Czyste Tatry to żaden wybór, tylko nasz wspólny obowiązek

Rafał Sonik - pomysłodawca akcji Czyste Tatry /Piotr Korczak /East News
Reklama

Plastikowe butelki, puszki po napojach, torebki foliowe, opakowania po jedzeniu i niedopałki po papierosach – to najczęstsze śmieci, jakie zostawiają w Tatrach turyści. Za ich życia zdążą się rozłożyć jedynie puszki i pety.

"Wierni skale. Historia ściśle tajna" - przeczytaj reportaż o pierwszych polskich himalaistach

Każdego roku Tatrzański Park Narodowy odwiedza około trzech milionów turystów.

Dziesiątki ton śmieci w parku

Rekordy tygodniowe wynoszą dwieście, a dzienne przeszło czterdzieści tysięcy osób. Z kolei największe obłożenie pojedynczego szlaku - dwadzieścia pięć tysięcy odwiedzin - zanotowano jednego dnia w Dolinie Chochołowskiej.

Co zrozumiałe, za tak wielkimi liczbami turystów, muszą stać równie imponujące dane dotyczące generowanych i pozostawianych przez nich śmieci. Rocznie TPN wywozi ze swoich terenów nawet 40-50 ton odpadów.  

Reklama

- Takie szlaki jak droga do Morskiego Oka czy główny szlak Doliny Kościeliskiej, gdzie dziennie wędruje kilka-kilkanaście tysięcy ludzi, muszą być codziennie sprzątane. Nie znaczy to oczywiście, że większość turystów śmieci. Przeciwnie, większość zachowuje się w porządku, ale przy tak dużych liczbach, o jakich mówimy, wystarczy, że jeden na stu coś po sobie zostawi - i już mamy co sprzątać - zwraca uwagę Jan Krzeptowski-Sabała, kierownik działu edukacji TPN.

Sporo pracy mają również wolontariusze Czystych Tatr, dorocznej akcji proekologicznej zapoczątkowanej i organizowanej cyklicznie przez Rafała Sonika. W sobotę, ostatniego dnia czerwca, przeszło siedem tysięcy ochotników zniosło ze szlaków czterysta dwadzieścia kilogramów śmieci.

Edukacja przede wszystkim

Ktoś powie, że to niewiele w zestawieniu z wcześniej przytoczonymi statystykami, ale nie o liczby w siódmej już edycji akcji chodzi, tylko o edukację.

- Trzeba zacząć od najmłodszych dzieci. Musimy pokazać maluchom, jak należy postępować. Jeśli to zrobimy, to za 15-20 lat, a może wcześniej, problem śmiecenia będzie zanikał. Edukacja i podniesienie poziomu świadomości społecznej to podstawa, dlatego takie akcje jak Czyste Tatry powinny być permanentne - podkreśla Artur Małek, himalaista i jeden z ambasadorów przedsięwzięcia.

Edukacja, w ocenie Jana Krzeptowskiego-Sabały, ma fundamentalne znaczenie dla pogodzenia masowej turystyki w Tatrach z ochroną przyrody.

- Kluczowe jest przy tym kształtowanie świadomości nie tylko na przykładzie pojedynczych akcji, ale na poziomie rodzinnym i szkolnym - to powinno być prowadzone systemowo. Druga rzecz to tworzenie takich rozwiązań, które spowodują, że ludzie będą mniej tych śmieci wytwarzać. Przykładowo w zeszłym roku uruchomiliśmy w rejonie Kuźnic przy wejściu na szlaki kilka zdrojów wody - turyści mogą sobie tam bezpłatnie uzupełnić butelki i bidony. Skorzystało z tych ujęć tysiące osób, obliczyliśmy, że wypili 80 tys. litrów wody. To jest kilkadziesiąt tysięcy mniej butelek plastikowych wniesionych na teren parku - wyjaśnia.

I dodaje: - Mamy w tej kwestii bardzo dużo do nadrobienia. W parkach narodowych Skandynawii czy Stanów Zjednoczonych problemów śmieciowych praktycznie nie ma, mimo że odwiedza je wielu turystów. My wciąż zostawiamy po sobie śmieci, bardzo dużo ich również produkujemy. Warto więc mówić o śmieceniu, ale też o ograniczaniu ilości odpadów.

Za śmiecenie na terenie TPN grozi mandat wynoszący nawet 500 złotych. Problem w tym, że trzeba takiego człowieka złapać na gorącym uczynku. Pozostaje też pytanie, czy ktoś, dla kogo wepchnięcie puszki po piwie w kosodrzewinę, rzucenie niedopałka na ziemię na szlaku czy przywiezienie do lasu worków pełnych śmieci jest akceptowalne, wyciągnie z ewentualnej kary jakiekolwiek wnioski.

- Takiego człowieka nie zreformujemy - uważa Artur Małek. - Co innego małe dziecko, które wszystko chłonie i widzi, jak postępuje rodzic. Obserwuję to po swojej córce. Pokazuję jej coś, a ona to zachowanie powiela. Nie chodzi tylko o śmieci. Zanieczyszczenie powietrza jest w Polsce jeszcze większym problemem niż rzucanie na ziemię odpadków. Tu też konieczna jest edukacja i zmiana przyzwyczajeń - dodaje uczestnik niedawnej zimowej wyprawy na K2.

Argument o... sile niedźwiedzia

Przeważnie wolontariusze Czystych Tatr znajdują na szlakach plastikowe i szklane butelki, torebki foliowe, puszki po napojach, opakowania po żywności, niedopałki papierosów i chusteczki higieniczne. Pierwsze z nich, jeśli zostaną w parku, rzucone głęboko w las, rozłożą się dopiero za... tysiąc lat.

Odpadki przeważnie leżą na najczęściej uczęszczanych szlakach, w rejonie najpopularniejszych szczytów czy okolicach schronisk (gdzie koszy na śmieci nie brakuje). Co bardziej pomysłowi turyści zaśmiecają potoki, upychają zbędny balast pod kamienie, wrzucają do jaskiń, a nawet wciskają do ptasich dziupli.

- Największy kłopot mamy ze śmieciami, które są pozostałościami po jedzeniu i piciu: butelki po wodzie, puszki po napojach, w tym alkoholu, torebki foliowe. Sprawy toaletowe również, ale na tych najczęściej odwiedzanych szlakach są dziesiątki przenośnych ubikacji, z których można skorzystać, tak ten problem jest rozwiązywany - wylicza Jan Krzeptowski-Sabała.

Problemem w ocenie pracownika TPN nie jest nawet ilość wywożonych z Tatr śmieci, tylko ich rodzaj. Resztki jedzenia i opakowania po nim przyciągają na szlaki dzikie zwierzęta.

- Kiedy niedźwiedź nauczy się chodzić za turystami, zacznie kręcić się w okolicy szlaków, będziemy mieli niebezpieczną sytuację nie tylko dla niego, ale też dla nas samych - kwituje nasz rozmówca.

Trudno o mocniejszy argument, jeśli inne nie pomagają, za tym, że sprzątanie po sobie w górach nie powinno być wyborem, tylko obowiązkiem. Naszym wspólnym.

Dariusz Jaroń, Zakopane

***

Zobacz także:

Jak pogodzić masową turystykę w Tatrach z ochroną przyrody?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy