Pięć dni, które wstrząsnęły światem: Sophia Loren

"Bezduszne bomby spadały z nieba, ranni ludzie leżeli na ulicach; brak jedzenia i wody były straszne, ale nie tak potworne, jak ludzie w żołnierskich mundurach, dopuszczający się zbrodni na innych, bezbronnych istotach ludzkich. Kiedy oglądałam te coraz gorsze zbrodnie z balkonu naszego domu, wreszcie dotarło do mnie, jaka straszna jest wojna. Moje młode oczy widziały kolejne przerażające, potworne sceny" - wspomina Sophia Loren na łamach książki "Pięć dni, które wstrząsnęły światem".

Prezentujemy pierwszy fragment książki "Pięć dni, które wstrząsnęły światem", której autorem jest Nicholas Best.

Neapol znajdował się w rękach alianckich od października 1943 roku, ale w mieście tym sytuacja jeszcze nie powróciła do normy. Przeszedł ciężkie naloty przed zdobyciem przez sprzymierzonych, a jego doki i fabryki były wielokrotnie bombardowane tuż przed inwazją.Nadal brakowało żywności, kwitł handel na czarnym rynku. Szerzyła się prostytucja, którą trudniły się kobiety nie tylko miejscowe, ale także z całego południa Włoch, ściągające do Neapolu, żeby sprzedawać się alianckim żołnierzom, zwłaszcza tym kolorowym z armii amerykańskiej, byli bowiem najmilsi i płacili najwięcej.

Reklama

W porcie Pozzuoli, oddalonym o kilka kilometrów od Neapolu, Romilda Villani od lat z wielkim trudem wychowywała dwójkę nieślubnych dzieci bez pomocy ze strony ich ojca. Ta atrakcyjna kobieta niegdyś jako siedemnastolatka wygrała konkurs na "dublerkę Grety Garbo". Nagrodą była wycieczka do Hollywood i próbne zdjęcia w wytwórni filmowej Metro-Goldwyn-Mayer. Ojciec zabronił jej tego wyjazdu, więc Romilda uciekła do Rzymu, gdzie szybko uwiódł ją pewien jegomość podający się za producenta filmowego. Zaszła w ciążę i urodziła córkę Sophię, a potem jeszcze jedną - Marię.

Teraz we trójkę wróciły do Pozzuoli, żyjąc w nędzy przy Via Solfatara, ulicy nazwanej tak od siarki buchającej z pobliskiego wulkanu. Dom, w którym mieszkały, uległ zniszczeniu podczas jednego z nalotów - z okiem wyleciały szyby, ściany popękały, a dach się zapadł, ale ponaprawiały, co się dało, i codziennie zmagały się z życiem, starając się zdobyć coś do zjedzenia. Romilda urządziła na piętrze pokój dla amerykańskich żołnierzy, gdzie mogli się odprężyć na kilka godzin, pośpiewać przy pianinie, zapominając na krótko o wojnie. Amerykanie przynosili jedzenie, marzyli o Romildzie i uśmiechali się do Sophii, brzydkiej i bardzo chudej jak na swój wiek, sprawiającej wrażenie dziecka, które nigdy nie zjadło sytego posiłku.

Sophia miała zaledwie pięć lat, kiedy Włochy przystąpiły do wojny. Wkrótce potem zjawili się w Pozzuoli niemieccy żołnierze. Wspominała później:

"Wtedy byli naszymi sojusznikami i przyjaciółmi, a w moich najwcześniejszych wspomnieniach pozostało, jak z zachwytem patrzyłam na młodych, przystojnych żołnierzy w pięknych mundurach, jak bawiliśmy się w wojnę na podwórkach domów na naszej ulicy. Wydaje mi się, że do czasu, jak przyszli niemieccy żołnierze, nie widziałam nigdy niebieskookiego blondyna. Wspaniale było stać przed domem i przyglądać się maszerującym oddziałom, a największą atrakcję stanowiły długie kolumny czołgów przejeżdżających z hukiem ulicą".

Ale ten "miesiąc miodowy" Włochów z Niemcami nie trwał długo. Gdy sytuacja wojenna się pogorszyła, Niemcy zwrócili się przeciwko swoim sprzymierzeńcom, początkowo wyładowując frustrację na włoskich Żydach, a potem także na pozostałej ludności:

"Widząc to wszystko na własne oczy, naprawdę zrozumiałam przerażające okrucieństwo wojny. Bezduszne bomby spadały z nieba, ranni ludzie leżeli na ulicach; brak jedzenia i wody były straszne, ale nie tak potworne, jak ludzie w żołnierskich mundurach, dopuszczający się zbrodni na innych, bezbronnych istotach ludzkich. Kiedy oglądałam te coraz gorsze zbrodnie z balkonu naszego domu, wreszcie dotarło do mnie, jaka straszna jest wojna. Widziałam mężczyzn porywanych na ulicy pod naszymi oknami, bitych, wywlekanych z domów i zapędzanych na niemieckie ciężarówki wojskowe. Bez ostrzeżenia strzelano do ludzi na ulicach. Moje młode oczy widziały kolejne przerażające, potworne sceny".

Sama Sophia też była ofiarą wojny, zraniona podczas nalotu powietrznego, który uszkodził jej dom. Odłamek ranił ją w policzek, kiedy uciekała, szukając schronienia przed bombami. Pozostała jej blizna, którą zauważył amerykański szeregowy Charles Dial. Przesiadując u Romildy pewnego popołudnia i nie mogąc z nią porozmawiać jak należy - mówili różnymi językami - zaprosił ją z Sophią do swojego oddalonego o kilkanaście kilometrów obozu wojskowego, gdzie wystara się o trochę jedzenia dla nich i poprosi lekarzy, żeby obejrzeli policzek Sophii. Romilda z córką wkrótce zjawiły się w tym obozie, gdzie zatrzymano je jako podejrzane o złodziejstwo. Dial szykował się akurat do służby wartowniczej, kiedy o tym usłyszał:

"Facet z kompanii C przyszedł do namiotu i powiedział mi, że zamknęli pewną blondynę z jej dzieciakiem. Mówiła im, że miała mnie odwiedzić - i po to przyszła. Poszedłem tam, wyciągnąłem je z mamra i przyprowadziłem do nas. Romilda z dziewczynką przeszły całą drogę z Pozzuoli na piechotę. Mała była miłym dzieciakiem. Mama wystroiła ją w granatowy płaszczyk i małe brązowe dziecinne rękawiczki - odświętnie jak na tamte czasy. Sophie miała może z dziewięć lat - była cicha i poważna i miała bardzo ciemne oczy. Niestety, urody po matce nie odziedziczyła. Pewne bała się nas śmiertelnie - brudnych, cuchnących amerykańskich żołnierzy. Zaprowadziłem je do lekarzy, żeby zobaczyli, czy da się coś zrobić z policzkiem dziewczynki".

Amerykanie dobrze traktowali Romildę i jej córeczki. Podobnie Szkoci, dziwni ludzie w spódnicach, odpędzający na ulicach urwisów, który chcieli się przekonać, czy noszą coś pod nimi. Jedynym alianckim żołnierzom, którym Włoszki nie ufały, byli Marokańczycy, podobno zwabieni do wojska obietnicami, że w okresach przerw między walkami mogą mieć wszystkie kobiety. I niektórzy z nich nie wzdragali się przed gwałtami albo seksem z nieletnimi prostytutkami, których tysiące proponowały swoje usługi w zamian za koc albo puszkę z mielonką.


Grupę marokańskich żołnierzy zakwaterowano na parterze w domu Romildy. Dowodził nimi francuski oficer, który prawie nie starał się przywołać ich do porządku czy zabraniać im picia. Wobec tego, że często dochodziło do gwałtów, i nasłuchawszy się historii o prostytuujących się dzieciach, Sophia odnosiła się do tych ludzi z lękiem:

"Aby dostać się do naszego mieszkania na piętrze, musiałyśmy przechodzić koło tych Marokańczyków, a to było zawsze przerażające. Odzywali się do nas w języku, którego nie rozumiałyśmy, prowokowali nas gestami i udawali, że chcą się do nas dobrać. Tak naprawdę to nigdy nas nie molestowali. Ale parę razy w środku nocy, kiedy się upili, przychodzili i łomotali do naszych drzwi, żeby nas nastraszyć".

Marokańczycy niebawem się wyprowadzili, a wraz ze śmiercią Mussoliniego nadchodził koniec wojny. Wkrótce mieli odejść także Amerykanie, zabierając ze sobą swoją przyjazną wesołość i tabliczki czekolady. Cokolwiek niosła przyszłość dla Sophii, znanej później jako Sophia Loren, i jej młodszej siostry, późniejszej żony Romano Mussoliniego, nie mogła okazać się dla nich gorsza od tego, co właśnie mijało.

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy