Mięcho zdrowsze od owoców

A długo zanim Robert Atkins stworzył swoją dietę niskowęglowodanową, Vilhjalmur Stefansson zamieszkał wśród eskimosów. Przez lata żywił się tylko tym, co oni: mięsem karibu, rybami i wielorybim tłuszczem. W 1928 r. badacz Arktyki stał się pionierem diety wysokoproteinowej i postanowił udowodnić, że człowiek może przeżyć, jedząc wyłącznie pokarmy pochodzenia zwierzęcego. By przekonać niedowiarków, przez rok przebywał w nowojorskim Bellevue Hospital pod czujnym okiem lekarzy, konsumując jedynie mięso. Po zakończeniu eksperymentu był o 2,5 kg lżejszy i stan jego zdrowia nie budził zastrzeżeń. Uczciwie dodam, że jeden z lekarzy zanotował pewien problem: "[Stefansson] dostrzegł związek między uporczywymi zatwardzeniami a ochotą na niektóre smakołyki, głównie móżdżki cielęce". I tyle.

Reklama

Mój apetyt na cielęcinę wiąże się raczej z chęcią zjedzenia sznycla niż móżdżku, ale dostrzegam w Stefanssonie bratnią duszę. Co prawda, w moim menu nie ma kotletów z karibu, ale nie ma też owoców i warzyw. Ktoś kiedyś policzył, że produkty rolne stanowią zaledwie 4 proc. tradycyjnej eskimoskiej diety - w przybliżeniu zjadam ich tyle samo, jeśli wliczyć w to keczup. Od około 30 lat moje szczęki nie przeżuwały niczego, co wyrosło z ziemi. Gdy inne dzieciaki w końcu polubiły szpinak, ja coraz bardziej utwierdzałem się w niechęci do zieleniny.

Wiem, że muszą być jakieś minusy mojej diety. Choćby to, że jej skład kłóci się z tym, co jako redaktor odpowiedzialny za dietę w amerykańskim MH zalecam jeść naszym czytelnikom. Jest tylko pewien "problem": czuję się świetnie. Niemożliwe? A jednak. Pewnie brak jakichkolwiek objawów złego stanu mego zdrowia można wytłumaczyć na wiele wiarygodnych sposobów, ale zakładam się, że prawdziwe jest tylko jedno wyjaśnienie - owoce i warzywa nie są nam niezbędne do życia.

PRAWIE NIEZNISZCZALNY

"Pracowałam kiedyś z mężczyzną, który żywił się chipsami i colą, tylko czasami zjadając jabłko. Był wielkim, zdrowym facetem. Ludzie potrafią przetrwać na skrajnie różnych dietach - tłumaczy dr Marcia Pelchat, psycholog żywienia z Monell Chemical Senses Center z Filadelfii. - Jesz pełnoziarniste produkty?". "Staram się" - odparłem. "To prawdopodobnie jeden z powodów, dla których jeszcze żyjesz" - stwierdziła.

Zabrzmiało dramatycznie. Ale czy pesymizm tych, którzy owoce i warzywa uważają za konieczny składnik ludzkiego pożywienia, jest usprawiedliwiony? Postanowiłem to sprawdzić, poddając się najnowocześniejszym testom medycznym. Gdy otrzymałem wyniki pierwszego z nich z Biophysical Corporation w Austin w Teksasie poczułem się, jakbym trzymał w dłoniach moje przeznaczenie. 38-stronicowy raport zawierał wyniki testu krwi mierzącego wszystko - od banalnego poziomu złego cholesterolu LDL po bardzo poważny poziom białka C-reaktywnego (czynnik ryzyka chorób naczyń). W sumie 250 wskaźników, które razem pozwalają stworzyć "pełny profil stanu zdrowia człowieka i czynników ryzyka". Koszt: 4 fiolki krwi i 3400 dolarów. Ubezpieczenie nie pokrywa kosztów takiego testu, więc pobranie krwi do badania zabolało mnie najmniej.

RAK NIEGROŹNY DO CZASU

Człowiekiem, który pomógł mi odczytać rezultaty testu, był dr George Rodgers, prezes firmy i jej dyrektor medyczny. Najpierw przyjrzeliśmy się biomarkerom nowotworowym. Wytłumaczył mi, że począwszy od antygenu gruczołu krokowego PSA (Prostate Specific Antygen), a skończywszy na antygenie rakowo-płodowym CEA (Carcino-Embryonic Antigen) wszystkie moje wyniki są w normie. Ulżyło mi. Szczególnie gdy dowiedziałem się, że CEA jest biomarkerem raka okrężnicy - ten nowotwór zabił moją babcię, co oznacza, że jestem półtora raza bardziej nim zagrożony niż osoba, której krewni nie chorowali. Kilka lat temu gastroenterolog przyjrzał się - dosłownie i z bliska - mojemu jelitu grubemu i uznał, że wszystko jest w porządku. Teraz, po tym teście, poczułem się prawie niezniszczalny.

Dr Rodgers miał jednak lekarstwo na moją zbytnią pewność siebie. Zauważył, iż mimo że próbuję rekompensować brak owoców i warzyw produktami pełnoziarnistymi, niedostateczna ilość błonnika w mojej diecie może zwiastować pojawienie się guzów w przyszłości. "Badania wykazały, że bogata w błonnik dieta jest czynnikiem chroniącym przed rakiem okrężnicy - powiedział. - Ale nawet u tych, którzy spożywają go mało, nowotwór rzadko pojawia się przed 60. lub 70. rokiem życia".

Reszta raportu wygląda optymistycznie. Jedno po drugim, dr Rodgers odfajkowywał pola "Niskie ryzyko" przy tuzinach biomarkerów reprezentujących rozmaite kategorie, wliczając w to cukrzycę i stany zapalne. I gdy rosłem z dumy, że jestem w tak znakomitej formie, doktor sięgnął po ostatnie wyniki. "Drobny problem to poziom złego cholesterolu LDL - powiedział. - Najlepiej mieć wynik niższy niż 100, tymczasem ty masz 121. Różnica nieduża, ale nie jest to rezultat optymalny".

To mnie zaniepokoiło. Nie tylko unikam owoców i warzyw, ale także reaguję alergicznie na wszelkie formy aktywności fizycznej, starając się miesiącami nie zmuszać serca do wysiłku większego niż spacer od auta w garażu do kanapy w salonie. Na szczęście, moja dieta dostarcza mi kilku elementów chroniących mój układ naczyniowo-sercowy przed arteriosklerozą. Są to jednonienasycone tłuszcze, olej rybny, zielona herbata i multiwitaminy.

Ale jak długo jeszcze? "Być może Twoja dieta nie jest idealna jako długookresowa strategia żywienia, ale na razie jesteś zdrowy. Właściwie mogę powiedzieć, że jesteś tak zdrowy, jak nasi klienci wegetarianie" - uważa dr Rodgers. Zastanawiam się teraz, co słowo zdrowy oznacza w przypadku wegetarian.

FABRYKA UTLENIACZY

Następny mój krok to wysłanie pojemniczka z moczem do Baltimore. Rezultaty mojej porannej wizyty w toalecie były potrzebne do kolejnego testu, który daje jeszcze głębszy wgląd w ludzkie ciało i pozwala odkryć najwcześniejsze oznaki chorób. Mam na myśli mój tzw. profil stresu oksydacyjnego, który dostarcza dowodów na to, że nowotwory, choroby krążenia i inne dolegliwości są w znacznym stopniu efektem uszkodzeń powodowanych przez wolne rodniki, inaczej zwane utleniaczami albo oksydantami. Proces ich tworzenia można porównać do powstawania zanieczyszczeń w fabryce. Gdy organizm spala paliwo (kalorie), powstają uboczne produkty tego procesu (wolne rodniki). I tak jak kominem są wyrzucane groźne - gdy jest ich za dużo - dla środowiska spaliny, tak niebezpieczny dla organizmu jest nadmiar utleniaczy. W najgorszym razie powodowane przez nie uszkodzenia kodu DNA prowadzą do guza albo zatkania arterii. Są tylko dwa sposoby, aby powstrzymać oksydanty: spożywać mniej kalorii albo dostarczać sobie z pożywieniem więcej antyoksydantów, które neutralizują działanie wolnych rodników. Dla mięsożercy takiego jak ja problemem jest to, że większość antyutleniaczy znajduje się w tym, co zbiera się z pól i drzew.

NIEKOMPLETNA DRUŻYNA

Aby dowiedzieć się, jakie zniszczenia mogły uczynić wolne rodniki w moim ciele, poświęciłem wspomniany wcześniej mocz i kolejne dwie fiolki krwi (jeśli moja dieta nie narobi mi kłopotów ze zdrowiem, uczyni to wkrótce anemia). Próbki przetestowano w laboratoriach Genom Corporation wBaltimore. To jeden z niewielu ośrodków w USA, który mierzy zarówno poziom zagrożenia ze strony oksydanów, jak i poziom ochrony antyoksydantami u konkretnych osób.

Przeglądając strony ich raportu, dowiedziałem się, że mam podwyższone wyniki dla dwóch markerów zniszczeń oksydacyjnych - 8-OHdG i hydroperoksydów I oraz niski poziom dla innych. Zastanowiło mnie, czemu nie są one albo dobre, albo złe, bez wyjątków? Dr Wayne Askew, ekspert od wolnych rodników i szef katedry żywienia na uniwersytecie w Utah, uznał mój zwyczaj picia 5 kubków zielonej herbaty każdego dnia za prawdopodobne wyjaśnienie. Problem w tym, że nawet jeśli zawiera ona dużo antyoksydantów, nie są one wystarczająco zróżnicowane. "Antyoksydanty to przykład pracy zespołowej - mówi Askew. - W drużynie koszykarskiej są gracze, którzy wspólnie próbują wygrać mecz, ale robią na boisku różne rzeczy, by ten cel osiągnąć. Możesz mieć w zespole najlepszego centra na świecie, ale bez wsparcia innych zawodników drużyna niewiele zdziała".

Ponieważ nie byłem przekonany, że moja dieta przypomina Shaqa bez Dwyane'a Wade'a, dr Askew zwrócił moją uwagę na tę część raportu, która dotyczyła karotenoidów - roślinnego barwnika o potężnych właściwościach antyoksydacyjnych. "Masz za mało luteiny i zeaksantyny - stwierdził. - I to jest coś, co mnie niepokoi, bo zdaniem wielu badaczy te dwa antyutleniacze chronią przed ślepotą powodowaną degeneracją plamki żółtej". Ale jak luteina i zeaksantyna mogą znaleźć się w moim krwiobiegu? Niestety, trzy najlepsze źródła tych substancji to szpinak, jarmuż i collards [rodzaj kapusty - red.]. Wszystkie one zajmują czołowe miejsca na mojej prywatnej liście najbardziej znienawidzonych warzyw.

Postępująca ślepota jest straszna. Ale jeszcze bardziej przerażająca jest śmierć. Dr Askew spojrzał do wnętrza swej biochemicznej kryształowej kuli, a potem postawił diagnozę, która brzmiała niemal identycznie jak ta, którą sformułował dr Rodgers: "Można nie mieć żadnych problemów ze zdrowiem, ale w wieku 70 lat odkryć u siebie raka i stwierdzić <>".

ŻYCIE NA PÓŁ GWIZDKA

Wolne rodniki nie sieją spustoszenia w moim organizmie. Moje arterie nie produkują w szalonym tempie blaszki miażdżycowej. I nie mam żadnych guzów. To wszystko dowodzi, że? Właściwie dowodzi niewiele.

Taki jest werdykt dr. Jeffreya Blumberga, dyrektora laboratorium zajmującego się badaniem antyoksydantów na Jean Mayer USDA Human Nutrition Research Center w Tufts University. Przedstawiłem mu więc przypadek anonimowego mężczyzny, który dożył trzydziestki (z hakiem) bez pomocy nawet jednej jagódki albo brukselki. Jego odpowiedź mogłaby być z powodzeniem skierowana do Stefanssona: "Twój mięsożerca ignoruje wszystkie zalecenia biomedycyny i nauki o żywieniu, które służą zachowaniu zdrowia i zmniejszeniu ryzyka przewlekłych chorób przez odpowiednią dietę - oznajmił. - Obecnie nic mu nie dolega, ale możliwości jego organizmu - sprawność umysłowa, siła, wytrzymałość itd. - są na pewno na niższym poziomie,niż mogłyby być, gdyby odżywiał się zdrowo. To oznacza, że byłby wtedy zdrowy, ale nie wolny od chorób".

To prawda - wszystko, co zgromadziłem jako materiał dowodowy przeciwko owocom i warzywom, to jedynie informacje o braku chorób. Innymi słowy, to, że nie mam raka, nie oznacza, że jestem zdrowy. Co więcej, wcale nie mam wielu powodów, aby spokojnie oczekiwać kolejnych lat. Ale najdziwniejsza rzecz jest taka, że jestem zadowolony. Pozwolono mi rzucić okiem w moją przyszłość w momencie, gdy mam jeszcze czas, by zdecydować, jaką drogą ku niej zmierzać. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę wstanie jeść marchewkę albo szpinak, ale po raz pierwszy od ćwierć wieku staram się to robić.

Matt Marion

Men's Health
Dowiedz się więcej na temat: zdrowie | wolne rodniki | dieta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy