Badanie prostaty uratuje ci życie

Badanie antygenu PSA w ramach badań przesiewowych zmniejsza ryzyko zgonu z powodu raka prostaty o 20-30 proc. Ale zanim pacjent się na nie zdecyduje koniecznie musi porozmawiać o dobrych i złych stronach tego testu z urologiem - oceniają eksperci.

- Odpowiedź na pytanie, czy warto robić badania przesiewowe w kierunku raka prostaty mierząc poziom antygenu PSA we krwi nie jest prosta. Dlatego, w ostatnich miesiącach na świecie toczy się intensywna dyskusja na ten temat - podkreśliła dr Iwona Skoneczna z Centrum Onkologii w Warszawie.

Nigdy nie można wykluczyć

Wynika to z tego, że na podstawie poziomu PSA (tzw. białko specyficzne dla prostaty) nie można jednoznacznie wykluczyć lub potwierdzić obecności raka prostaty.

- Pacjent może mieć wysoki poziom PSA i nie mieć raka, albo PSA może być niskie, a mężczyzna może mieć nowotwór bardzo zaawansowany i złośliwy - tłumaczył prof. Andrzej Borkowski urolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Podkreślił, że nie ma takiego progu PSA, poniżej którego lekarze moglibyśmy wykluczyć nowotwór.

Reklama

Bardziej szkodzi, niż pomaga

Jak przypomniała dr Skoneczna, na początku października ukazała się rekomendacja amerykańskiego panelu rządowego U.S. Preventive Services Task Force przeciwko rutynowemu prowadzeniu przesiewowych testów na PSA. W uzasadnieniu podano, że istnieje "umiarkowana lub całkowita pewność, iż procedura nie daje korzyści lub szkodzi bardziej niż pomaga". Jednocześnie, duże badania europejskie, którymi kierował prof. Fritz Schroeder z Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie wykazały, że biorąc udział w takich badaniach przesiewowych można o 20 proc. zmniejszyć ryzyko zgonu z powodu tego nowotworu.

Nowotwór nie wymaga leczenia

Problem w tym, że wielu pacjentów na podstawie poziomu PSA jest poddawanych później niepotrzebnie różnym badaniom diagnostycznym, np. inwazyjnej biopsji, a nie mają nowotworu. Z drugiej strony, u pewnej grupy rozpoznaje się raka prostaty, który nie stanowi zagrożenia dla zdrowia i życia mężczyzny i nie wymaga leczenia, a tylko obserwacji.

- Ale my nie do końca jesteśmy to w stanie przewidzieć i czasem pacjent może być poddany niepotrzebnie leczeniu, które ma nieraz powikłania (np. nieotrzymanie moczu czy impotencja - PAP) - tłumaczyła dr Skoneczna. A prof. Borkowski dodał:

- Ciągle mamy świadomość tego, że wielokrotnie przez wczesne rozpoznanie tego nowotworu wywołujemy więcej krzywdy niż pożytku.

Dobre i złe strony testu

Dlatego, obecnie różne towarzystwa naukowe rekomendują, by badanie na poziom PSA poprzedzała rozmowa pacjenta z urologiem.

- Pacjent musi wiedzieć, jakie są dobre i złe strony takiego testu i wspólnie z lekarzem podjąć decyzję, czy chce z takiej możliwości skorzystać - powiedziała dr Skoneczna. Zaznaczyła, że zarówno proces diagnostyczny, jak i terapeutyczny powinien być bardzo indywidualny.

Młodzi do urologa

Ważne jest jednak, by zgłaszać się do urologa nie w wieku 70 lat,

- Panowie, u których rak prostaty występował w rodzinie zarówno ze strony ojca jak i matki powinni po raz pierwszy mieć wykonane badanie PSA w wieku 40 lat, a każdy mężczyzna powinien je wykonać w wieku 55 lat - zachęcał prof. Borkowski. Według niego, badania wskazują też, że mężczyźni, którzy mają wysokie PSA wyjściowe, choć nie muszą mieć raka prostaty, to są kila razy bardziej narażeni na ten nowotwór w przyszłości, więc jest to grupa, która musi być pod obserwacją.

Wcześnie wykryty jest uleczalny

Dr Skoneczna przypomniała, że wcześnie wykryty rak stercza jest zazwyczaj całkowicie wyleczalny. Problemem jest to, że we wczesnym stadium nie powoduje on często żadnych dolegliwości, a jeśli już takie występują, to choroba jest zaawansowana i nieuleczalna. Z tej przyczyny - jak zaznaczyła - nie da się wcześniej wykrywać raka prostaty u młodszych pacjentów, u których jest on znacznie bardziej agresywny, bez aktywnego poszukiwania go w badaniach.

- Dlatego, po ukazaniu się rekomendacji amerykańskich pojawiły się komentarze, by +nie wylewać dziecka z kąpielą+. Z naszych badań wynika, że zjawiska nadmiernej wykrywalności i nadmiernego leczenia raka prostaty nie do końca dotyczą polskiej populacji. U nas wykrywanie i leczenie raka prostaty powinniśmy raczej poprawić - tłumaczyła. Przypomniała, że umieralność na raka prostaty w naszym kraju ciągle wzrasta.

Polsko, ucz się na błędach

Zgodził się z nią prof. Tom Beer, Knight Cancer Institute w Portland (USA), który przypomniał, że w USA na raka prostaty umiera 1 na 6 mężczyzn, którzy mają postawioną diagnozę, a w Polsce - 1 na 2, czyli problem nadmiernej diagnozy raczej nie może w Polsce istnieć, podkreślił.

- Jeśli chodzi o badania przesiewowe to Polska ma szanse nauczyć się czegoś na błędach popełnionych w USA. Ważne jest jednak, by równolegle z wcześniejszym wykrywaniem raka prostaty popularyzować też indywidualne podejście do jego leczenia i w ten sposób minimalizować leczenie niepotrzebne, a ratować życie pacjentom, których trzeba leczyć - powiedział.

Wśród nowotworów złośliwych, rak prostaty jest drugim zabójcą mężczyzn. W Polsce, co roku odnotowuje się ok. 8 tys. nowych zachorowań na ten nowotwór i ok. 4 tys. zgonów z jego powodu.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: rak prostaty | prostata | badanie | lekarze | Nowotwór | Medycyna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy