Skazany na skoki. Innego wyjścia nie było...

W młodości marzył o medalu olimpijskim w skokach do wody, jednak wybrał high diving i pokazy w światowych cyrkach. Krzysztof Kolanus, jedyny Polak skaczący zawodowo z wielometrowych klifów, opowiada o kulisach uprawiania tego niezwykłego sportu.

Twierdzi, że nie miał wyjścia i musiał uprawiać tę konkurencję. Urodzony w Częstochowie 26-letni zawodnik przyznał, że na skakanie do wody był "skazany", bowiem ojciec Mariusz jest trenerem, a matka Izabela uprawiała tę konkurencję.

"Zacząłem, gdy miałem cztery lata. Jako nastolatek zostałem młodzieżowym mistrzem kraju. Przerwałem jednak karierę, podobnie jak rozpoczęte w Rzeszowie sportowe studia. Olimpijska konkurencja przestała mnie fascynować, szukałem własnej drogi. Stał się nią high diving" - zaznacza.

W 2009 roku na Filipinach pierwszy raz wykonał skok z 25 metrów, z wieży radiowej do małego basenu, o głębokości czterech metrów. Tym samym dołączył do grona profesjonalistów skaczących w różnych zakątkach świata, z klifów czy też starych budowli.

Reklama

"Szacuje się, że takich ludzi jak ja jest na świecie około 30. Początki nie były łatwe, choć generalnie to, co robimy jest podobne do olimpijskiej wersji, jedynie ze względów bezpieczeństwa wykonujemy inne wejście do wody" - opowiada Kolanus.

Po naukę wyjechał do Azji i już na wstępie spotkały go niemiłe przygody. Na szczęście, jak podkreślił, omijają go drastyczne przypadki.

"Kolega, który na Filipinach uczył mnie skakać, sam próbował to robić z 30 metrów. Wykonał cztery salta z półobrotem, źle wszedł do wody i kości wyskoczyły z miednicy. Po operacji miał rok przerwy. A moje dotychczasowe kontuzje to jedynie siniaki. Startując coraz częściej nabieram pewności i doświadczenia, choć strach i adrenalina towarzyszą mi zawsze, natomiast w nowych miejscach dochodzi stres" - wspomina częstochowianin.

Jego rekord życiowy to skok z 28 metrów, oddany w 2011 roku we włoskim Furore podczas Marmeetingu, gdzie zajął piąte miejsce. W minionym sezonie dostał "dziką kartę" na udział w ekstremalnych zawodach serii Red Bull Cliff Diving.

"Każdy ze skoków oceniają sędziowie. Później wynik mnożony jest przez współczynnik trudności - 14 zawodników, pięciu arbitrów, 27 metrów wysokości, cztery próby, kilka akrobacji, trzy sekundy lotu z prędkością 100 km na godzinę i uderzenie w wodę" - wylicza zawodnik, który w zawodach startuje jako Kris, bowiem - jak wyjaśnił - polskie imię było zbyt trudne do wymówienia przez obcokrajowców.

O igrzyskach olimpijskich już nie myśli. Teraz skoki z 10-metrowej wieży to dla niego rozgrzewka i sposób na utrzymanie formy.

"Choć zima jeszcze trwa wznowiłem treningi, bowiem chciałbym dobrze rozpocząć sezon w czerwcowych startach w Danii. Jak dobrze się tam zaprezentuję, to wezmę udział w pływackich mistrzostwach świata w Barcelonie - pierwszych, w których high diving, czyli skok z 27 metrów, będzie oficjalną konkurencją" - mówi.

"Ale jak trenować skoro tylko w stolicy jest tej wysokości wieża? W październiku powstała również w Poznaniu, jednak podobno kwestie finansowe nie pozwalają kadrze skoczków na jej użytkowanie. 20 lat temu było w Polsce kilkanaście klubów, dzisiaj zostały tylko w Warszawie, Częstochowie, Rzeszowie i Katowicach" - dodaje.

Szansę na promocję skoków do wody widzi w lipcowych mistrzostwa świata juniorów, które po raz pierwszy odbędą się w Polsce, ale nie liczy na zbyt wiele.

W lipcu Kacper Lesiak został wicemistrzem Europy, a niewielu o tym słyszało. My, high diverzy, wykonujemy coraz trudniejsze skoki, cieszymy się coraz większym zainteresowaniem. Jestem zapraszany na kolejne imprezy, a międzynarodowa federacja FINA planuje zorganizować zawody w Barcelonie" - zdradza.

Kolanus przyznaje, że z samych startów żyć się nie da, więc zarabia skacząc do wody podczas przedstawień. Z tego rodzaju show spotkał się w 2007 roku w Arabii Saudyjskiej, gdzie pojechał z kadrą z Rzeszowa i spędził półtora miesiąca. Potem był pół roku w Niemczech, chwilę w Polsce, kwartał na Filipinach i dwa lata w Chinach.

"W Kantonie pracowałem w wielkim parku rozrywki. Cyrk odwiedzało codziennie kilka tysięcy osób. Była ogromna scena, w programie występowali artyści z całego świata, a dla potrzeb skoczków był specjalny basen. Zatrudniano mnie również na luksusowych statkach wycieczkowych. Wraz z moją dziewczyną, rosyjską akrobatką Anią, dostaliśmy kontrakt na gigantycznym +Allure of the Seas+, aby zabawiać ludzi pokazami" - odpowiada "Kris".

Na zimę wrócił do rodzinnej Częstochowy, a dwa tygodnie lutego spędził u mamy w Zamościu.

"Poszukuję swojego miejsca na ziemi, moim marzeniem jest się wreszcie osiedlić. Najchętniej w ciepłym kraju, gdzie można skakać cały rok, tak jak robiłem to niedawno na Dominikanie. Choć poświęcam tej pasji życie, to zdaje sobie sprawę, że wiecznie tego robić nie będę. Dlatego założyłem Mad-Hop Records i chcę promować artystów. Od zawsze się tym interesowałem. Tworzę nowy rodzaj muzyki, oparty na hip hopie, ale powiązany z muzyką elektroniczną" - wyjawia Kolanus, który pierwszą płytę już wydał, a kolejna ukaże się w marcu.

Anna Maria Kalinowska 

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: skoczek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy