Lauromania

W show-biznesie bez nagrody zupełnie się nie liczysz. Więc ich liczba rośnie lawinowo. I coraz częściej nie mają żadnego znaczenia.

Interesowność to dzisiaj cecha wspólna niemal wszystkich nagród. Najczęściej wyróżnienia mają pomóc załatwić cele wręczającym, a nie być bezinteresowną promocją rzeczywiście zasłużonych. Przykład z ostatnich tygodni: europejskie nagrody telewizji MTV otrzymali m.in. Robbie Williams i Shakira. Na pierwszy rzut oka trudno się do czegoś przyczepić - oboje są w końcu popularnymi wokalistami. Tyle tylko, że przez cały 2005 rok milczeli jak zaklęci, a nowe płyty wydali dopiero tuż przed rozdaniem nagród.

Promocja z wyróżnieniem

Reklama

Prof. Wiesław Godzic, medioznawca i redaktor naczelny kwartalnika "Kultura popularna", który opisuje trendy zachodzące w mediach i popkulturze, wyjaśnia: - Nagrody w formie statuetki są świetnym narzędziem promocyjnym. Ludzie chętniej kupią płytę, film czy książkę, którą już w ten sposób doceniono.

To klucz do odpowiedzi na pytanie, skąd tak wielki wysyp różnego rodzaju nagród, jaki obserwujemy w ostatnim czasie. Swoją galę wręczenia laurów dla najlepszych organizują niemal wszystkie duże stacje telewizyjne i radiowe, stowarzyszenia, firmy, fundacje, grupy branżowe. Ale rekordy biją wysokonakładowe pisma kolorowe.

- Niemal codziennie spotykam się z informacją o ustanowieniu jakiegoś nowego wyróżnienia - potwierdza Robert Patoleta, dziennikarz piszący m.in. o polskim środowisku show-biznesu.

Swego czasu wyliczono, że gdyby w Niemczech o przyznawaniu nagród decydowała tylko statystyka, to na laur mogłaby liczyć średnio co szósta książka. Na polskim rynku księgarskim, gdzie rocznie ukazuje się około 21 tys. tytułów, nagród jest zdecydowanie mniej. Co ciekawe, niektórzy uważają, że za mało. - Brakuje choćby poważnego wyróżnienia w kategorii książki naukowej - uważa Piotr Dobrołęcki z "Magazynu Literackiego Książki".

Paszport bez zarzutu

Jeśli wziąć pod uwagę, jak na sprzedaż wpływa informacja o nagrodzie umieszczona na okładce książki, to można się spodziewać szybkiego wzrostu liczby wyróżnień. O sile nagrody świadczy choćby przypadek jednego z największych bestsellerów ostatnich lat. Początkowo wydawca wydrukował tysiąc egzemplarzy "Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną" nikomu wtedy nieznanej Doroty Masłowskiej.

- Dystrybutor od razu zapowiedział, że jest w stanie sprzedać najwyżej połowę - wspomina Paweł Dunin-Wąsowicz, wydawca "Wojny..." i od początku stycznia laureat "Paszportu Polityki". - Ale po tym, jak media doniosły, że młoda pisarka spod Gdyni zaczęła dostawać wyróżnienia, księgarze w całej Polsce sprzedawali 1,5 tys. egzemplarzy w ciągu tygodnia! Nie obeszło się bez kilku dodruków.

Efekt nagrody starają się wykorzystywać producenci wielu dóbr. Lauromania to dość powszechne zjawisko w branży budowlanej czy spożywczej. Na opakowaniach eksponuje się wizerunki przyznanych medali, co ma wzbudzić u klienta zaufanie do produktu. A jeśli producentowi piwa bądź pasty do zębów nie chcą dać wyróżnienia, to firma sama powoła odpowiednią fundację lub stowarzyszenie, które przyzna mu nagrodę. Inną możliwość wykorzystał jeden z polskich browarów, który swego czasu całą kampanię promocyjną oparł na nagrodach przyznawanych przez międzynarodową organizację przygotowującą targi światowe. Odbiorca reklamy mógł odnieść wrażenie, że piwo zostało wyróżnione, choć w rzeczywistości fakt ten nie miał miejsca.

Oscar za kasę

Do niedawna granica dzieliła świat kultury na to, co dobre i złe. Dzisiaj podział przebiega wzdłuż linii interesów, a sukces odnosi odpowiednio promowany... produkt. - Walory estetyczne przestały się liczyć - uważa prof. Godzic.

Potwierdzających to argumentów niemal co roku dostarczają członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej, która decyduje o wyborze laureatów Oscarów (tegorocznych zwycięzców poznamy podczas gali zaplanowanej na 5 marca). W najważniejszych kategoriach: najlepszy aktor, film i reżyser - w gruncie rzeczy statuetki otrzymują nie twórcy, ale szefowie wytwórni filmowych. To w końcu oni wydają gigantyczne sumy na promocje obrazu, zapewniając mu frekwencyjny sukces. A to właśnie on, a nie kryteria artystyczne, decydują często o tym, do kogo trafi Oscar. Wystarczy wspomnieć takie produkcje jak "Titanic" czy "Zakochany Szekspir", które nie były filmami wybitnymi, ale wygrywały, bo cieszyły się wielką popularnością widzów.

Mistrzem oscarowej promocji jest wytwórnia Miramax, która regularnie z Kodak Theatre, gdzie odbywa się gala, zabiera przynajmniej kilka statuetek. O wpływie wielkich wytwórni świadczy także historia innych amerykańskich nagród filmowych - Złotych Globów. O tych popularnych dzisiaj wyróżnieniach świat usłyszał dopiero w latach 80. (choć wręcza się je od 40 lat), kiedy wytwórnie filmowe zaczęły kreować Globy jako wyznacznik popularności kandydatów do przyznawanego kilka tygodni później Oscara. Jeden ze znanych publicystów hollywoodzkich stwierdził dosadnie, że "Złoty Glob dostaje ten, kto najlepiej całuje w dupę stowarzyszenie przyznające laury".

Nagroda dla wręczających

Jeśli ktoś nie chce walczyć o istniejącą już nagrodę, zawsze może stworzyć swoją. Taką drogę wybrało choćby wiele popularnych pism kobiecych. Organizują wystawne bankiety, zapraszają przyjaciół redakcji i znane twarze. Później relację z gali zamieszczają na łamach, pokazują czytelnikom, jacy są światowi i kogo znają. - To, kogo wyróżniono, jest sprawą co najwyżej drugorzędną. W tym przypadku bardziej chodzi o promowanie gazety, a nie nagrodzonych - mówi Robert Patoleta.

Jak mówi Piotr Dobrołęcki, wzrost liczby tego typu nagród musiał spowodować inflację znaczenia wszystkich wyróżnień. Efekt? - Już niemal nie ma nagród, których prestiżu by się nie podważało - mówi prof. Wiesław Godzic. Jeśli nie zarzuca się im braku obiektywizmu, to często mówi się o chęci wypromowania nie laureatów, ale wręczających.

O prowadzenie własnej polityki oskarża się nawet prestiżową Akademię Noblowską. - Niektórzy krytycy zarzucają akademikom intelektualny snobizm, który każe im wybierać pisarzy mało znanych - mówił tuż przed wyborem laureata literackiego Nobla za 2004 rok szwedzki dziennikarz Gert Fylking.

Maciej Cnota

KULTURA EKSPERTÓW

Prof. Zygmunt Bauman, światowej sławy polski socjolog, pisał swego czasu o "kulturze eksperckiej", w której masy potrzebują pomocy fachowców w danej dziedzinie (tzw. spin-doktorów), bo same nie są w stanie wyłowić ważnych wiadomości z panującego w dzisiejszym świecie chaosu informacyjnego. Jakby w odpowiedzi na ten postulat, wydawcy starają się podsuwać konsumentom płyty, filmy czy książki, podpierając się autorytetem jakiejś nagrody.

O wyróżnienia starają się też sami twórcy. Kilka lat temu media pisały, jakoby znani piosenkarze mieli nakłaniać organizatorów, by umożliwili im walkę o Bursztynowego Słowika przyznawanego na festiwalu w Sopocie. Ceny za prawo występu w Operze Leśnej miały zaczynać się od 5 tys. złotych. Przygotowujący Sopot Festival oraz sami artyści stanowczo zaprzeczyli tym zarzutom.

NAGRODA ZIELONEJ REWOLUCJI

Lauromania dotyczy praktycznie wszystkich dziedzin. Norweski koncern Yara, jeden z największych producentów nawozów sztucznych na świecie, po raz kolejny przyznał niedawno Nagrodę Zielonej Rewolucji. Laur wraz z czekiem na 200 tys. dolarów trafił do premiera Etiopii. W ten sposób skandynawska firma doceniła wspierany przez polityka rozwój rolnictwa ekologicznego w tym afrykańskim kraju. Światowe media szybko odkryły, że o żadnym wzroście nie ma mowy, a nagroda miała służyć otrzymaniu przez koncern lukratywnego kontraktu na dostawę nawozów do Etiopii.

KAZIK - POZA PODIUM

Wrogiem lauromanii jest Kazik Staszewski, który szczególnie sprzeciwia się rozdawaniu nagród muzycznych, gdyż "muzyka - jako forma sztuki - nie podlega żadnym obiektywnym ocenom". - Chociażby to różni ją od sportu, gdzie startujemy w zawodach, żeby zdobyć medal i stanąć na podium. Natomiast sztuka to nie wyścigi - mówił artysta przed sześciu laty w wywiadzie dla "Machiny".

Staszewski nie odebrał już między innymi kilku Fryderyków i nagrody MTV, przybył za to na galę wręczenia "Paszportów Polityki".

- Trudno w prosty i jednoznaczny sposób wytłumaczyć, którą nagrodę Kazik odbierze, a którą nie. Wyznaje on bowiem zasadę, którą zawarł w słowach piosenki: "idę tam, gdzie idę/nie idę, gdzie nie". Jest samodzielny w decyzjach, robi co chce - mówi Piotr Wieteska, menedżer Staszewskiego.

Dzień Dobry
Dowiedz się więcej na temat: nagroda | show | książki | nagrody
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy