MINI John Cooper Works: Szalony hipster

MINI John Cooper Works. Fot. FB: Julia Iskra Photography /INTERIA.PL
Reklama

Nie oszukujmy się, większość kobiet nie szaleje na punkcie motoryzacji. Raczej nie odwrócą głowy na widok Ferrari, a dźwięk przyspieszającej V12-tki będzie dla nich obojętny. Jednak z MINI jest inaczej. To samochody, które kobiety wprost uwielbiają i pragną mieć w swoich garażach. Czy zatem są to auta tylko dla pań? W ostatnich dniach przekonałem się, że MINI ma też w swojej ofercie coś prawdziwie męskiego.

Ikona.

MINI to bez dwóch zdań jeden z najbardziej kultowych i rozpoznawalnych samochodów na świecie. Zarówno w wersji współczesnej jak i klasycznej. Od lat 60. zachwyca miliony ludzi na całym świecie. Na stałe zapisał się też w kulturze brytyjskiej, gdzie wokół Mini wytworzył się swego rodzaju kult. Dowodem na jego wielkość jest fakt, że pierwszą generację, w prawie niezmienionej formie, sprzedawano przez 40 lat! Filozofia była prosta - zapewnić jak najwięcej przestrzeni w jak najmniejszym opakowaniu. Twórca, Sir Alec Issigonis, zrealizował swoją wizję perfekcyjnie, a Brytyjczycy pokochali ten mały sympatyczny samochód. Na przestrzeni lat stał się gwiazdą filmową i ikoną stylu. Narodziła się legenda, która trwa do dzisiaj. 

Reklama

Inny.

Ulice pełne są różnorodności. Skórzane kurtki, kolorowe skarpetki, gołe kostki - w dzisiejszym świecie każdy poszukuje swojego stylu. Nigdy wcześniej indywidualizm nie odgrywał tak wielkiej roli w życiu społecznym. Swoim zachowaniem i wizerunkiem każdy z nas opowiada pewną historię, o samym sobie, o pragnieniach i poglądach, a samochód jest dla wielu ważnym rozdziałem w tej historii. MINI od lat jest receptą na styl na drodze i świetnie wpisuje się w koncepcję tego nurtu. To trochę taki hipster wśród samochodów. Wyróżniający się z tłumu, mający swój własny, do nikogo niepodobny charakter. Wielu ludzi odnajdzie w nim samego siebie i jest to jego wielka siła.

John.

MINI to także sportowe emocje. John Cooper to postać, która jak żadna inna zapisała się na kartach historii marki. Krótko po premierze Mini w 1959 roku, dostrzegł atletyczny potencjał w małym, zwrotnym samochodzie i postanowił stworzyć jego usportowioną wersję. Wcześniej, zbudowane przez jego rodzinną firmę pojazdy odnosiły wielkie sukcesy w seriach wyścigowych, w tym w Formule 1. Projekt był skazany na sukces. Tak powstał Mini Cooper i Mini Cooper S. Nowe, szybsze wersje zyskały rzesze fanów, a sportowa dusza pozostała nieodłączną częścią marki.

Dziś, z czuwającym duchem Johna Coopera w powietrzu i patronatem BMW, dywizja John Cooper Works czyni ze współczesnych Mini szalone zabawki. Postanowiłem sprawdzić na własnej skórze jak jeździ najmniejsza z nich, czyli trzydrzwiowy MINI Hatch John Cooper Works.

Gokart.

MINI mocno trzyma się sloganu “gokartowa frajda z jazdy". W moim egzemplarzu miałem to wyryte nawet na ramkach rejestracji, żebym przypadkiem o tym nie zapomniał. Lubię gokarty. Dają niesamowitą frajdę i poczucie rywalizacji. Można przez moment zaspokoić swoje niespełnione ambicje zostania kierowcą wyścigowym. Co więcej, gdy popełnimy błąd to nie giniemy, tylko rozbijamy się o miękkie opony. Proste i przemyślane. Muszę przyznać, że jazda Mini w wersji JCW faktycznie przypomina jazdę gokartem. Krótkie nadwozie i sztywne zawieszenie sprawiają, że samochód jest bardzo zwrotny, nowa 8-biegowa skrzynia automatyczna szybko reaguje na strzały z łopatek, a dodając do tego przyspieszenie na poziomie 6.1 s do setki zyskujemy ogromne pokłady radości i zabawy, okraszone ponadto przyjemnymi dźwiękami z wydechu. Musimy tylko pamiętać, że jesteśmy na prawdziwej drodze i tym razem żadne opony nas nie uratują.


Sercem Mini JCW jest 4-cylindrowy turbodoładowany silnik o pojemności 2.0 litrów, generujący 231 koni mechanicznych i 320 Nm momentu obrotowego. W zupełności wystarcza to do czerpania wielkiej przyjemności ze sportowej jazdy, choć jak na topową odmianę brakowało mi trochę więcej mocy. Dlatego cieszę się, że na rok 2020 Mini przewidziało swój mocniejszy, 306-konny silnik, także dla 3-drzwiowej wersji.  

Detal.

To, co robi na mnie ogromne wrażenie, to wnętrze i dbałość o detale. Wnętrze MINI to miejsce, w którym chce się być. Widać tu wyraźnie, że po przejęciu przez BMW, marka aspiruje do rodziny premium. Świetne materiały, mnóstwo gadżetów, stylistycznych smaczków i genialny opcjonalny system audio od Harman Kardon. Nie widziałem nigdy przycisków do odpalania rakiet, ale z pewnością wyglądają tak jak te do wyboru trybu jazdy czy uruchamiania silnika w Mini.

Całość tworzy świetną atmosferę i sprawia, że za każdym razem z ogromną chęcią zanurzam się w wygodnym fotelu i nie chcę z niego wysiadać. Wyświetlacz MINI Head-Up jest bardzo praktyczny w codziennej jeździe, trochę mniej - daleko wysunięta do przodu linia dachu ograniczająca widoczność, choć w tym aspekcie przydał się akurat panoramiczny dach mojego egzemplarza. Smaczku dopełniają zewnętrzne akcenty w postaci agresywnych zderzaków, spoilera i znaczków John Cooper Works.

Elastyczność.

Najfajniejsze w Mini jest to, że każdy się w nim odnajdzie. Można się w nim zrelaksować, doceniając klimat jaki panuje we wnętrzu, delektując się ulubioną muzyką płynącą z świetnego systemu audio. Samochód zachowuje wtedy spokój i nie prowokuje, a adaptacyjne zawieszenie okazuje dużo litości naszym kościom. Możemy też bez obaw przekazać go naszej babci jadącej na zakupy, choć nie wiem czy będzie chciała oddać wam potem kluczyki. A gdy tylko zechcemy się pobawić, wciskamy tryb sport i zanurzamy się w kolejnych kilometrach frajdy.

Indywidualista.

Potrzeba wyróżnienia się towarzyszy MINI na każdym kroku. Mnogość opcji personalizowania sprawia, że możemy mieć samochód uszyty na miarę. Czarny lakier, czerwony dach i białe pasy wyścigowe? Proszę bardzo! Kilka klików w konfiguratorze i wyjeżdżamy wymarzonym MINI. Unikalnym. Naszym. Którego nie spotkamy na drodze. Jednak cena na metce będzie duża i tu dochodzimy do kluczowego czynnika. To mały, lecz drogi samochód. Wersja JCW startuje od 134 tysięcy złotych, ale w testowanej specyfikacji kosztuje już ponad 200 tysięcy złotych. Sporo jak na auto Jasia Fasoli. Sporo biorąc też pod uwagę ceny innych hot-hatchy na rynku, często mocniejszych i szybszych. Jednak Mini ze względu na swoje rozmiary i otoczkę zapewnia trochę inne wrażenia niż konkurencja. Faktycznie daje zapowiadaną gokartową frajdę z jazdy.

Kobiecy?

A co z wizerunkiem Mini jako samochodu dla kobiet? Cóż, Mini nadal będzie kradło serca pań, a panowie nadal będą wypatrywać pięknych kobiet za ich kierownicą. Innym dalej będzie kojarzyć się z Jasiem Fasolą. Ale dzięki modelom takim jak JCW, MINI przybiera prawdziwie męskie oblicze i dodaje pikanterii całej linii. W ten sposób każdy znajdzie coś dla siebie. W końcu Mini jest indywidualistą i błędem byłoby zamykanie go w jakiekolwiek ramy. 

Mini to samochód ponadczasowy, ze swoją unikalną tożsamością i historią. W rękach BMW może czuć się bezpiecznie o swoją przyszłość i dalej pozytywnie zaskakiwać swoich fanów, choćby takimi szalonymi modelami jak JCW. Wysoka cena może odstraszyć, ale z drugiej strony możliwość personalizacji wydaje się być niezwykle kusząca. Bo czy byłby taki wyjątkowy, gdyby mógł być dla każdego?

Rafał Pilch
Rafał Walerowski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama