Problem z głowy

Rufus Rieder, zaprzyjaźniony redaktor niemieckiego Men`s Health, wypróbował pięć metod walki z łysiną. Ostatecznie wybrał strzeżenie na krótko. Ale jeśli zależy ci na bujnych włosach, zobacz, jakie masz możliwości.

Postanowiłem sprawdzić, czy da się jakoś odzyskać czuprynę.

1. METODA: TONIK DO WŁOSÓW

Na pomysł nanoszenia na włosy toniku Cimi wpadłem po zapoznaniu się z wynikami badań Kliniki Dermatologii Uniwersytetu w Bochum. Podobno po 6-miesięcznej kuracji włosów nie tylko ma być więcej, ale też mają być grubsze. Odpowiedzialna za to jest substancja czynna Cimicifuga racemosa, która działa na skórę głowy podobnie jak estrogen, czyli żeński hormon płciowy. (W Polsce można kupić wyciągi z tego zioła). Cimi hamuje niekorzystny wpływ, jaki na mieszki włosowe wywiera testosteron, a dokładniej jego pochodna - dihydrotestosteron.

Reklama

Sposób użycia jest dziecinnie prosty. Raz dziennie spryskać pozostałe jeszcze włosy odrobiną płynu, po czym wmasowywać go przez 5 minut. Po czterech miesiącach można zmniejszyć częstotliwość do dwóch razy w tygodniu. Zapach Cimi przypomina środek dezynfekujący.

Każdego ranka spędzam długie minuty pod prysznicem (5 minut to niby niewiele, ale spróbuj postać 5 minut pod prysznicem!) i wmasowuję cuchnącą miksturę w skórę głowy. Po pół roku czas na kontrolę. Niestety, na dwóch zdjęciach - sprzed i po kuracji - nie widać żadnej różnicy. Być może tonik Cimi powstrzymał u mnie wypadanie włosów, ale zahamowanie łysienia to niedokładnie to, o co mi chodziło. Wolałbym w przyszłości mieć więcej włosów na głowie.

2. METODA: KAPSUŁKI ROŚLINNE

Moja wiara w toniki została zachwiana. Wprawdzie jest jeszcze jeden kandydat do wypróbowania (Regaine, substancja czynna Minoxidil), ale postanowiłem zmienić metodę i łykać pigułki. Pierwszy na liście jest środek o nazwie Propecja, coś w rodzaju Viagry na "impotencję"mieszków włosowych. Jednak rzut oka na potencjalne skutki uboczne, np. zmniejszona ilość spermy, trochę mnie zniechęca. Tak jak poprzednio wybieram substancje roślinne, przemawia za nimi otaczająca je aura nieszkodliwości - co jest darem matki natury, nie może być przecież złe (pomijając trujące ropuchy i inne paskudztwa). Ponadto można je dostać bez recepty w aptece, jak również dyskretnie przez internet.

- Wyciąg z palmy sabałowej działa dokładnie tak samo jak Propecja - twierdzi prof. Rolf-Dieter Hesch, endokrynolog z Konstancji. Hamuje on aktywność 5-alfa reduktazy - enzymu wydzielanego przez skórę, który w korzeniach włosów przekształca dobry testosteron w szkodliwy dihydrotestosteron (DHT).

Zdaniem naukowców, to właśnie DHT jest odpowiedzialny za przedwczesne obumieranie cebulek. - Ekstrakt palmy sabałowej jest stosowany od 30 lat - mówi prof. Hesch. Nie trzeba się więc obawiać nieoczekiwanych skutków ubocznych. Przyjemnym efektem dodatkowym jest złagodzenie objawów choroby prostaty (zmniejszenie gruczolaka stercza). 5-alfa reduktaza występuje również w gruczole krokowym.

Tak więc wyciąg z palmy jest podwójną bronią - zwalcza łysienie i rozrost gruczołu stercza, co prędzej czy później dotyka prawie wszystkich mężczyzn. Przez kolejne pół roku konsekwentnie zażywałem więc środek pochodzenia roślinnego Talso Uno. Codziennie jedna nieforemna kapsułka, która nawet tak doświadczonemu połykaczowi tabletek jak ja niemal za każdym razem utykała w gardle. Jednak po zakończeniu kuracji wcale nie odnotowałem przyrostu włosów.

Po fakcie pomyślałem, że moje podejrzenia powinien wzbudzić brak wiarygodnych naukowych badań nad ekstraktem palmy sabałowej. Jedyny plus - w celowaniu w oczko jestem teraz nie do pobicia. Moja prostata jest w świetnej formie.

3. METODA: TABLETKI SYNTETYCZNE

Nie brakuje za to badań nad działaniem Propecji. Finasteryd, zawarta w niej substancja czynna, nie tylko może powstrzymać u mężczyzn wypadanie włosów spowodowane przez hormony, lecz także zmniejsza niepożądany rozrost prostaty. Niestety, Propecja jest dostępna tylko na receptę. Przez cały rok zażywałem malutkie, łatwe do przełknięcia tabletki Propecji.

Tak jak w jednym z naukowych studiów, moja pani dermatolog wytatuowała mi mały punkt na skórze głowy, żeby w tym miejscu przeprowadzać regularne kontrole postępów kuracji. Przy odrobinie dobrej woli, pod koniec roku na zdjęciach spod mikroskopu można było zauważyć, że mam o parę włosów więcej, a przede wszystkim, że włosy stały się grubsze. Niestety, bez mikroskopu nie dało się tego stwierdzić. A przecież nie zależało mi na tym, jak wyglądam pod mikroskopem!

Moja lekarka przyznała, że nie jestem idealnym pacjentem. Byłoby lepiej, gdybym był dwudziestolatkiem, brunetem, bez zakoli i miał tylko lekko przerzedzone włosy na czubku głowy. W obrębie tzw. zawirowania włosów na potylicy Propecja działa bowiem lepiej niż w zakolach. Jako blondyn po trzydziestce, musiałem się poddać.

4. METODA: TRANSPLANTACJA

Klinika medycyny estetycznej Medical One oferuje nowoczesne metody przeszczepu włosów. Pojechałem do filii w Hamburgu na rozmowę z szefem oddziału transplantacji włosów Christianem Räderem. - Włosy z tyłu pańskiej głowy są tak gęste, że wystarczy ich na dwie transplantacje- ocenił. Chirurdzy mogliby w znieczuleniu miejscowym pobrać około 2500 maleńkich wycinków, zawierających od jednego do trzech mieszków włosowych, i następnie wszczepić je na czubku mojej głowy. Do wypełnienia zakoli wystarczy parę setek włosów.

Największym wyzwaniem dla chirurgów są duże łysiny, często potrzebna jest wtedy większa liczba operacji. W ciężkich przypadkach ilość materiału z tyłu głowy jest niewystarczająca. - Tak więc czasami lepiej mieć piękną glacę, niż bawić się w przeszczepy- przyznaje Räder.

Perspektywa wycięcia kawałka skóry między uszami niezbyt mnie cieszyła. Ponadto, nie ma się co oszukiwać - reklamy, w których szczęśliwi faceci rozczesują palcami bujną czuprynę, z reguły nie przedstawiają eksłysoli, lecz modeli, którzy nigdy nie mieli problemów z wypadającymi włosami. Nawet jeśli zabieg się uda, nie ma co marzyć o takiej gęstości włosów, o jakiej marzy każdy pacjent. W najlepszym wypadku będę wyglądał jak ktoś nie całkiem łysy, ale też niespecjalnie owłosiony. Dlatego dokształciłem się na temat jedynej pozostającej mi możliwości powrotu do włosów.

5. METODA: TUPET

Dudweiler to mekka tupecikarzy i perukarzy. W niewielkiej wsi w pobliżu Saarbrücken Jürgen Schillo i jego syn Patrick wytwarzają najbardziej perfekcyjne peruki w Europie. Prominentne ofiary łysienia cenią sobie ustronność tego miejsca, nie muszą się tu obawiać żadnych paparazzi. Politycy i aktorzy wchodzą tu i wychodzą nierozpoznani przez nikogo.

Każdy tupet jest robiony na miarę. Kolor włosów jest starannie dobierany. Na podstawie gipsowego odlewu czubka głowy eksperci wykonują cienką, prawie niewidoczną siatkę w kolorze skóry. Perukarze wplatają w siatkę 3-4 włosy na sekundę. W zależności od budżetu, klient może wybrać włosy sztuczne albo naturalne. Te drugie są, oczywiście, droższe.

Po kilku tygodniach tupet jest gotowy. I wtedy nadchodzi wielka chwila - wreszcie odzyskam moje włosy. Młodszy pan Schillo nakłada mi tupet, przytwierdza go do skóry głowy trzema kawałkami dwustronnej taśmy klejącej. Pasuje jak ulał. "Między tupetem a skórą nie może być ani milimetra powietrza - mówi. - Proszę spróbować nakładać go przed lustrem przez godzinę bez taśmy klejącej. Wszystkie chwyty dozwolone, a jak już dojdzie pan do wprawy, może go pan przykleić".

W takim tupecie można bez problemu uprawiać sport, wytrzyma nawet skok na główkę do wody. "Do biegania niech pan go lepiej zdejmuje - radzi Schillo - nie trzeba będzie go później myć". Jednak co trzy tygodnie zalecane jest mycie sztucznych włosów specjalnym szamponem. A co dwa dni zmiana taśmy klejącej - w przypadku wrażliwej skóry stosuje się taśmę hypoalergiczną. Szlachetną perukę można zakładać i ściągać jak okulary i czasami wychodzić bez niej. To naprawdę praktyczne. Jedynym, co mi w tym przeszkadza na co dzień, jest moja fryzura. Żeby tupet poprawnie przylegał do skóry głowy, pozostałe pod nim włosy muszą być bardzo krótko przycięte, a po bokach trochę dłuższe. Z peruką wygląda to znakomicie, ale bez niej wyglądam jak klaun.

Nie ma tu dobrego rozwiązania! Mimo to tupet pozostaje najlepszym wyjściem - błyskawicznym, skutecznym i bez skutków ubocznych. Ale przez ostatni rok zrozumiałem jedno: bez włosów też da się żyć. Dzisiaj znowu chodzę z łysiną, to znaczy z resztką naturalnych włosów. Nie łykam żadnych pigułek, nie wcieram niczego we włosy. To była właściwa decyzja - wszystkiego spróbować, zwłaszcza życia z tupetem. I kto wie, może od czasu do czasu założę moje (sztuczne) włosy? Ot tak, dla przyjemności. Albo będę nosił je w zimie zamiast czapki.

Men's Health
Dowiedz się więcej na temat: taśmy | włosy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy