Szybszy od F1: Oto odkurzacz XXI wieku

Odkurzacz z silnikiem, który kręci się szybciej niż motor Formuły 1 i "farelka", która wygląda jak nowoczesna rzeźba, a w dodatku działa! Do naszej redakcji trafiły właśnie takie cudeńka. Rzecz jasna przetestowaliśmy je dokładnie, żeby sprawdzić, co tak naprawdę są warte.

Pewnie wydaje wam się, że testowanie odkurzacza i farelki do ogrzewania powietrza to śmiertelnie nudne zadanie. Zapewniamy was jednak, że nudno nie było. Sprzęt, który mieliśmy do dyspozycji, to bowiem gadżety skrojone na miarę XXI wieku, posiadające wiele ciekawych i nowatorskich rozwiązań.

Dyson Digital Slim i Dyson Hot - bo o tych urządzeniach mowa - samym już wyglądem wzbudzają zaciekawienie. Na całe szczęście atrakcyjny design to nie ich jedyny atut. Sprzęty są także bardzo praktyczne w codziennym użytku. Ale po kolei.

Szybszy niż Formuła 1


Dyson Digital Slim - to bez dwóch zdań najnowocześniejszy odkurzacz, z jakim mieliśmy do czynienia. Gdy na niego patrzysz, wygląda jak futurystyczne coś. Nie do końca wiadomo, czy to mikser, wiertarka, , suszarka do włosów, czy może miotacz radioaktywnego szlamu rodem z filmu science-fiction. Żarty kończą się jednak, gdy przestudiujesz jego parametry. Te są naprawdę imponujące.

- cyfrowy silnik (stąd "digital" w nazwie) kręci się z szybkością 104 tysięcy obrotów na minutę! To pięć razy szybciej, niż silniki w bolidach F1!

- lekka konstrukcja. Całość wykonana z aluminium i włókien węglowych wazy jedynie 2.3 kilograma. Bardzo dobrze leży w ręce, niezależnie, jaką powierzchnię właśnie odkurzasz.

- zmotoryzowana głowica lepiej usuwająca brud z dywanów. Brzmi jak slogan każdego producenta odkurzaczy, ale spróbujcie odkurzyć z pozoru czysty dywan w mieszkaniu, w którym mieszka kot, a przekonacie się, że czystość niejedno ma imię.

- nad opracowaniem Dyson Digital Slim pracowało przez 3 lata 40 inżynierów. Prace te kosztowały 7 milionów funtów. Wcześniej opracowanie silnika pochłonęło kolejnych 12 milionów!

Przejdźmy jednak do rzeczy, czyli samego odkurzania. Odpakowujemy nasz sprzęt z pudełka. Wszystko ładnie poukładane, każdy element zapakowany w oddzielny foliowy woreczek. Oprócz "jednostki centralnej" także pomalowana matowym lakierem rura, kilka końcówek i... stacja dokująca. Bo jeśli chcesz, możesz zainstalować ją na ścianie i w ten sposób ładować baterię Digital Slima.



Bateria to niklowo-manganowo-kobaltowy akumulator. Dzięki niej, nie trzeba za odkurzaczem ciągnąć plączącego się kabla. Wystarcza na ponad kwadrans normalnej pracy i około 8 minut odkurzania w trybie "turbo". Nie są to powalające wartości, tym bardziej, że producent zaleca ładować urządzenie przez 3,5 godziny. Niestety - taka jest cena niskiej masy.

Po sformatowaniu baterii, przystępujemy do akcji. Odkurzamy dywan, patrząc jednocześnie jak wewnątrz pojemnika wirują zasysane drobinki kurzu, roztocza i inne niepożądane przez nas w mieszkaniu cząstki brudu. Głowica czyszcząca, wyposażona w nylonowe szczotki doskonale radzi sobie też z kocią sierścią, którą wprost wydziera spośród włókien wykładziny. Gdy opróżniamy pojemnik na brud, jesteśmy w szoku, ile niewidocznych dla oka zanieczyszczeń wciągnął testowany przez nas Dyson Digital Slim.

To zachęciło nas do dalszych porządków. Tego samego dnia dokładnie wyodkurzana została reszta mieszkania. Łącznie z kuchnią, łazienką, klatką schodową i przeróżnymi zakamarkami. Bilans: wchłonięte miliony roztoczy i poczucie dobrze wykonanej roboty. Do tego niestety lekko obolały palec wskazujący, od ciągłego trzymania przycisku włącznika. Przydałaby się blokada, którą dysponują na przykład wiertarki.

Reklama

Równie dobrze spisuje się Digital Slim w warunkach garażowych. I choć całym korpusem nie operuje się tak sprawnie, jak giętką końcówką standardowego odkurzacza, to posprzątanie naszego samochodu nie przysporzyło nam wielu problemów.

Podsumowując - Dyson Digital Slim to bardzo ciekawy gadżet, którego cechy użytkowe idą w parze z ciekawym wyglądem zenwętrznym. Na pewno nie będzie to jedynie odzoba mieszkania, lecz przydatny oręż do walki z brudem.

Wielki pojemnik na APAP


Podobnie jak Digital Slim, także Dyson Hot wygląda dość futurystycznie. Wentylator z funkcją podgrzewania powietrza w niczym nie przypomina tak popularnych niegdyś "farelek". Gdy pokazywałem urządzenie znajomym, mało kto domyślał się, do czego to tak naprawdę służy. Niektórzy brali je za oledową lampę, bądź nowoczesną rzeźbę, inni zaś twierdzili, że to opakowanie na gigantyczną tabletkę APAPu. Prawdziwe poruszenie wzbudzała jednak demonstracja działania wentylatoro-podgrzewacza...


Jako, że Dyson Hot nie jest wyposażony w standardową grzałkę, ani dmuchawę, sprawia wrażenie, że dmucha powietrzem po prostu sam z siebie. Trzeba było zobaczyć miny tych, którzy chodzili naokoło, próbując dociec, jak to do cholery działa? Żeby się nie wymądrzać i w efekcie samemu nie wyjść na głupka, w tym momencie lepiej zacytować informacje zaczerpnięte od producenta.

"Zgodnie z opatentowaną technologią Air Multiplier™, powietrze z otoczenia jest zasysane przez wirnik o zmiennym przepływie, stosowany m.in. w turbosprężarkach i silnikach odrzutowych. Następnie powietrze przepływając przez 2,5 mm szczelinę w obręczy nabiera dużej prędkości.
W ten sposób powstaje strumień gorącego powietrza, które przechodzi przez obręcz kierującą je w wyznaczonym kierunku. Powietrze z otoczenia zostaje wciągnięte w strumień ciepłego powietrza z wentylatora i sześciokrotnie wzmocnione".

Choć w nazwie wentylatora umieszczono słowo "Hot", to nie nagrzewa się on podczas pracy. Żaden z jego elementów nie wydziela także niepokojącego zapachu spalenizny. Dyson po prostu robi swoje. Grzeje wtedy, kiedy ma grzać i chłodzi, gdy ma chłodzić. W ustawieniu pożadanej temperatury pomaga termostat. Ustawiamy wartość na panelu głównym urządzenia i nie martwimy się niczym innym. Dyson jednostajnym strumieniem powietrza po cichu załatwia sprawę. Jest cichy i świetnie sprawdza się w domowych warunkach.

Ciekawym dodatkiem jest... pilot zdalnego sterowania. Za jego pomocą możemy zarządzać wszystkimi funkcjami dostępnymi na panelu głównym urządzenia. Jeśli pilot nie jest nam aktualnie potrzebny, za pomocą magnesu możemy przytwierdzić go do obudowy wentylatora. O dodatkach takich jak regulacja kierunku nawiewu (góra-dół, lewo-prawo) nie trzeba wspominać.

Przez kilka tygodni testów Dyson Hot, bardzo się do niego przyzwyczailiśmy. Jest to kompaktowe, bardzo przydatne urządzenie, które bardzo szybko staje się jednym z ulubionych sprzętów domowych. Największym, a właściwie jedynym minusem produktu, jest jego cena. 1699 złotych to nieco zbyt dużo, jak na kieszeń przeciętnego Kowalskiego. Abstrahując jednak od cen - zarówno Dyson Hot, jak i Dyson Digital Slim są sprzętami jak najbardziej wartymi polecenia.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: odkurzacz | wentylator | powietrze | design | panel
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy