Kamienie zamiast wydm

Mimo, że Rajd Dakar już za nami, ciągle dostarcza sporo emocji. Przekonać się o tym można było na konferencji prasowej w Warszawie z udziałem członków największego w historii polskiego zespołu, który rywalizował w pustynnym maratonie.

Diverse Extreme Diverse TVN Turbo Team tworzyli: Albert Gryszczuk, Jarek Kazberuk, Grzegorz Baran, Rafał Marton, Robert Górecki i Ernest Górecki. Niestety, radością z dojechania do mety cieszyli się tylko Albert Gryszczuk i Jarek Kazberuk.

- Bardzo się cieszymy, że udało nam się ukończyć tegoroczny pustynny maraton. Że samochód wytrzymał te wszystkie odcinki... Cieszymy się, że i my daliśmy sobie radę. Kiedy startowaliśmy, mieliśmy nr 189, jednak w ciągu tych kilkunastu dni udało nam się dotrzeć do połowy stawki i ostatecznie ukończyć rajd na 95. miejscu - powiedział Jarek Kazberuk.

Reklama

Poszły śruby w skrzyni

- Nie obyło się oczywiście bez problemów, ale nasz serwis, jak i koledzy z Diverse Extreme Diverse TVN TurboTeam, bardzo nam pomagali, jeśli zaszła taka potrzeba. Kiedy dachowaliśmy, chłopcy z ciężarówki - Grzesiek i Rafał (red. - Grzegorz Baran i Rafał Marton) - pomogli nam postawić auto na koła i w miarę szybko mogliśmy ruszyć dalej. I bardzo nam było przykro, kiedy za jakiś czas na trasie spotkaliśmy chłopaków i dowiedzieliśmy się, że oni już dalej nie pojadą, bo poszły im śruby przy skrzyni biegów - mówił Albert Gryszczuk.

Redakcja INTERIA.PL gościła Grzegorza Barana i Rafała Martona na kilka dni przed startem w Dakarze. Wtedy jeszcze obydwaj byli przekonani, że ich sprzęt da radę pokonać nieprzewidywalną naturę. Zapytaliśmy więc, co spowodowało, że jednak ich ciężarówka Mercedes-Benz Unimog zawiodła.

Nieprzewidywalne kamienie

- To, co nas zaskoczyło na tym Dakarze, to kamienie. Nie spodziewaliśmy się, że będzie ich aż tyle i przez tak długi czas. Liczyliśmy na prawdziwy piach, na długie wydmy, jednak nie doczekaliśmy się. Nasza ciężarówka okazała się za delikatna na takie kamienie. Niestety, Dakar jest nieprzewidywalny - odpowiedział Rafał Marton.

Jednak to nie jedyna para z polskiej drużyny, która musiała podjąć decyzję o wycofaniu się z walki. Również rodzinny team - ojciec i syn Robert i Ernest Góreccy - musieli zrezygnować z dalszego udziału w Dakarze. W tym wypadku to nie problemy z samochodem były przyczyną, lecz choroba Roberta Góreckiego.

Cegiełka Ernesta

- Tego, niestety, nie przewidzieliśmy. Zakładaliśmy, że to raczej samochód może zawieść niż my. Jednak poważna infekcja płuc, która nagle zaatakowała mojego tatę, zmusiła nas do podjęcia decyzji o wycofaniu się z rajdu. To była jedyna i słuszna decyzja, dzięki której dziś tato jest zdrowy - powiedział najmłodszy uczestnik Rajdu Dakar Ernest Górecki. Jednak na osłodę młodemu zawodnikowi zaproponowano rolę "dawcy", czyli samochodu wspomagającego, który jechał tuż za Albertem i Jarkiem. I w ten sposób Ernest Górecki dołożył swoją cegiełkę do osiągnięciu celu przez team Gryszczuk-Kazberuk.

Czekają na następny

Dakar słynie z tego, że jest nieprzewidywalny i okrutnie obchodzi się z ludźmi i maszynami. Doświadczyli tego członkowie Diverse Extreme Diverse TVN TurboTeam. Jednak, jak mówią zgodnie wszyscy członkowie zespołu, mimo wielu problemów, morderczego wysiłku, ciągłej walki ze sprzętem, czasem i nieprzewidywalną naturą - z wielką niecierpliwością czekają na kolejny Dakar.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: rajd | team | TVN SA | Dakar | kamienie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy