Psychopaci są wśród nas

Jak do tego doszło? Matka, która odwiozła dziecko, początkowo odmawia jakichkolwiek wyjaśnień. W końcu ze spokojem oznajmia, że okaleczenie dziecka nastąpiło... za karę. Przeprowadzone badania psychiatryczne wykazały, że kobieta była psychopatką.

Czym jest psychopatia? To zaburzenie osobowości, charakteryzujące się m.in. niezdolnością do tworzenia trwałych więzi emocjonalnych, wybujałym egoizmem, brakiem lęku przed konsekwencjami swoich czynów.

Stereotypowe opinie kojarzą psychopatię głównie z zachowaniami przestępczymi, dewiacjami, prymitywizmem, brutalnością. Manifestowanie skrajnej, często nieumotywowanej agresji charakterystyczne jest dla psychopatów impulsywnych. To właśnie oni najczęściej popadają w konflikty z prawem, bywają sprawcami szczególnie okrutnych i bezsensownych aktów przemocy. Ich ofiarami padają zwykle osoby słabsze, bezbronne, najczęściej dzieci lub inni podporządkowani im członkowie rodzin.

Reklama

Kochamy naszą mamusię

Wdowa, samotnie wychowująca pięcioro dzieci, otoczona była powszechnym szacunkiem sąsiadów. Nikt nie miał pojęcie o tragedii, rozgrywającej się w ścianach jej domu. Dzieci chodziły czyste i sprawiały wrażenie zadbanych. Okrutna prawda wyszła na jaw po samobójczej śmierci jednej z córek. Dopiero wtedy starsze rodzeństwo zdecydowało się mówić:

- Mamusia zawsze powtarzała, że to wszystko dla naszego dobra. Kocha nas i musi zrobić z nas ludzi. Woli nas zabić, niż pozwolić nam zejść na złą drogę. Budziła nas w nocy, ustawiała rzędem pod ścianą. Potem biła kablem lub sznurem od żelazka i kazała powtarzać "kochamy naszą mamusię". Nie wolno było płakać - za to była dodatkowa kara - relacjonowała jedna z ofiar.

Psychopatka karała w podobny sposób każde, nawet najdrobniejsze przewinienie. Dzieci były również głodzone. U dwojga najmłodszych personel pogotowia opiekuńczego odkrył poważne zaburzenia psychiczne. Nie dało się z nimi nawiązać żadnego kontaktu, kiwały się mechanicznie i powtarzały "kochamy tylko naszą mamusię".

Kobieta nie przyjmowała do wiadomości, że wyrządza dzieciom ogromną krzywdę. Twierdziła, że jako matka ma prawo do stosowania takich metod wychowawczych, jakie jej zdaniem są najskuteczniejsze. Poza tym dzieci mają tylko ją...

Kara za złe stopnie

Istnieje również inna odmiana psychopatii. Znacznie trudniej ją wychwycić, bowiem występuje u ludzi często obdarzonych dużym urokiem osobistym, inteligentnych, budzących zaufanie, myślących i działających racjonalnie. W rzeczywistości jednak osoby te są patologicznie egocentryczne, bezuczuciowe i oziębłe emocjonalnie, niezdolne do odczuwania wyrzutów sumienia. Są to psychopaci kalkulatywni. Wartościują innych z punktu widzenia własnych korzyści. Drugi człowiek liczy się dla nich tylko wtedy, jeżeli można go zmusić do wykonywania określonych czynności. Taka jest podstawowa płaszczyzna kontaktów społecznych psychopatów.

Nauczycielka w szkole podstawowej zauważyła u jednego z uczniów ślady pobicia. Na pytanie o powód chłopiec nie udzielił żadnej odpowiedzi. Zaniepokojona wychowawczyni skontaktowała się z rodzicami, sądząc że został on pobity przez kolegów. Ojciec (nauczyciel akademicki), ze spokojem oznajmił, że to on zbił dziecko, gdyż chłopiec dostał złą ocenę. Dodał, że umówił się właśnie z małym w ten sposób - taka ma być kara za niedostateczne postępy w nauce. Nie uważa, by było w tym coś niewłaściwego.

Morderstwa w imię zemsty

Życie wewnętrzne psychopatów opiera się z jednej strony na fascynacji własną osobą, a z drugiej - na ogromnej potrzebie pozyskania względów innych. W tym celu starają się prezentować siebie w jak najlepszym świetle, jako jednostki wybitne, dynamiczne, pełne charyzmy. Wszelkie przejawy odrzucania, czy lekceważenia przez otoczenie odczuwają bardzo boleśnie i reagują na nie rosnącą wrogością.

19-letni Charles Starkweatcher w dzieciństwie nie wyróżniał się niczym szczególnym. Był spokojnym i grzecznym chłopcem. Pochodził z ubogiej rodziny. Bardzo wcześnie zaczął marzyć o lepszym życiu, wysokim prestiżu. Swe marzenia pragnął zrealizować jak najszybciej i jak najmniejszym kosztem. Wkrótce uznał się za ofiarę niesprawiedliwego systemu społecznego. Postanowił więc zemścić się na społeczeństwie, które w jego mniemaniu nie pozwoliło mu osiągnąć wymarzonych celów. W imię tej zemsty z zimną krwią zamordował kilkanaście przypadkowych osób. W działaniu tym kierował się swoistą logiką - kolejne jego ofiary były przedstawicielami coraz wyższych szczebli drabiny społecznej...

Ludzie jak patyczki

Psychopatia nie jest chorobą społeczną. Osoby, wykazujące wymienione wyżej cechy, nie tracą kontaktu z obiektywną rzeczywistością, są zdolne do racjonalnych i przemyślanych działań, nakierowanych na realizację konkretnych celów.

Psychiatrzy badający Charlesa Starweatchera uznali go za w pełni poczytalnego i zdrowego na umyśle. Inne ich wnioski były jednak dość szokujące: "Ten chłopak traktuje ludzi jak patyczki, albo kawałki drewna. Ma bardzo ograniczony zakres odczuć emocjonalnych - występują u niego tylko w zalążkach. Próbuje je w sobie wykształcić, ale w rzeczywistości ma o nich zaledwie mgliste pojęcie".

Badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych wykazały znaczne nasilenie cech psychopatycznych u osób profesjonalnie zajmujących się kontrolowaniem innych. Testami objęto m.in. dyrektorów, prezesów stowarzyszeń, rektorów wyższych uczelni. Niepokoić może fakt, że osoby posiadające z racji pełnionych funkcji wysoki prestiż społeczny, są postrzegane jako wzorce osobowe. Ujemne cechy ludzi będących "na świeczniku" mogą stać się źródłem "psychopatyzacji" społeczeństwa. Sytuacja taka miała miejsce w hitlerowskich Niemczech. Z drugiej jednak strony trudno wymagać nadmiaru empatii od osoby piastującej odpowiedzialne stanowisko decyzyjne.

Eksperyment ze Stanford

Psychopata może obudzić się w każdym człowieku. Nawet w ludziach, którzy na co dzień normalnie funkcjonują w społeczeństwie. Udowodnił to głośny "eksperyment ze Stanford". Założonym jego celem miało być badanie wpływu uwięzienia na ludzi, którzy nie są przestępcami. Chodziło o problem adaptacji do nieprzyjaznego środowiska w warunkach kontroli i utraty wolności osobistej. Uczestnikami były dwie grupy studentów - ludzi dobranych losowo. Jedni mieli być więźniami, a drudzy strażnikami. Eksperyment odbywał się w odizolowanym budynku, doskonale imitującym autentyczne więzienie.

"Więźniowie" zostali aresztowani wedle wszelkich reguł, następnie poddano ich normalnej procedurze więziennej. "Strażnicy" otrzymali mundury i pałki. Żadnej z grup nie udzielono jakiejkolwiek instrukcji odnośnie zachowania. Do wiadomości podano jedynie regulamin więzienia, odczytany przez "naczelnika".

Eksperyment przerwano po sześciu dniach, gdyż sytuacja zaczęła się wymykać spod kontroli. Obserwatorzy stali się świadkami aktów bezsensownego okrucieństwa, znęcania fizycznego i psychicznego. "Strażnicy" przyznali się, że widok "więźniów" (kolegów ze studiów!) budził w nich agresję i nienawiść. Postanowili więc pokazać im, "kto tu rządzi". Zaczęli ich bić, zmuszać do wykonywania poniżających czynności, zamykać w karcerze. Sytuację pogarszał fakt, że "więźniowie" również utracili kontakt z rzeczywistością. Rozmowy w celach dotyczyły wyłącznie planów ucieczki lub sposobów wkupienia się w łaski "strażników". Jeden z uczestników eksperymentu jeszcze długo po jego zakończeniu miał z powrotem do normalnego życia...

Barbara Kleczyńska

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: kara | matka | eksperyment | dziecko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy