"Śmierć unosiła się nad ringiem". Kulisy walk Gołota - Bowe

Andrzej Gołota i Riddick Bowe /Associated Press / Fotolink /East News
Reklama

Mimo upływu lat Andrzej Gołota wciąż pozostaje najpopularniejszym polskim pięściarzem zawodowym. Trudno się dziwić. Pojedynki z Riddickiem Bowe przeszły do historii boksu, a kolejne próby zdobycia przez "Endrju" korony wagi ciężkiej za każdym razem elektryzowały miliony fanów. Za sprawą książki Andrzeja Kostyry pt. "Walki stulecia. Bohaterowie wielkiego boksu" zaglądamy za kulisy jego najważniejszych starć.

Andrzej Gołota 5 stycznia będzie obchodził pięćdziesiąte urodziny. To dobry moment, żeby powspominać i przypomnieć sobie największe walki polskiego pięściarza. I chociaż Polak czterokrotnie walczył o mistrzostwo świata wagi ciężkiej, nie sposób zacząć inaczej niż od głośnych pojedynków z Riddickiem Bowe.

Polak był w nich lepszy od wielkiego faworyta, ale za każdym razem przegrywał przez dyskwalifikację. Oddajmy już głos Andrzejowi Kostyrze, dziennikarzowi i komentatorowi sportowemu, autorowi publikacji o największych walkach zawodowego boksu w historii.

Reklama

"Walki stulecia" - przeczytaj fragment książki

Śmierć unosiła się nad ringiem

Według mnie czterech było naprawdę sławnych Polaków po II wojnie światowej: papież Jan Paweł II, prezydent Lech Wałęsa, Zbigniew Boniek i... Andrzej Gołota. O ile trzej pierwsi osiągnęli coś wielkiego, o tyle Gołota zdobył sławę... klęskami w walkach z Riddickiem Bowe’em i Mikiem Tysonem. Cóż to były za horrory!!!

Z tysięcy bokserskich walk - zarówno amatorskich, jak i zawodowych - które oglądałem i komentowałem, żadna nie zapadła mi tak głęboko w pamięć jak drugi pojedynek Andrzej Gołota - Riddick Bowe w Atlantic City 14 grudnia 1996 roku. Pierwszy i jedyny raz w karierze dziennikarskiej byłem tak zdenerwowany, że po walce miałem kłopoty z odczytaniem własnych notatek, które robiłem w przerwach pojedynku - tak drżały mi ręce.

Gołota był już wtedy sławny. Jego pierwszy pojedynek z Bowe’em w Madison Square Garden 11 lipca 1996 roku zakończył się największą bokserską bójką XX wieku, pokazywaną przez wszystkie telewizje świata. Andrew walczył fenomenalnie, wyglądał na najlepszego wówczas boksera na świecie w wadze ciężkiej. Jego ciosy raz po raz wstrząsały Bowe’em. W czwartej rundzie uderzył poniżej pasa i został ukarany ostrzeżeniem. "Andrew, nie bij go poniżej ramion. Wal w głowę. Rozumiesz?", krzyczał do Gołoty jego sekundant Lou Duva. Andrzej odpowiedział, że rozumie, i... w szóstej rundzie zrobił to samo. Dostał od Wayne’a Kelly’ego drugie ostrzeżenie. W siódmym starciu sfaulował ponownie i sędzia wlepił mu trzecie ostrzeżenie, równoznaczne z dyskwalifikacją.

Zaczęło się piekło. Jeden z członków ekipy Bowe’a (Jason Harris) zaatakował Gołotę wielkim jak pół cegły telefonem komórkowym (rana po tym uderzeniu wymagała założenia 11 szwów), na kolejne uderzenie Andrzej odpowiedział ciosem. Jego trener też został pchnięty - upadł na ring i wyniesiono go stamtąd na noszach. A Andrzej halę opuszczał z kijem baseballowym schowanym za pazuchą.

Nie widziałem tamtej walki na żywo, ale naoczny świadek, polski fotoreporter Wojtek Kubik, opowiadał: "Tłukli się wszyscy, w ringu i na trybunach. W ringu obóz Gołoty z obozem Bowe’a, poza ringiem tak samo. Biali z czarnymi, czarni pomiędzy sobą, biali z białymi. Totalny zamęt. Widziałem, jak George Foreman chronił komentatora HBO Larry’ego Merchanta, inny z komentatorów, Jim Lampley, uciekł gdzieś, gdy zniszczono mu stolik komentatorski. Tylko słynny Michael Katz z »New York Daily News« jedną ręką zasłaniał głowę, a drugą stukał w maszynę, nadając korespondencję do redakcji". Aresztowano wtedy 16 osób, a 21 zostało rannych.

Dlaczego Gołota uderzał poniżej pasa? Andrzej unikał tego tematu jak diabeł święconej wody. "Bowe złamał mu szczękę w szóstej rundzie i Andrew nie wytrzymywał bólu, bał się, że zostanie znokautowany" - taką wersję przedstawił po latach trener Lou Duva.

Rewanżowy pojedynek Gołota - Bowe wywołał kolosalne zainteresowanie. Byłem wówczas wysłannikiem "Sportu" (komentatorami telewizyjnymi byli Janusz Pindera i Przemek Saleta), zajmowałem miejsce w czwartym czy piątym rzędzie, kilka metrów od ringu.

O 23.38 miejscowego czasu rozbrzmiewa pierwszy gong. Pierwsza runda dla Gołoty, który zadał 26 celnych ciosów przy 14 Bowe’a. Jest jeszcze w miarę spokojnie.

W drugiej rundzie szał radości, prawy i lewy sierp Gołoty, po którym Bowe jak w zwolnionym tempie ląduje na deskach. Wydaje się, że triumf Andrzeja jest przesądzony. Polak dopada rywala przy linach, pompuje cios za ciosem. Ale Bowe nie pada. Sfrustrowany Andrzej (chyba ze zdziwienia, że Amerykanin jeszcze stoi) wali go z byka, dostaje pierwsze ostrzeżenie od sędziego ringowego Eddiego Cottona i rozcina sobie lewy łuk brwiowy. Statystyka ciosów trafnych w tej rundzie przygniatająca dla Gołoty - 71:11.

W trzecim starciu górą Bowe (ciosy celne: 43:27). Amerykanin z premedytacją wali w rozcięty łuk brwiowy Andrzeja i rana się pogłębia. W narożniku Gołoty jest jednak jeden z lepszych cutmanów w biznesie, Joe Souza, który zatrzymuje krwawienie. Na krótko.

W czwartej rundzie dramat. Gołota leci na deski, ale żeby go powalić, Bowe potrzebuje aż 14 ciosów (z czego cztery pierwsze to prawe sierpy), goni Andrzeja po ringu. Cotton upomina Gołotę, żeby nie bił poniżej pasa, ale jakby rzucał grochem o ścianę. Andrew znów to robi i Cotton nie ma wyjścia. Drugie ostrzeżenie dla "Foul Pole", jak nazwał Gołotę Michael Katz. W przerwie po tym starciu słychać, jak Roger Bloodworth krzyczy do Gołoty: "No more body punches" (Żadnych ciosów w tułów). Statystyka ciosów w celu 41:29 dla Bowe’a. Patrzę, jak Janusz Gortat, przyjaciel i były trener Gołoty, chowa twarz w dłoniach. Boi się latać samolotem, jednak przemógł strach, przyleciał na prośbę Andrzeja, i teraz przeżywa kolejny stres.

Piąta runda, niesamowita. Gołota trafia prawym sierpowym i tak obija Bowe’a, że ten chwieje się jak trzcina na wietrze. W końcu pada, instynktownie łapie Andrzeja za prawą nogę i całuje mu but. Gdy wstaje, Andrzej przez minutę obija go bezlitośnie przy linach. Gdyby nie one, Bowe znów by padł, tymczasem jest w stanie dotrwać do gongu. Ciosy celne: 56:17 dla Gołoty. Szósta runda - wydaje się, że Bowe jest już skończony, chwieje się nawet po lewych prostych. Ale w połowie rundy jakby ktoś podłączył go do respiratora: zaczyna atakować. Potem znów ożywia się Gołota. Runda dla niego.

Po sześciu rundach statystyka ciosów potwierdza przewagę Polaka. Ciosy wyprowadzone - 403:322, ciosy w celu - 262:145.

W przerwie Lou Duva krzyczy do Andrzeja: "Bij prostymi, zamęczaj go! I walcz na środku ringu, trzymaj ręce wysoko. Bij podwójnym prostym!".

Siódma runda. Nie do wiary, że obaj do niej dotrwali. Jakim cudem? Gołota zaczyna od bombardowania. Ile jeszcze wytrzyma Bowe? Wydaje się, że człowiek nie może przetrwać takiego katowania. Gołota nie wypuszcza go przez prawie pół minuty spod lin. Potem znów go do nich zapędza i bije przez następne pół minuty. Bowe dostaje straszne lanie. Ciosy w celu: 55:19 dla Gołoty. W przerwie sekundant Bowe’a mówi do niego: "If you do not show something in that round, I will stop it" (Jeśli mi nie pokażesz czegoś w tej rundzie, poddam cię).

Ósme starcie - Andrzej znów zaczyna bombardowanie, ale Bowe wciąż stoi. Jakim cudem?! Lewy sierp Gołoty po gongu kończy tę rundę, po której statystyki ciosów pokazują przygniatającą przewagę Polaka: 553:421 wyprowadzonych i 361:187 celnych. "Więcej podwójnych lewych prostych. Pozostały tylko dwie rundy", przypomina Andrzejowi Duva.

I dziewiątą rundę Andrzej zaczyna lewym prostym. Znów zapędza Bowe’a do lin i obija jak Foreman Muhammada Alego podczas pamiętnej walki w Kinszasie. Niestety! Podobnie jak "Big George", nie może powalić opierającego się o liny rywala. I nagle, na minutę i 21 sekund przed końcem rundy, Bowe trafia prawym sierpem i odrzuca Andrzeja. Następują kolejne straszne wymiany. Dziewięć sekund przed końcem Gołota trzy razy uderza poniżej pasa i Eddie Cotton go dyskwalifikuje. Bowe długo leży na macie. Gołota, chyba najlepszy wówczas bokser świata w wadze ciężkiej, przegrywa wygraną walkę.

"Przez dyskwalifikację Andrew Gołoty w 58. sekundzie trzeciej minuty dziewiątej rundy wygrywa Riddick »Big Daddy« Bowe", ogłasza Michael Buffer. Do Bowe’a to chyba nie dociera, bo wciąż jest przy nim lekarz.

Statystyki ciosów: wyprowadzone: 638:476 dla Gołoty, w celu: 408:216 dla Gołoty. Ale wygrywa Bowe.

Nie dziwcie się, że drżały mi ręce i tak bazgroliłem w notatniku, że nie mogłem odczytać tego, co sam napisałem. To było bowiem widowisko jak z Koloseum, starcie dwóch gladiatorów. Miałem poczucie, że śmierć unosi się nad ringiem. Nigdy wcześniej ani nigdy później czegoś takiego nie przeżyłem.

Na konferencji prasowej długo czekaliśmy na bohaterów wieczoru. Gołota siadł za stołem i ślina spływała mu z ust na brodę. Nie ocierał jej, bo chyba tego nie czuł. Bowe coś stękał, nie dało się go zrozumieć. "Co on mówi?", zapytałem dziennikarza z "Daily Mirror", który siedział obok mnie podczas pojedynku i po każdej rundzie powtarzał: "Boże! Co za walka! Co za walka!". Teraz odparł: "Stary, on tak bełkocze, że też nic nie rozumiem".

Dla Gołoty była to klęska nie tylko sportowa, ale i finansowa. "Druga przegrana z Riddickiem Bowe’em kosztowała Polaka 15 milionów dolarów. Jak ujawnił jego promotor Dino Duva, tyle by otrzymał w razie wygranej od stacji HBO za kontrakt na trzy następne walki".

Obaj bokserzy przypłacili ten pojedynek utratą zdrowia. Pokonany Gołota zaczął się bardziej zacinać podczas mówienia. Zwycięzcy Bowe’owi od zebranych ciosów poprzestawiały się klepki w głowie. Wpadł na szaleńczy pomysł wstąpienia do marines, a po jakimś czasie wziął pistolet, sterroryzował żonę i dzieci, po czym ich uprowadził. Dziś zarabia na życie, sprzedając podczas walk rozgrywanych w Brooklynie zdjęcia z autografem. Za jedno inkasuje 20 dolarów. A Gołota żyje dostatnio w Chicago, czerpiąc wielkie dochody z wynajmu apartamentów w kamienicach, które kupił w okresie bessy na rynku nieruchomości i wyremontował.

"Andrzej ma taki zwyczaj, że wieczorem, przed snem, wyjmuje z kieszeni wszystkie monety, układa je w piramidki i dopiero potem zasypia - opowiadała mi jego żona Mariola. - Na dole kładzie największe monety, pośrodku cwierćdolarówki, na samej górze jednocentówki". Prawda jest taka, że Andrzej mógłby w piramidki układać nie tylko monety, ale i banknoty o najwyższych nominałach, bo w ringu zarobił fortunę i jej nie przepuścił. Wielkie pieniądze się do niego kleiły. Ludzie uwielbiali go oglądać, a telewizje pokazywać, bo nigdy nie było wiadomo, co zrobi, czym zaskoczy.

A po słynnych walkach z Bowe’em zaskakiwał jeszcze nie raz. O przegranym pojedynku z Lennoxem Lewisem już nie chcę pisać, bo nie ma o czym. Może rzeczywiście Polak był zamroczony zastrzykiem z lidokainy w kolano, który dostał przed walką, i Lennox miał ułatwione zadanie. Zadał 21 mocnych ciosów, Gołota - żadnego. Cała operacja uśpienia Andrzeja trwała 95 sekund.

"Walki stulecia. Bohaterowie wielkiego boksu", Andrzej Kostyra. Wydawnictwo Sine Qua Non. Data wydania: 22 listopada 2017.

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy