzające zachowanie Barbara trafiła do karceru - celi, w której miała spędzić kolejnych 21 lat... Ponieważ zdzierała z siebie ubranie, przestano jej dawać odzież. Jako że niszczyła sprzęty, rozebrano piec i wyniesiono łóżko. Gdy zaczęła nago stawać w oknie, wykrzykiwać nieobyczajne słowa i wyrzucać różne przedmioty, zamurowano otwór okienny. Chorą zajmował się medyk, który stosował okłady z lodu i gorczycy, pijawki i środki wymiotne. 

Po jego śmierci w 1854 roku nie podejmowano już żadnych prób leczenia Barbary, choć... modlił się za nią sam generał zakonu. Badania, jakim poddano kobietę w szpitalu psychiatrycznym, wykazały "zupełne pomieszanie umysłu przechodzące w niedołęstwo umysłowe" oraz "przeważną zmysłowość pod względem płciowym". 

Barbarę zajmowały jedynie sprawy cielesne: nasycenie głodu, wypróżnienia oraz marzenia o zaspokojeniu popędu seksualnego. Ten ostatni aspekt był dla niej najistotniejszy, co musiało wprawiać w zakłopotanie środowisko mniszek, tym bardziej że Ubrykówna używała nader wulgarnego języka. Gdzie nasłuchała się takich sprośności, było kolejną zagadką dla lekarzy. Przeorysza i pozostałe zakonnice zostały ostatecznie uniewinnione, gdyż uznano, że działały w dobrej wierze. 

Zamykanie chorych psychicznie było w tamtych czasach normą. Poza tym konkordat, nadrzędny nad prawem krajowym, nie zezwalał osobie po ślubach zakonnych opuścić murów klasztoru. Barbara Ubryk spędziła resztę życia w zakładzie dla obłąkanych, gdzie zmarła w 1898 roku, w wieku 81 lat.

***Zobacz także***

Świat Tajemnic
Dowiedz się więcej na temat: Kraków
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy