Tragedia w świecie FMX

Jeremy Lusk, jeden z najlepszych freestyle motocrossowców na świecie, nie żyje.

Zmarł w wyniku obrażeń, których doznał w strasznie wyglądającym wypadku w trakcie zawodów X-Knights w Kostaryce w trakcie wykonywania tricku hart attack indian air backflip. Nie wykonał pełnej rotacji i gdy próbował ratować się upadając z 10 metrów wysokości na ręce przygniótł go twarzą do ziemi spadający za nim motocykl. Miał 24 lata.

Lusk, jeżdżacy w legendarnej grupie FMX Metal Mulisha miał na koncie złoty i srebrny medal z X-Games 2008. Prestiżowy magazyn "Transworld Motocross" wybrał go na zawodnika roku 2008.

Reklama

Rzadko opuszczał Amerykę. Jednak we wrześniu zrobił wyjątek i startował przed polską publicznością w Warszawie. Wówczas obwołany został największym pechowcem zawodów, ponieważ upadek w półfinale uniemożliwił mu drogę do zwycięstwa.

- Chcemy, żebyście zapamiętali Jeremy'ego jako wojownika. Nie odpuszczał żadnego wyzwania. Nigdy nie bał się konsekwencji tego, co kochał robić - napisali członkowie Metal Mulisha na swojej stronie internetowej.

Legenda FMX, Mike Metzeger, który zakończył karierę w 2007 roku po urazie kręgosłupa, powiedział w rozmowie z "New York Times", że choć wszyscy w srodowisku pogrążyli się w żałobie, to nikt z tego powodu nie zakończy kariery. - Jesteśmy freestylowcami, robimy to, co chcemy robić. Mamy silne osobowości i świadomość ryzyka wpisanego w nasze życie - stwierdził.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: tragedia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy