Dopóki walczysz, zwyciężasz. Derek Redmond, lekkoatleta niezłomny

​Mówi się, że liczą się tylko zwycięzcy i każde miejsce poniżej pierwszego szybko odchodzi w zapomnienie. Przypadek Dereka Redmonda pokazuje, że może być inaczej. Choć od igrzysk w Barcelonie minęły już 24 lata, świat wciąż pamięta o niezłomnym lekkoatlecie z Wielkiej Brytanii.

Trzeci sierpnia 1992, Stadion Olimpijski w Barcelonie. Derek Redmond przystępuje do półfinałowego biegu na 400 metrów. W głowie ma jeden cel - olimpijski medal.

Jest w formie, czuje się mocny, odrzucił demony z przeszłości. Cztery lata, osiem operacji i konieczność wycofania się ze startu na olimpiadzie w Seulu nie są teraz istotne. Wie, że nigdy wcześniej nie był w takiej dyspozycji.

"Czułem się tak dobrze, że wygrałbym maraton, gdyby ktoś zgłosił mnie do tej konkurencji. W poprzednich dwóch biegach kwalifikacyjnych byłem jak zwierzę" - przyznaje po latach.

Start. Pistolet obwieszcza go głośnym hukiem. Sprinterzy ruszają, a wśród nich oznaczony numerem 749 Redmond. Pędzi, niczym wyrzucony z katapulty. Jednak po piętnastu sekundach doznaje kontuzji. Prawa noga nie pracuje. Nie wytrzymuje ścięgno prawego uda. 26-latek zaczyna utykać, komentatorzy telewizyjni są w szoku. Uraz znów przekreśla jego szanse na medal.

Redmond klęka na bieżni, na jego twarzy pojawia się grymas. Widzi, jak cała czołówka ucieka mu w stronę mety. Dla niego to koniec marzeń o medalu. Nagle robi jednak coś, czego nie spodziewa się nikt. Wstaje i kulejąc podąża w stronę mety.

"Wszystko, na co pracowałem nagle się skończyło. Nienawidziłem wszystkich. Nienawidziłem świata. Nienawidziłem ścięgien. Czułem się fatalnie. Gdy ból nieco zelżał, dotarło do mnie, co się dzieje. Pomyślałem >>Jesteś w półfinale igrzysk olimpijskich. Wstawaj i biegnij dalej<< Do mety miałem niedaleko, widziałem, że już po wszystkim, ale chciałem ukończyć bieg" - relacjonuje.

Gdy z zerwanym ścięgnem podąża do mety, na bieżni nagle pojawia się jakiś człowiek w czapeczce ze znanym hasłem reklamowym "Just do it" (Po prostu to zrób) i koszulce z wymownym napisem "Have you hugged your foot today?" (Czy przytuliłeś już dziś swoją stopę?) Przedziera się przez służby bezpieczeństwa i podbiega do Redmonda. Chwyta go za ramię i próbuje przytulić. To ojciec Dereka - Jim.

Reklama


"Najpierw chciałem go odepchnąć, bo poczułem na ramieniu czyjąś rękę. Nie wiedziałem, kto to jest. W końcu dotarło do mnie, że to ojciec. Powiedział, że nie muszę dalej biec, że mogę się zatrzymać i nie muszę nikomu niczego udowadniać. Odparłem, że chcę ukończyć ten bieg" - wspomina lekkoatleta.

Ojciec nie opuszcza syna. Wspierając go, razem docierają do mety. Derek zalewa się łzami. Operatorzy podbiegają z kamerami, by uchwycić ten wyjątkowy moment. Przepisy są jednak nieubłagane - sportowiec zostaje zdyskwalifikowany za niedozwoloną pomoc. W kronikach widnieje do dziś, że Derek Redmond "nie ukończył biegu".

Ale nie to jest najważniejsze. 65 tysięcy widzów na stadionie wstaje z miejsc i rozpoczyna owację na stojąco. Wszyscy wiedzą, że są świadkami wielkiego momentu w historii sportu. "Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą" - w jednym momencie cały świat przekonuje się o prawdziwości tego powiedzenia.

Kto wygrał bieg? Wtedy nie miało to wielkiego znaczenia. Dziś o zwycięzcy nikt nie pamięta. Za to Derek Redmond przeszedł do legendy. Niestety nie udało mu się wywalczyć upragnionego medalu. Dwa lata później za namową lekarzy zakończył karierę lekkoatlety. Powrócił jednak do innego sportu, który kochał - został zawodowym koszykarzem w drużynie Birmingham Bullets.

Dziś w wieku 50 lat wciąż jest znaną postacią w świecie sportu i cenionym mówcą motywacyjnym. W swoich przemowach często powraca do sytuacji sprzed 24 lat, choć nie lubi oglądać na ekranie swojego startu z Barcelony.

"Umiałem obrócić porażkę w sukces, ale nadal czuję, że nigdy nie spełniłem swojego potencjału. Czuję się odrobinę niekompletny. Ale za to nadal mam świetne relacje z ojcem. Mieszka pięć minut ode mnie, często mnie odwiedza. Wszystkie ważne decyzje konsultuję z nim. To moja największa inspiracja" - zapewnia Derek Redmond.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy