Snajper psychopata - zabijał, by chronić białą rasę

Joseph Paul Franklin - przez lata nieuchwytny, motywowany ideologią neonazistowską snajper-morderca. Dlaczego zabijał?

Urodził się 13 lipca 1950 roku w biednej amerykańskiej rodzinie jako James Clayton Vaughn Jr. W 1976 roku zmienił imię i nazwisko na Joseph Paul Franklin, które łączyło postać Josepha Paula Goebbelsa i Benjamina Franklina. Całe swoje życie podporządkował wizji "oczyszczenia" świata z wrogów białej rasy. Jego nienawiść - zwłaszcza do Żydów i czarnoskórych - eskalowała. Od ekscesów - np. opryskania mieszanej rasowo pary gazem łzawiącym, przez podkładanie ładunków wybuchowych pod synagogi, do popełniania zabójstw z zimną krwią jako snajper.

Skąd u Josepha Franklina wzięła się nienawiść do czarnoskórych i Żydów? Próbowała tego dociec była agentka FBI, profilerka Mary Ellen O’Toole, specjalistka sporządzającą sylwetki psychologiczne sprawców zbrodni i ekspertka od morderców-psychopatów. Czy jest możliwe, że doskonale zorganizowany i wyrachowany zbrodniarz cierpi na chorobę psychiczną?

Reklama

Oko w oko z mordercą

Tuż przed spotkaniem oko w oko ze skazanym profilerka przyznała, że seryjni mordercy snajperzy są rzadkością. Franklin na początku rozmowy podkreślił, że nie jest typowym seryjnym mordercą - nie zabijał dla przyjemności lub seksualnej podniety. Czuł, że musi działać na rzecz supremacji białych.

Podczas rozmowy przyznał, że pierwsze ofiary zabił pod wpływem impulsu. Podczas podróży po Wisconsin zirytował go wolno jadący przed nim samochód. Gdy zaczął trąbić, pojazd zatrzymał się. W środku była mieszana rasowo para. Czarnoskóry mężczyzna wysiadł z auta i zdenerwowany zaczął iść w stronę Franklina. Ten odruchowo sięgnął po leżący obok niego na siedzeniu pistolet magnum 37 mm. Mężczyzna, widząc broń, zdążył tylko rozszerzyć oczy ze zdziwienia. Później padły strzały.

Gdy trafiony osunął się na ziemię, Franklin wysiadł i zastrzelił zszokowaną tym, co się stało, pasażerkę. Następnie wsiadł do swojego auta i odjechał z piskiem opon. Wszystko działo się nieopodal dużego centrum handlowego, w środku dnia. Na pytanie, co czuł pociągając za spust, przyznał, że strach przed tym, że zostanie złapany. W bagażniku swojego samochodu miał wtedy pieniądze, które ukradł podczas napadu na bank kilka dni wcześniej.

Pozwoliło profilerce wysnuć wniosek, że skazany dobrze pamięta, o czym myślał popełniając zbrodnię, ale ma problem z nazywaniem swoich odczuć. Takie skłonności mogą wskazywać na osobowości z zaburzeniami psychicznymi. Socjopaci bowiem nie odczuwają podobnie jak pozostali ludzie, nie potrafią też dostosować się do ogólnie przyjętych norm.

Musiałem działać

Mary Ellen O’Toole analizując życiorys Franklina zwróciła uwagę na to, że na początku lat 70. ubiegłego wieku nastąpiła w nim przemiana. Mężczyzna wstąpił najpierw do partii nazistowskiej, a później do Ku Klux Klanu. W obu organizacjach nie zagrzał jednak długo miejsca. Dlaczego odchodził? Bo jak sam stwierdził, większość członków tylko mówiła o potrzebie "wyczyszczenia świata", a Franklin czuł, że jest stworzony do działania.

Pierwszymi ofiarami Franklina snajpera była grupka młodzieży siedząca na parkingu przed szkołą w St. Louis. Zamach miał miejsce dwa miesiące po zdarzeniu w Wisconsin. Jednak tym razem akcja była dokładnie zaplanowana. Joseph wybrał miejsce, z którego będzie strzelał tak, by móc szybko uciec, a jednoczenie dwie godziny czekać w ukryciu na swoje ofiary. Nie miało przy tym dla niego znaczenia, kto pojawi się na parkingu. Jego zachowanie przypominało polowanie, a nie morderstwo. Franklin twierdził, że podobnie działają żołnierze, którzy na różnych frontach zabijają przeciwników. Nie znają przeciwników, wiedzą tylko, że są wrogami. Był przekonany, że jego działania były dobre i nie różniły się od postępowania bohaterów wojennych, np. z Wietnamu.

Poczucie misji

W latach 1977-79 Franklin dokonał podobnych ataków w Wirginii, Tennessee i Oklahomie. Profilerka w jego poczynaniach dostrzegła, że przyświecało mu wielkie poczucie misji. W "obronie rasy" jeździł on po kraju szukając kolejnych ofiar. W 1978 roku dokonał zamachu na słynnego skandalistę Larry’ego Flinta, wydawcę pornograficznego "Hustlera", któremu ledwie udało się przeżyć. Franklina do tego czynu pchnęło oburzenie zdjęciem mieszanej rasowo pary, które ukazało się w jednym z numerów czasopisma.

Po tym zdarzeniu wydawca został częściowo sparaliżowany i do dziś porusza się na wózku inwalidzkim. Zamach na znaną osobę odbił się echem w mediach, ale według Franklina niedostatecznie. Dziennikarze ani policja nie dostrzegli bowiem, że poprzednie ataki z innych stanów to dzieło tego samego sprawcy.  A jak przyznał Franklin, chciał on wzbudzić w Afroamerykanach i Żydach strach, że nieważne gdzie się pojawiają i kim są, może czekać ich śmierć.

Niedostateczny rozgłos tylko zmotywował snajpera do działania. Joseph zaczął planować więc zabójstwo Jesse Jacksonsa, kiedyś doradcy Martina Luthera Kinga (który notabene został zastrzelony w 1968 roku przez snajpera Jamesa Earla Raya). Pojechał do Chicago, gdzie chciał wykonać postawione sobie zadanie. Tam jednak dopadła go paranoja - zdawało mu się, że jest śledzony przez policję. Zdecydował się zatem wyjechać z miasta, by zgubić pościg. Mary Ellen O’Toole wyjaśnia, że seryjni mordercy często miewają takie wyobrażenia - wiedzą, ile zbrodni popełnili i wydaje im się, że tuż po zatrzymaniu policja odkryje, kim są.

Po porażce w Chicago Franklin wybrał kolejna ofiarę - innego działacza na rzecz równouprawnienia Vernona Jordana. Poważnie postrzelony Jordan cudem uniknął śmierci. Po tym zamachu Franklin nadal nie był zadowolony z "medialnego efektu". Postanowił zatem, że kolejne ofiary będą młodsze. Swój plan zrealizował w Cincinnati - zastrzelił tam dwóch czarnoskórych chłopców w wieku 13 i 14 lat.

Profilerka zwraca uwagę, że Franklin wierzył, że może sterroryzować cały kraj, choć oczywiście było to niemożliwe. Stawianie nierealnych celów, potrzeba poczucia mocy sprawczej również mogą zdradzać osobowość socjopatyczną.

Czym skorupka za młodu...

Po podwójnym zabójstwie w Ohio Franklin zaatakował w Salt Lake City. Jednak tym razem, oprócz dwóch ciał nastoletnich chłopców, policja odkryła także ślady, które naprowadziły ich na Franklina. Ujęto go w 1980 roku w jednym z moteli w Kentucky. Snajper zdołał jednak zbiec, wyskakując przez okno podczas przerwy w przesłuchaniach. Policja znała już jego prawdziwe nazwisko i miała portret pamięciowy. Po miesiącu śledczy ponownie zatrzymali jednego z najgroźniejszych ludzi w USA.

Franklin był sądzony w kliku stanach. Ostatecznie został oskarżony o zabójstwo 7 osób i skazany na karę 6-krotnego dożywocia oraz karę śmierci. Na wykonanie wyroku czeka w Potosi Crime Center w stanie Missouri. Ale ile dokładnie dusz ma na sumieniu Joseph Paul Franklin? To wie tylko on - prawdopodobnie nawet 20.

Przed sądem Franklin motywował swoje zachowanie misją oczyszczenia społeczeństwa z ludzi, których uważał za gorszych. W szczerej rozmowie z profilerką przyznał, że radyklane działania mogły być wynikiem traum z dzieciństwa. W jego rodzinie był problem alkoholowy i przemoc. Wszyscy jej członkowie rywalizowali ze sobą. Po rozwodzie rodziców Franklin zamieszkał z matką, która "była sadystką". Gdy 11-letni Joseph bawił się przed domem z małym psem, jego matka nagle przyniosła z domu piłki i obrzuciła nimi zwierzę, które w popłochu uciekło. Czy rzeczywiście nieszczęśliwe dzieciństwo jest wytłumaczeniem jego postępowania w dorosłym życiu? Mary Ellen O’Toole zwraca uwagę, że nie wszyscy dorastający w środowisku pełnym przemocy stają się zabójcami.

Dlatego zapytała Franklina, czy pamięta, kiedy po raz pierwszy pomyślał o tym, że może zabić. Ten stwierdził, że gdy miał ok. 17 lat. Oglądał wtedy westerny w telewizji i widział, jak "źli" giną w strzelaninach. O’Toole dodaje, że w tym samym czasie telewizja była przesycona informacjami o wydarzeniach ze świata, w których dominowała przemoc - m.in. zamach na Kennedy’ego i Martina Luthera Kinga, wojna w Wietnamie.

To mocno oddziaływało na radykalnego Franklina, który wtedy wybrał rolę snajpera. Morderca przyznał jednak, że być może gdyby spotkał kogoś w dzieciństwie, kto zwróciłby na niego uwagę, jego życie mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Zabijanie, jak mówił, nie sprawiało mu przyjemności, ale wiedział, że ktoś musi to robić i on wziął na siebie tę odpowiedzialność.

Na zakończenie rozmowy O’Toole zapytała Franklina o to, jak teraz myśli o swoich ofiarach. Ten stwierdził, że nie chciał być zmuszony do czynów, które popełnił - jednak czy poczucie winy jest prawdziwe, pozostanie wiadomo tylko dla niego. Gdy profilerka chciała się dowiedzieć, co według Franklina stanie się z nim po śmierci, odparł, że wierzy w boskie przebaczenie. O’Toole jest również przekonana, że jakaś część umysłu Franklina wierzy, że może on uniknąć wykonania ostatecznej kary. Z jej doświadczenia wynika, że wielu socjopatycznych morderców ma optymistyczne nastawienie do świata.

Profilerka stwierdza ponadto, że sposób, w jaki Franklin mówi o tym, co robił i myślał, jego inteligencja i cel, który motywował go do popełnienia zabójstw, sprawiają, że jest on jednym z najgroźniejszych i najbardziej przerażających ze wszystkich znanych zabójców.

***
Specjalista sporządzający sylwetki psychologiczne sprawców zbrodni, popularnie zwany profilerem, to wciąż tajemniczy, choć opromieniony medialną sławą zawód. Jak naprawdę wygląda praca oko w oko z najgroźniejszymi seryjnymi zabójcami i bezwzględnymi złoczyńcami przekonają się widzowie programu "Portret przestępcy" emitowanego we wtorki, o godz. 22.30 na kanale ID.

 

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy