Dr Paweł Rajewski: Maseczki i rękawiczki to nie wszystko

Jeżeli źle założymy maskę i korzystamy z niej nie stosując się do zasad higieny, w niczym nie pomoże ona ani nam, ani ludziom wokół /LUKASZ SZELAG/REPORTER /East News
Reklama

Według wielu wcześniejszych prognoz zbliżamy się w Polsce do szczytu zachorowań na COVID-19. Czy tak będzie w istocie, dowiemy się dopiero za jakiś czas, jeśli liczba zakażonych faktycznie zacznie spadać w połowie maja. Wszystko zależy od nas, bo nawet obowiązek zasłaniania twarzy czy noszenie rękawiczek nie wystarczy. 

O tym, dlaczego najważniejsza jest teraz odpowiedzialność społeczna, dlaczego jeden test to czasem za mało, jak wyglądają pierwsze objawy zakażenia i jak radzić sobie podczas izolacji mówi w rozmowie z Interią dr n. med. Paweł Rajewski z Wojewódzkiego Szpitala Obserwacyjno-Zakaźnego w Bydgoszczy, profesor Wyższej Szkoły Gospodarki w Bydgoszczy i Członek Rady Naukowej Herbalife Nutrition.

Reklama

Bartosz Kicior, menway.interia.pl: Dociera do nas wiele doniesień o tym, że największa fala zachorowań dopiero przed nami. Czy możemy stwierdzić, kiedy dokładnie to nastąpi? Co ma na to wpływ?

Dr n. med. Paweł Rajewski: - Wpływ na falę zachorowań ma przede wszystkim odpowiedzialność społeczna. Jeżeli będziemy przestrzegać zasad związanych z wprowadzonym stanem epidemicznym, a następnie stanem epidemii, czyli pozostaniemy w domach w izolacji, będziemy wychodzić wyłącznie do pracy lub po niezbędne zakupy, nie będziemy spotykać się ze znajomymi, zastosujemy środki zapobiegawcze, czyli częste mycie rąk, chodzenie w rękawiczkach ochronnych, stosowanie maseczek, to jest szansa, że krzywa zachorowań się wypłaszczy.

- Spowoduje to, że zachorowania zatrzymają się na aktualnym poziomie lub nawet zaczną spadać. Jeżeli jednak nie będziemy przestrzegać tych zasad, to taka fala może przyjść pod koniec kwietnia lub na początku maja. Trzeba pamiętać, że są to tylko teorie oparte o dotychczas znany model zachowania epidemii, jednak nie ma oficjalnego potwierdzenia, że powinniśmy się spodziewać właśnie takiej sytuacji. Oczywiście część osób, będących w kwarantannach, w dalszym ciągu czeka na pobranie wymazów, na wyniki badań, a jest ich w Polsce kilkanaście tysięcy. Część z nich na pewno będzie miała wynik pozytywny, więc ta liczba wzrośnie. Jednak są oni pod kontrolą, więc w teorii, a nie każdy zapewne w 100 proc. przestrzega zasad kwarantanny, nie powinni być źródłem zarażenia dla innych.

- Dlatego priorytetem na ten moment jest to, by nie doszło do powtórzenia tzw. modelu włoskiego. Stąd tak ważne było wprowadzenie izolatoriów dla pacjentów zakażonych, miejsc zbiorowej kwarantanny oraz ścisłe monitorowanie tych, którzy przebywają w domach i nie korzystają z wyznaczonych miejsc w izolatoriach czy kwarantanny.

- Model włoski pokazał, że jeśli poluzujemy te restrykcje, to możemy się spodziewać dynamicznego wzrostu zachorowań. Włosi przebywający na kwarantannie nie rezygnowali  z życia towarzyskiego, spotykali się ze znajomymi na espresso, wino, wychodzili z domów jak dotychczas, a epidemia trwała obok. Czas kwarantanny, stanu epidemicznego czy epidemii jest po to, żeby pozostać w domu, a nie przyjmować gości, lub zamawiać jedzenie i spotykać się z dostawcą twarzą w twarz czy ręka w rękę. Nawet jeśli czujemy się dobrze.

Słyszymy o tym, że coraz więcej osób wyzdrowiało - o jakich liczbach obecnie mówimy? Jak długo zajęło im średnio wyzdrowienie?

- Żeby uznać osobę za zdrową z COVID-19, muszą być spełnione pewne czynniki. Jeżeli mamy pacjenta bezobjawowego, pobraliśmy mu wymaz w kierunku koronawirusa SARS-CoV-2, który jest dodatni, to oznacza, że pacjent jest zakażony. U pacjenta, który nie ma objawów, nie możemy stwierdzić od kiedy choruje. W takim przypadku po 14 dniach od pierwszego wymazu, musimy zrobić powtórny wymaz. Jeżeli jest on ujemny, to po 24 godzinach jesteśmy zobligowani zbadać kolejny wymaz. Jeśli daje on znowu wynik ujemny to mamy dwa kontrolne wymazy ujemne, tzw. kontrolę wirusologiczną  i mamy możliwość stwierdzenia, że pacjent jest zdrowy, czyli jest ozdrowieńcem.

- W przypadku, gdy pacjent miał objawy chorobowe, po 14 dniach od początku objawów pobieramy wymaz kontrolny. Jeśli jest on ujemny, to po kolejnych 24 godzinach robimy następny wymaz, który powinien również być ujemny, żeby pacjent mógł być określony jako osoba zdrowa.

- W przypadku większości pacjentów z przebiegiem COVID-19 bezobjawowym, łagodnym lub średnim, okres od początku objawów do ich ustąpienia trwa zazwyczaj od 10 do 14 dni. Niestety czasami, przy średnio-ciężkim, ciężkim i krytycznym przebiegu choroby, przy rozwoju wirusowego zapalenia płuc, niewydolności oddechowej czy wielonarządowej zwłaszcza u pacjentów z chorobami współistniejącymi, okres choroby może potrwać od 3 do 6 tygodni.

- Na ten moment (15 kwietnia, godzina 12:00) mamy 668 oficjalnych ozdrowieńców. Nie znamy jednak prawdziwej liczby osób, które wyzdrowiały, bo wiele osób mogło przejść chorobę bezobjawowo.

Czym różni się "ozdrowieniec" od "osoby, która wyzdrowiała"?

- Ozdrowieniec i osoba, która wyzdrowiała są traktowane jako synonimy. Oznacza to, że u takiej osoby po kontroli wirusologicznej zostały stwierdzone wyniki ujemne. Termin ozdrowieniec dedykowany jest szczególnie dla chorób zakaźnych.

Rozwiejmy bądź potwierdźmy jedną istotną rzecz, która nurtuje wiele osób: czy można być nosicielem koronawirusa, nie wiedząc o tym? To znaczy być nosicielem bez kompletnie żadnych objawów?

- Nosicielem? Nie. Możemy być chorym bezobjawowym. Ile rzeczywiście jest osób, które chorują bezobjawowo, tego nie wiemy, bo tak powinniśmy badać całą populację. Trzeba jednak podkreślić, że aż 80 proc. zachorowań na COVID-19 ma właśnie postać łagodną. Dlatego czasami możemy przeoczyć, że jesteśmy chorzy - na przykład mamy dwa dni gorączkę, trochę suchego kaszlu, coś nas podrapie w gardle i to mija. W związku z tym łatwo jest pomylić tę chorobę ze zwykłym przeziębieniem. Taka postać dotyczy głównie młodych osób.

Jakie są pierwsze objawy zakażenia? Mówi się o kaszlu czy osłabieniu, które występują na przykład przy zwykłej grypie, ale teraz okres grypowy mamy już za sobą. Czy dzięki temu łatwiej będzie zaobserwować u siebie symptomy COVID-19?

- Generalnie opierając się na historycznych danych z początków epidemii z Wuhan, rzeczywiście najczęstszym objawem COVID-19 była gorączka, która występowała u od 83 do 98 proc. pacjentów, suchy kaszel dotyczący od 76 do 82 proc. pacjentów, bóle mięśniowe i zmęczenie pojawiające się u od 11 do 44 proc. pacjentów. Dodatkowo, jeśli u zakażonego rozwija się na skutek koronawirusa zapalenie płuc, to dochodzą takie symptomy jak duszności czy ból w klatce piersiowej.

- Ostatnio obserwujemy jednak rzadziej raportowane w Chinach, a trochę częściej we Włoszech czy Niemczech, nowe symptomy np. zapalenie spojówek, nieznaczny ból gardła, ból głowy, zaburzenia smaku i węchu lub czasami biegunkę. Może być to spowodowane tym, że wirus stopniowo się zmienił, zmutował.

Jakie są aktualne zalecenia ministerstwa? Czy okres świąteczny i związane z nim wyjazdy, spotkania i uroczystości coś zmieniły?

- Na szczęście większość Polaków okazała się odpowiedzialna społecznie i te święta spędziła w domach, często samotnie, bez rodzin, znajomych, bez tradycyjnego śniadania wielkanocnego, dzielenia się jajeczkiem czy uczestnictwa gromadnie w mszach świętych. W zamian złożyli sobie życzenia telefonicznie, wysłuchali mszy św. z radia czy telewizji. Nie wychodzili na spacery, nie robili grilla, chociaż pogoda ku temu sprzyjała. Postępowanie to było widoczne w liczbach zachorowań, które przez święta lawinowo nie wzrosły. Kolejne 14 dni pokaże, czy rzeczywiście tak było.

- Od 16 kwietnia obowiązuje konieczność noszenia maseczek zakrywających nos i usta w miejscach publicznych, powinno to również przyczynić się do zmniejszenia szerzenia się wirusa i liczby zachorowań. Ważny jest odpowiedni sposób zakładania maseczek. Muszą przylegać do nosa i ust, nie możemy zsuwać ich na szyję, na czoło, jeśli na przykład wychodzimy ze sklepu. Istotne jest to jak zdejmujemy osłonę twarzy - żeby nie ulec zakażeniu, trzeba od razu umyć ręce. Należy także zmieniać maseczkę minimum co cztery godziny.

- Trzeba również zwrócić uwagę na podstawy, czyli mycie rąk wodą z mydłem, dokładne po każdym dotknięciu przedmiotu, po powrocie do domu, co godzinę. Noszenie rękawiczek tego nie zastąpi i nie ochroni nas przed zachorowaniem. Jeśli chodzimy w rękawiczkach, zachowujmy odpowiednie zasady, czyli nie dotykajmy okolic twarzy, nosa, zdejmujmy je odpowiednio, po zdjęciu dokładnie myjmy ręce wodą z mydłem.

Czy znane nam metody dbania o odporność pomagają w przypadku koronawirusa? Innymi słowy: czy wysoka odporność organizmu może zmniejszyć ryzyko zarażenia się nawet w przypadku ekspozycji na wirusa?

- Jak najbardziej, wysoka odporność organizmu może złagodzić wiele chorób wirusowych i mieć wpływ na przebieg choroby. W kontekście koronawirusa pewną rolę mogą odgrywać witamina B3 i cynk. Są nad nimi prowadzone badania, część z nich wskazuje na złagodzenie przebiegu COVID-19, ale na pewne rekomendacje jest jeszcze za wcześnie. Chociaż prewencyjne przyjmowanie na pewno nie zaszkodzi, a czas pokaże, czy to słuszne postępowanie. Co do wzmocnienia odporności, to bardzo ważne jest budowanie jej stopniowo, przez dłuższy czas, bo nie ma szans na zbudowanie jej z dnia na dzień i tu żaden suplement nie pomoże.

Jeśli tak, to co możemy zrobić, oprócz izolacji i dbania o higienę, aby tę odporność podnieść? Włączyć jakieś składniki do diety, stosować jakieś ćwiczenia?

- Naszą odporność powinniśmy budować regularnie, przez cały rok, prowadząc zdrowy tryb życia. Nie zbudujemy dobrego układu odpornościowego w jeden dzień, ale na pewno możemy go stopniowo polepszać i wspomagać.

- W naszej codziennej rutynie powinniśmy przede wszystkim zwracać uwagę na odpowiednio zbilansowaną dietę, która powinna dostarczać określoną ilość białek, węglowodanów, zdrowych tłuszczy, witamin, mikroelementów i fitoskładników. Znaczącym elementem jest również systematyczny wysiłek fizyczny. Co najmniej 3-5 razy w tygodniu, a najlepiej codziennie po 30-45 minut powinniśmy wykonywać dynamiczną, umiarkowaną aktywność fizyczną.

- Musimy pamiętać, że submaksymalny lub maksymalny wysyłek fizyczny (np. maraton) może działać negatywnie na nasze układ odpornościowy i go osłabiać. Po takich aktywnościach organizm potrzebuje nawet tygodnia, żeby się zregenerować i jest przez to bardziej narażony na infekcje wirusowe czy tzw. przeziębienie. Nie możemy też zapomnieć o odpoczynku i odpowiedniej ilości snu. 

- W przypadku, w którym nasz sen trwa mniej niż 6 godzin, stajemy się bardziej podatni na ryzyko infekcji wirusowych. Ważne są również warunki panujące w otoczeniu w trakcie snu - rekomendowana jest temperatura powietrza nie wyższa niż 18-19 stopni Celsjusza. Stres również nie jest sprzymierzeńcem odporności, a przewlekłe narażenie na czynnik stresowy niestety ją osłabia.

Kolejny mit do obalenia lub potwierdzenia: alkohol, a konkretnie wpływ jego spożycia na ryzyko zarażenia się SARS-nCoV-2. Zdrowy rozsądek podpowiada, że etanol raczej obniża odporność niż ją zwiększa, ale w obliczu strachu przed nieznanym ludzie wymyślają różne rzeczy. Jak to ostatecznie jest?

- Generalnie spożywanie alkoholu w nadmiernej ilości zawsze wiązało się z obniżeniem odporności. Mitem jest, że odkażamy sobie organizm przed wirusami pijąc alkohol. W standardzie leczenia COVID-19 stosuje się chininę, czyli lek przeciwmalaryczny, dlatego pojawiło się doniesienie tak samo działa gin, również zawierające chininę. Rzeczywiście ten alkohol zawiera trochę tej substancji, więc od czasu do czasu taka lampka nie zaszkodzi, ale też nie pomoże przed koronawirusem, chyba że na odstresowanie. Jednak generalnie odradzałbym zdecydowanie picie alkoholu jako profilaktykę.

Tak długa izolacja to obciążenie dla naszego ciała i umysłu. Lista potencjalnych problemów związanych z brakiem ruchu jest długa: kręgosłup, kark, kolana, nie wspominając o zdrowiu psychicznym. Co zrobić, żeby tego uniknąć - mówiąc wprost, co zrobić, żeby nie nabawić się problemów i nie zwariować?

- Przebywanie w domu absolutnie nie zwalnia nas z obowiązku codziennych ćwiczeń fizycznych - możemy otworzyć okno, wyjść na balkon i ćwiczyć. Dzięki temu mamy możliwość, aby ćwiczyć nawet dwa razy dziennie i zdrowo się odżywiać. Spędzenie tego czasu w domu jest idealnym momentem na rozpoczęcie nowego, zdrowego stylu życia, systematycznego wysiłku fizycznego, zmianę diety, zrelaksowanie się i odstresowanie. 

Dr n. med. Paweł Rajewski, prof. WSG, pracuje w Wojewódzkim Szpitalu Obserwacyjno-Zakaźnym w Bydgoszczy. Jest specjalistą chorób wewnętrznych, chorób zakaźnych, hepatologiem, pełni funkcję konsultanta wojewódzkiego w dziedzinie chorób zakaźnych, Członek Rady Naukowej Herbalife Nutrition.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: koronawirus | ozdrowieńcy | zdrowie | odporność | zakażenie | maseczka | rękawiczki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy