Jan i Błażej w jednym łożu

Lądowanie po dość spokojnej podróży. Jazda widokowym autobusem z lotniska do centrum. Piękne widoki, szok pogodowy.

Kiedy jednak dotarliśmy do naszego hostelu, okazało się, że w ramach oszczędności właściciele przydzielili nam pokoje z małżeńskimi łożami (ale według parametrów i gabarytów azjatyckich, czyli = średniowygodna jedynka).

Wyszło na to, że Jan i Błażej w jednym łożu, wideo z akustyką w drugim i tylko ja w pokoju.... wielkości materaca. Bunt na pokładzie.

Rozłożyłem ręce, dotykając przeciwległych ścian pokoiku i powiedziałem "nie da rady, u nas inne obyczaje".

Po paru godzinach poszukiwań znaleźliśmy znośne lokum. Mieszkamy w wieżowcu, którego każde piętro to inny hostel. Czuliśmy się jak w labiryncie, wędrując od pierwszego piętra do 15. Ostre zapachy, upiorna klatka schodowa, pejzaż ludzki co najmniej filmowy. Od interesu rodzinnego, gdzie wnuczka na kolanach dziadka błyskawicznie uczy się polskiego "dzień dobry", po podejrzanych panów, przypominających bardziej sutenerów niż właścicieli hotelu. No i ten neonowy widok z okien, daleki od filmów kung-fu, bardziej przypomina "Blade Runnera" albo "Łowcę androidów" niż "Wejście smoka"...

Reklama

Wieczorem: Kolacja powitalna niemal nas zabiła, ale przecież najlepiej zacząć od kuchni. Nie wymieniam, co nam się przytrafiło, powiem tylko - oryginalnie i smacznie. Zamiast chipsów do piwa zagryźliśmy świńskimi uszami, ale w sosie i z kolendrą.

Głowny Łaziebny

Czytasz relację z wyprawy śladami Bruce'a Lee - zobacz więcej

Łaźnia Nowa
Dowiedz się więcej na temat: szok
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy