Ekstremalny tandem - niewidomy na rowerze!

INTERIA.PL towarzyszyla niesamowitej przygodzie. Niewidomy Wadim Procel z przyjaciółmi wyprawili się do jednego z największych bikeparków w Europie - Leogang.

Jeżdżą razem na nartach, rowerze, wspinają się po górach, a w przyszłości planują wyprawę kajakową - Michał Paluch, pedagog z Cieszyna oraz jego przyjaciel i uczeń Wadim Procel z Gdyni, który od urodzenia jest niewidomy.

Robią to nie tylko dla samej przygody i terapii. Ich wyprawie towarzyszy misja. - Poprzez nasze przedsięwzięcia chcemy zwrócić uwagę na problem niedoceniania i ignorowania wielu talentów w dziedzinie sportu, zdolności artystycznych czy umiejętności społecznych. Te talenty marnują się w polskich szkołach. I nie chodzi tu tylko o niepełnosprawnych - podkreśla Paluch.

Reklama

Właśnie zakończyli kolejną ekstremalną wyprawę. Leogang to setki kilometrów specjalnie przygotowanych do ekstremalnych zjazdów tras rowerowych. Trasy stanowią duże wyzwanie nawet dla "pełnosprawnych" łowców przygód z całego świata.

- Okazało się, że jesteśmy pierwszym tandemem, który zaliczył te trasy, a ja pierwszym niewidomym, który wpiął się na alpejski dwutysięcznik Passauer Hutte - mówi niewidomy Wadim, tegoroczny maturzysta.

Michała, który pracuje w Wiślańskiej Szkole Narciarskiej Nartus, spotkał przed paroma laty na stoku. Od tego czasu tworzą ekstremalny duet robiąc rzeczy, które sprawiają kłopot nie tylko niewidomym.

Jak to możliwe, by niewidomy jeździł na rowerze? - Mamy opracowane kody językowe i slogan, którym koordynujemy motorykę i pracę ciała. Dlatego nasze zajęcia to przede wszystkim próba terapii psycho-ruchowej. Zabawę na trasie poprzedzają miesiące przygotowań. Przy sportach ekstremalnych niezbędna jest absolutna koncentracja, komunikacja i koordynacja motoryczna - mówi Michał Paluch.

Gdy jadą razem, Michał na bieżąco relacjonuje przebieg trasy, podając Wadimowi komendy do odpowiedniego ułożenia ciała. Na przykład: "pełny zegar na wolnej nodze, dół, 180-tka w lewo na szuter, bez hamowania" - to oznacza ostry zakręt w lewo, z koniecznością wyrzucenia w lewy bok nogi pasażera, z jednoczesnym wychyleniem ciała stronę zakrętu. Szuter i bez hamowania, oznacza, że w zakręt wchodzą na pełnej prędkości.

- Wszystko się odbywa na pełnym ciśnieniu. Czasami mam wrażenie nadchodzącej gleby i wtedy krzyczę do Michała "zwolnij, zwolnij!", na co on zawsze odkrzykuje" "spokój, k..., spokój!", co rzeczywiście działa - mówi Wadim.

Wadimowi w zmaganiach sportowych pomaga również młodszy brat Rafał oraz kolega z zespołu, Wojtek Skorupka z Gdyni.

Oczywiście, chłopaki mają chwile zwątpienia. Szczególnie, gdy zdarzy się upadek - nieodłączny partner ekstremalnych przygód. - Te skoki, zakręty, profile i ciemny las - czy to jest tego wszystkiego warte? Jeśli na dole czeka na nas cała międzynarodowa ekipa zjazdowców, z podziwem przybijająca piątkę, to nie stawiam tego pytania ponownie. Wadim, choć tego nie widzi, czuje dokładnie to samo - pisał Michał w jednej z relacji.

Ich wspólne przedsięwzięcia zdobywają coraz większy rozgłos i poparcie, ale ich wyjazd nie byłby możliwy bez wsparcia rodziców Wadima i Rafała, specjalistycznego ubioru i plecaków z bielskiej firmy Pajak, napojów Red Bulla oraz portalu INTERIA.PL.

Do tej pory młodzi sportowcy zjeżdżali z Baraniej Góry na rowerze, zaliczyli czarną trasę FIS we włoskich Dolomitach, pokonali zjazdowe trasy Leogangu i wspięli się na jeden z alpejskich dwutysięczników. W przyszłości łowcy przygód z Cieszyna i Gdyni planują kolejne wyzwania związane ze sportem i edukacją. Trzymamy kciuki!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Gdynia | trasy | niewidomy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy