Wąsik czy bródka?

Złośliwi twierdzą, że bujność zarostu u mężczyzny jest odwrotnie proporcjonalna do rozmiarów jego męskości. Plotkę tę rozsiewają jednak zwykle ci, którym natura zarostu poskąpiła.

Gdyby bowiem przyjąć teorię o tym, że długość wąsów czy brody ma rekompensować niedostatek męskości, trzeba by mieć kiepskie zdanie o życiu erotycznym naszych przodków.

Przecież sumiaste wąsy to nieodzowny atrybut typowego polskiego szlachcica Sarmaty, a ich kręcenie czy skubanie to gest - jak doskonale o tym wiedzą czytelnicy Sienkiewicza - wyrażający najprzeróżniejsze stany emocjonalne i intelektualne, by wymienić tylko skupienie, zastanowienie czy zażenowanie.

Męski zarost ma więc w polskiej tradycji rodowód głęboki i szlachetny. Można nawet pokusić się o twierdzenie, że jedną z przyczyn upadku I Rzeczpospolitej był fakt, iż polska szlachta zaczęła przejmować zachodnią modę na staranne golenie twarzy.

Reklama

Dziś typowy wąs sarmacki nie jest popularny. Co więcej, można zauważyć, że w ogóle wszelkiego rodzaju wąsy "solo" są obecnie w odwrocie. Jednak już różnorakie brody i bródki robią ostatnimi czasy prawdziwą karierę.

W modzie jest głównie zarost delikatny, dodający mężczyźnie pewnej drapieżności, ale jednocześnie zadbany, często układający się w różne mniej lub bardziej finezyjne kompozycje i kształty. Taki zarost jest jak angielski ogród - to mozolnie zaaranżowany pozór dzikiej naturalności.

Co do reakcji kobiet, te do męskiego zarostu mają zazwyczaj stosunek dość wyrobiony i jednoznaczny: albo lubią, albo nie. Ale nawet jak już lubią, to mają zastrzeżenie, żeby broda czy wąsy były przynajmniej na tyle długie, by nie kłuły i nie drapały.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zarost
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy