1976: Lato gniewnych ludzi

Strajk w Zakładach Mechanicznych Ursus - robotnicy zablokowali pobliskie tory kolejowe zatrzymując wszystkie pociągi /East News
Reklama

​W lipcu 1976 roku obywatele PRL-u po raz pierwszy od dwudziestu trzech lat otrzymali wraz z wypłatą tak zwane bilety towarowe. Pod tą oficjalnie brzmiącą nazwą kryły się kartki na cukier - sygnał gwałtownie pogarszającej się sytuacji gospodarczej socjalistycznego państwa oraz niechlubna "pamiątka" po dramatycznych protestach robotników w Radomiu, Ursusie i Płocku.

Ludzie zdążyli już zapomnieć biedę pierwszych lat po wojnie, kiedy reglamentowano niemal wszystkie towary: od chleba po naftę, zapałki i tekstylia. 

Do bolesnej rzeczywistości - "polukrowanej" wcześniej przez zapełnienie sklepów towarami oraz inwestycje sfinansowane pożyczonymi za granicą pieniędzmi - przywróciła ich zapowiedź rządu Piotra Jaroszewicza z czerwca 1976 roku o podwyżce cen urzędowych wielu podstawowych artykułów. 

Nawet komuniści zrozumieli, że nie da się żyć na kredyt i zaspokajać potrzeb konsumpcyjnych kosztem pogłębiającego się zadłużenia państwa. Obawiali się jednak, że podwyżki cen, drastycznie obniżające i tak marną stopę życiową Polaków, mogą doprowadzić do gwałtownej reakcji zdesperowanych robotników. Dlatego całą akcję przygotowano niezwykle starannie... 

Reklama

W imię postępu!

Już rok wcześniej pierwszy sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Edward Gierek zaczął wspominać o nieuniknionych oszczędnościach. Jednak machina propagandowa ruszyła z pełną mocą dopiero na początku czerwca 1976 roku. 

Obywatele PRL-u dowiedzieli się z licznych przekazów telewizyjnych, audycji radiowych oraz artykułów w prasie o niezwykle trudnej sytuacji na światowych rynkach żywności, rosnącej stopie bezrobocia oraz ubóstwie w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych, a także o... wprowadzeniu na Islandii diety rybnej, mającej zrekompensować mieszkańcom niedostatki w zaopatrzeniu w żywność. 

Komitet Centralny PZPR nakazał przy tym jak ognia unikać słowa "podwyżki". Bomba jednak wybuchła. Dwudziestego czwartego czerwca premier Jaroszewicz przedstawił informację o planowanych przez rząd "regulacjach" cen. 

Zgodnie z przyjętą linią nie mówił o "podwyżkach". Wydawać by się wręcz mogło, że ogłasza kolejny sukces na drodze budowy socjalistycznego dobrobytu, gdyż w komentarzach do jego wystąpienia padały takie sformułowania, jak "konsekwentna realizacja założeń polityki partii" czy "kontynuacja postępu od początku lat siedemdziesiątych". 

Ludzie, przyzwyczajeni do języka komunistycznej propagandy, szybko wyłowili jednak to, co w przemówieniu było najważniejsze: siedemdziesięcioprocentowy wzrost cen produktów. W kraju zawrzało...

Lenin na bruku

Już następnego dnia do pracy nie przystępuje prawie sto zakładów, głównie w Radomiu, Ursusie i Płocku. Robotnicy spontanicznie organizują komitety, formułują żądania natychmiastowego odwołania zapowiedzianych podwyżek. 

W Radomiu czterotysięczny tłum zbiera się pod budynkiem Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Nie doczekawszy się reakcji na swoje postulaty, szturmuje gmach i wdziera się do środka. Z okien lecą czerwone flagi, portrety Lenina i... puszki z szynką z bufetu dla dygnitarzy. Do akcji wkracza milicja i ZOMO. W ruch idą armatki wodne i granaty z gazem łzawiącym. 

W ulicznych starciach, do których przyłączają się studenci, ginie dwóch robotników wznoszących barykadę. Płonie budynek partii, rozwścieczony tłum demoluje i ogałaca z towarów napotkane sklepy. W Ursusie robotnicy wychodzą na tory linii kolejowej łączącej Warszawę z Łodzią i tworzą żywą zaporę. Udaje się im rozkręcić szyny i zepchnąć z nich lokomotywę. 

Wtedy do akcji rusza ZOMO - obława na protestujących trwa do późnych godzin nocnych. A władze? Postępują we właściwy komunistycznym reżimom sposób. 

Z jednej strony informują o "drobnych wybrykach chuligańskich" i decyzji o zachowaniu cen na dotychczasowym poziomie (pod pretekstem przeprowadzenia szeroko zakrojonych konsultacji społecznych), z drugiej - wysyłają do akcji kolejne oddziały milicji i ZOMO, które już od jakiegoś czasu utrzymywane były w stanie ciągłej gotowości. Rozpoczyna się operacja "Lato 76"... 

Ścieżka zdrowia

Do stłumienia robotniczego buntu ściągani są funkcjonariusze z całego kraju. Aresztowanych przewozi się do komend i komisariatów, gdzie czekają ich brutalne przesłuchania i tzw. ścieżki zdrowia - szpalery uzbrojonych w pałki milicjantów, którzy biją biegnących między nimi aresztantów. 

Pomimo iż, na osobiste polecenie Edwarda Gierka, siły pacyfikujące wystąpienia robotników nie użyły broni palnej, na skutek obrażeń po ciężkim pobiciu umiera dwóch zatrzymanych: przypadkowy przechodzień i ksiądz modlący się z protestującymi. Ponad 500 osób staje przed kolegiami ds. wykroczeń i sądami. Zapadają wyroki, w tym wieloletniego więzienia, ludzie wyrzucani są z pracy z tzw. wilczymi biletami, uniemożliwiającymi praktycznie ponowne zatrudnienie. 

Robotniczy zryw dogorywa, ale przynosi zwycięstwo. Komuniści, obawiający się dalszych wystąpień, odwołują zapowiedziane podwyżki. Jedynym śladem ich projektowanych "reform" pozostają wprowadzone w lipcu 1976 roku kartki na cukier (miał podrożeć blisko dwukrotnie). 

Natomiast w świadomości społecznej zaczyna rodzić się przekonanie, że tą władzą można zachwiać, że gniew robotników może mieć siłę, której partyjni dygnitarze muszą obawiać się bardziej niż kapitalistycznego Zachodu. Przekonają się o tym dotkliwie już za cztery lata, stając do walki z Solidarnością...


Świat Tajemnic
Dowiedz się więcej na temat: kartki | Polska Rzeczpospolita Ludowa | protesty | Płock | Radom
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy