​"Zastrzyk z płynnego srebra i po problemie": Absolutnie najgłupsze mity na temat koronawirusa

Walka z wirusem dopiero się zaczyna, a już narosło wokół niego mnóstwo bzdur. Zagrożenie jest poważne, niektóre rzeczy, w które wierzą ludzie, niekoniecznie /123RF/PICSEL
Reklama

Łatwy dostęp do informacji, postęp nauki i poziom wiedzy jaki mamy obecnie, mogłyby sugerować, że ludzkość wyzbyła się wiary w zabobony i legendy. Nic bardziej mylnego. W dobie nowych mediów mity roznoszą się szybciej niż kiedykolwiek. Szczególnie teraz, kiedy ludzkość stanęła w obliczu zagrożenia ze strony SARS-CoV-2, bo strach i desperacja rodzą wiele kuriozalnych pomysłów.

Według ekspertów dzięki współczesnej technologii epidemia nie powinna zebrać tak straszliwego żniwa, jak np. grypa "hiszpanka". Niemal na pewno jednak zostanie zapamiętana jako ta, która stworzyła najdziwniejsze fake newsy w historii. Powstało ich tak wiele, że nawet Światowa Organizacja Zdrowia musiała stworzyć cały obszerny materiał o tym, w co nie wierzyć w dobie pandemii. W swoim zestawieniu ominęli jednak najdziksze pomysły, jakie pojawiły się w sieci, a które są związane z "magicznymi" sposobami na wirusa.

Płynne srebro

To prawdopodobnie numer jeden wszystkich pomysłów na "szybkie uzdrowienie" w przypadku zarażenia koronawirusem. Amerykański teleewangelista, Jim Bakker, zasugerował, iż picie srebra może "wyleczyć wirusa już w 12 godzin po infekcji". Chodzi o roztwór srebra z zawierający małe cząsteczki tego metalu, czyli słynne srebro koloidalne. 

Reklama

O ile nie ma żadnych wątpliwości co do jego działania bakteriobójczego, o tyle specjaliści są też pewni co do innej jego właściwości: to trucizna. Odkłada się w naszym organizmie, który nie potrafi jej wydalić, niszcząc trzustkę, wątrobę, nerki i układ nerwowy. Wypite, bo nie wiadomo, jakiego spustoszenia może dokonać wstrzyknięcie płynnego srebra tak - a takie są zaleceni Bakkera.

Wrzątek i...

Najnowsze badania donoszą , iż koronawirus ginie w temperaturze wyższej niż 60 stopni w skali Celsjusza. Idąc tropem prostej dedukcji niektórzy wpadają na pomysł, że skoro tak, to w przypadku infekcji wystarczy... ogrzać organizm do tej właśnie temperatury. Sęk w tym, że maksymalna temperatura ciała, w jakiej jesteśmy w stanie przeżyć to około 42 stopnie (zdarzały się pojedyncze przypadki ludzi, którzy wytrzymywali więcej). 

Niemniej w Chinach dochodziło do przypadków, kiedy ludzie, myśląc, że są zainfekowani, ulegali poważnym poparzeniom. W akcie desperacji polewali się bowiem wrzątkiem albo... pili go bezpośrednio po ugotowaniu.

...suszenie

Polanie skóry prawie gotującą się wodą albo picie wrzątku prosto z czajnika to mało przyjemne rozwiązania. Pojawiła się więc alternatywa, która ponoć równie skutecznie rozgrzewa organizm - suszarka. Sprzęt jest dostępny łatwo, więc i testujących było sporo. 

Nie wiadomo, czy któremuś z nich w czymkolwiek to pomogło, ale pewne jest jedno: choćbyście suszyli się cały dzień, nie rozgrzejecie ciała to temperatury, w której wirus umiera. A nawet jeśli byłoby to możliwe, to skończyłoby się to dla człowieka tragicznie.

Piwko z koroną i włoska pizza

W Stanach Zjednoczonych pierwszą reakcją na pojawienie się koronawirusa był wyraźny spadek sprzedaży produktu browarniczego ze słowem "Corona" w nazwie. Sytuacja zrobiła się na tyle poważna, że głos musiał zabrać prezes firmy, będącej właścicielem marki. Naprawdę ciężko to wytłumaczyć. 

Ale zanim zaczniemy się śmiać z "głupich Amerykanów", trzeba spojrzeć na siebie. Kiedy w Polsce zapanował szał kupowania żywności na zapas, w wielu sklepach nietknięte pozostawały produkty z włoską flagą. Nawet jeśli produkowane były w Radomiu albo Nowym Tomyślu.

Przesyłki z Chin

Mit podobny, choć w jakimś stopniu uzasadniony. Tak, wirus może utrzymywać się w powietrzu lub na rzeczach dotkniętych przez zarażonego. Tak, można go nawet przywlec do domu na kurtce albo butach. Ale bez żywego nosiciela nie przetrwa dłużej niż dwa dni. Powszechny strach przed przesyłkami z terenów zakażonych jest więc trochę na wyrost. Chyba że wiecie, jak kupić coś w Chinach i dostać to w przeciągu dwóch dni, a nie miesiąca...

Alkohol

"No, dawaj jednego na odkażenie" - podobne żarty zapewne będą krążyć nie tylko w Polsce jeszcze przez długi czas. To kolejny mit "pół na pół". Alkohol etylowy o stężeniu wyższym niż 75 proc. rzeczywiście zabija wirusa w bezpośrednim kontakcie. Co prawda nikt nie przeprowadził badań na temat tego, czy picie alkoholu mocniejszego niż 75 proc. rzeczywiście może pomóc organizmowi w zwalczeniu wirusa, jednak, z dużym prawdopodobieństwem, nie. 

A już na pewno nie pomogą szeroko dostępne napoje wyskokowe mocy 40 proc. Taki produkt może zabić, ale co najwyżej wątrobę, przepalić przełyk, zdezynfekować jamę ustną, a w niektórych przypadkach obniżyć odporność. Efekt odwrotny do zamierzonego. Być może Polacy dobrze zdają sobie z tego sprawę, ale każdy powód, żeby się napić jest przecież dobry...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy