Historia prosto z magnetofonu

Historia kasety magnetofonowej zaczęła się w latach 60. XX wieku /123RF/PICSEL
Reklama

Ta historia zaczyna się w latach 60. XX wieku. Choć dotyczy wynalazku, którego "następca" już zaczyna tracić rację bytu, to w większości dorosłych ludzi przywoływać będzie nostalgiczne wspomnienia z młodości. To historia kasety magnetofonowej.

Nie mogło być inaczej. Zaczęły się lata 60. Zachód zdążył już zapomnieć dramat II wojny światowej, Wschód tęsknie zerkał w kierunku wolnej Europy. Upowszechniła się telewizja, co uznaje się za właściwy symbol rewolucji naukowo-technicznej - wcale nie jedynej rewolucji tej dekady (choć np. ta wywołana pierwszą pigułką antykoncepcyjną nie ma związku z tematem).

Tym, co ma związek kluczowy jest muzyka rockowa. W 1960 zaczęli grać Beatlesi, dwa lata później The Rolling Stones, w połowie dekady cały świat pokochał The Doors. Oczywiście, były winyle, radio i koncerty. Jednak rewolucja w muzyce nastąpiła też dlatego, że dostęp do niej w każdej chwili stał się stosunkowo tani.

Reklama

Pierwszą kasetę magnetofonową zaprezentował w Europie, w 1963 roku Philips. Producent rok później wprowadził ją na rynek amerykański. Jednak w Stanach Zjednoczonych dużo bardziej popularna w tym czasie - szczególnie w magnetofonach samochodowych była kaseta 8-ścieżkowa - większa i droższa. Choć era kaset CC (Compact Cassette) na dobre rozpoczęła się w latach 70., na rynku już pod koniec lat 60. pojawiły się nośniki wielu producentów - nie tylko europejskich, czy amerykańskich - wśród tych "zewnętrznych" wymienić można chociażby japońskiego Maxella.

Kasety magnetofonowe największą sławą cieszyły się wśród młodych ludzi. Innowacją, która przyciągała ich zainteresowanie niewątpliwie była możliwość tworzenia własnych, spersonalizowanych zestawów piosenek - ulubionych utworów, których wcześniej można było słuchać wyłącznie na "sztywnych" winylach (do których odtworzenia potrzeba było gramofonów) albo których wyczekiwało się w radiu.

Jakość odtwarzania dźwięku stale rosła (jeszcze w latach 60. Ray Dolby opracował technologię redukcji szumu) - odtwarzacze kasetowe - zarówno stacjonarne, jak i samochodowe pozwalały na słuchanie muzyki w coraz lepszej jakości. Niska cena kaset i bardzo duża wygoda słuchania muzyki przełożyły się na wielką popularność tych nośników. Choć klasyczne płyty gramofonowe nie traciły fanów, tych, którzy muzykę traktowali bardziej użytkowo stale przybywało. Popularnością na rynku cieszyły się nie tylko "nagrywalne" czyste kasety - nad technologią ulepszania których producenci stale pracowali, ale także wydawnictwa fonograficzne, których jakość dźwięku znacznie przewyższała tę z samodzielnie nagranych składanek.

Jednak w Polsce dostęp do światowej muzyki był mocno ograniczony. Za edukację muzyczną młodych Polaków w czasach PRL-u odpowiadało radio. Tym, które w największym stopniu kształtowało gusta był Program 3 Polskiego Radia. Dziennikarze muzyczni, tacy jak Piotr Kaczkowski, Wojciech Mann czy Tomasz Beksiński grając na antenie piosenki, których w tym samym czasie słuchał cały świat uważali na to, żeby nie "zagadać" utworów. Tym samym umożliwiali tworzenie zestawów wielokrotnie później odtwarzanych na domówkach (tudzież prywatkach).

Polacy niecierpliwie czekali na kolejne audycje muzyczne, w czasie których możliwe było nagranie na taśmie czystej kasety magnetofonowej całej płyty (nadawanej ze specjalną przerwą na przełożenie strony) czy Listę Przebojów Trójki, podczas której Marek Niedźwiecki prezentował (bardzo często w całości) hity polskiej i światowej sceny muzycznej. Także publiczność festiwali, nie zważając na wygodę, na własnych kaseciakach nagrywała na żywo koncerty ulubionych artystów. Trudno nie zapamiętać zdjęcia publiczności z Jarocina, z 1986 r., gdzie oprócz morza głów, widać trzymane przez fanów na ramionach wielkie magnetofony.

Składanie własnych kaset z fragmentów ulubionych audycji oraz tworzenie dla nich unikalnych okładek miało też dodatkowy, namacalny wymiar - szczególnie doceniany dzisiaj, kiedy muzykę "kolekcjonuje się" głównie wirtualnie. Starannie dobrane i  samodzielnie nagrane zestawy utworów w latach 80. stanowiły wyjątkowy, często nawet intymny prezent albo cenny element kolekcji. Przykład? Peter Quill i letni blockbuster z 2014 roku, czyli Strażnicy Galaktyki. Mimo całego dobrodziejstwa kosmicznych technologii, w galaktycznych przygodach towarzyszył mu walkman oraz kasetowa składanka przebojów lat 80-tych. Soundtrack z filmu stał się hitem, a kasety znów na chwilę wróciły do łask.

Trendem uznawanym często za znak naszych czasów, który swój początek może mieć właśnie w latach świetności kaset magnetofonowych jest wygoda i mobilność. Niewielkich rozmiarów kasety magnetofonowe pozwalały na słuchanie muzyki w zasadzie wszędzie. Po radiomagnetofonach, tzw. boomboxach na rynku szybko pojawiły się pierwsze przenośne odtwarzacze kaset - Walkmany. Wynalazek, którego pierwszy model pojawił się jeszcze w latach 70., podbił świat w kolejnej dekadzie. 

To, co niemożliwe w przypadku winyli, stało się realne z kasetami - muzyki w końcu można było słuchać "niestacjonarnie". Powszechny dostęp do muzyki, w każdym miejscu i o każdym czasie, choć dzisiaj jest absolutnym standardem, w latach 80. przyczynił się do rewolucji - muzycznej, ale też technologicznej. Kompaktową formę niezależnego od źródła prądu odtwarzacza muzyki uznać można za technologiczny symbol wolności i niezależności, którego kolejne formy bardzo szybko miały pojawiać się i ewoluować w kolejnych latach.  

Chociaż rynek kasety wyparł całkiem niedawno, to być może tempo w jakim technologie idą do przodu sprawia, że trendy w modzie wracają też znacznie szybciej niż kiedyś. Słuchanie kaset wchodzi powoli do kanonu mody retro. Organizuje się imprezy z kaseciakami, kolekcjonerzy poszukują "perełek" na taśmach. Kasety magnetofonowe - zupełnie, jak wąsy - wracają w wielkim stylu.

Przyzwyczajeni do idealnej jakości dźwięku (słuchając muzyki z dobrego sprzętu jesteśmy w stanie rozpoznać różnicę między plikiem AUDIO i MP3) szukamy swojego rodzaju folkloru w tym, co jeszcze nie tak dawno było podstawą naszej rozrywki. Nieco może znudzeni pewnością, że kolejnego utworu na pewno posłuchamy (jak poprzedniego) bez żadnych zakłóceń, szukamy emocji podobnych do tych związanych ze zniekształconym głosem wokalisty i piskiem wciąganej w magnetofon taśmy. I wcale nie czujemy się staro znajdując sens w połączeniu ołówka z kasetą magnetofonową. Ci młodzi to dopiero mają nudne życie. Bo bez trzasków.

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy