Batman, Deadpool, Hawkeye - potrójne uderzenie

Batman, Deadpool, Hawkeye - polecamy wszystkie trzy komiksy /INTERIA.PL
Reklama

Podobno świetnie znamy Mrocznego Rycerza, Najemnika z nawijką i Clinta Bartona. Czy aby na pewno? Najnowsze komiksy o ich przygodach mogą zaskoczyć nawet ich największych fanów.

Batman - Waga superciężka

To już 8 tom tak zwanego "runu" (serii) prowadzonej przez Scotta Snydera i Grega Capullo. Zarówno dla fanów, jak i nowych czytelników może być to szok, ale Bruce Wayne przestał być Batmanem. Jego rolę przejął... komisarz Gordon. Zupełnie odjechany pomysł? Po lekturze całości okazuje się, że nie do końca.

Trzeba jasno zaznaczyć, że Waga superciężka istnieje wyłącznie w kontekście dłuższej narracji. Czytanie tego albumu w oderwaniu od pozostałych tomów cyklu Batman mija się z celem. Dotyczy to także przyszłości serii, gdyż Bat-Gordon to coś więcej niż chwilowy "trzęsienie ziemi" mające zwrócić uwagę fanów. Autorów trzeba pochwalić za to, że ich śmiała koncepcja paradoksalnie bardzo pasuje do kreowanej przez nich wizji zbrodniczego Gotham City.

Niestety, pewne zabiegi scenariuszowe już każą podejrzewać, jak rzeczony eksperyment się zakończy. Ogromnie żałuję, że całość będąca dość standardową, ale jednocześnie bardzo przyjemną w lekturze zagadką kryminalną, nie przytrzymała mnie w niepewności trochę dłużej. Nie oznacza to jednak, że scenarzyści nie mają jakiegoś asa w rękawie.

Złego słowa nie mogę natomiast powiedzieć o warstwie graficznej. Rysownik Greg Capullo po raz kolejny udowadnia, że czuje mrok Batmana, ale nie zapomina przy tym o odpowiedniej ilości kolorów oraz odpowiednim balansie między realizmem i stylem. Dobra robota!

"Wagę superciężką" polecam wyłącznie fanom Nietoperza, którzy są na bieżąco z serią Batman. Pozostałym radzę sięgnąć po wcześniejsze tomy.

Reklama

Deadpool - Wyzwanie Draculi

Pokręconych przygód Najemnika z nawijką pisanych przez Gerry'ego Dugganiego Briana Posehna nie da się nie lubić. Ich lekkość połączona ze świetnym humorem, gościnnymi występami najjaśniejszych gwiazd panteonu Marvela i - gdzieniegdzie - scenami, których zupełnie nie spodziewalibyście się po "śmieszkowatym komiksie" sprawiły, że seria cieszy się zasłużoną popularnością.

"Wyzwanie Draculi" tylko potwierdza ten stan rzeczy. Jak wskazuje sam tytuł Deadpool skonfrontuje się z Księciem Ciemności, a do tego... odbije mu dziewczynę. Wspomnę jeszcze, że we wcale nie tak małym epizodzie pojawi się sam Blade! Poziom absurdu tomu oznaczonego cyfrą 5 może nie zbliża się do "Martwych prezydentów" (tom pierwszy), ale rozgrywająca się w dużej części w Europie historia z krwiopijcami w tle wcale nie należy do "normalnych". I to nawet jak na komiksowe standardy.

Podobały wam się poprzednie albumy z Wadem Wilsonem w roli głównej? Nawet nie zastanawiajcie się nad zakupem "Wyzwania Draculi". To więcej tego samego, ale w tym miejscu wcale nie mam na myśli odgrzewanych kotletów, tylko kolejny kawałek przepysznej pizzy. Chyba byście nim nie pogardzili?

W przeciwieństwie do "Wagi superciężkiej" album ten można śmiało przeczytać nawet bez znajomości wcześniejszych tomów. Lubisz klasyczne horrory? "Wyzwanie Draculi" docenisz również jako ciekawy pastisz. Dwa kciuki w górę!

Hawkeye - Moje życie to walka

Ostatnia z recenzowanych nowości to najsmakowitszy kąsek. Clint Barton ps. Hawkeye jest tym Avengerem, który nie posiada żadnych supermocy, a do swojej dyspozycji ma jedynie łuk, akrobatyczne zdolności i... nieocenioną Kate Bishop. Kosmici? Podróże międzygalaktyczne? Może chociaż wielka rozpierducha? Seria Matta Fractiona idzie w zupełnie innym kierunku. I bardzo dobrze.

Skala jest znacznie mniejsza, ale przez to konflikty oraz pomyłki sytuacyjne, w których aż roi się w tym albumie są o wiele ciekawsze. Autorzy próbują pokazać nam jak wygląda życie największych ziemskich wojowników, kiedy to nasza planeta może na chwilę odetchnąć. Nie oznacza to jednak, że mogą oni narzekać na nudę. Wspomnicie moje słowa śledząc z zapartym tchem przebieg pościgu samochodowego z Mini Cooperami w roli antagonistów.

Lektura albumu "Moje życie to walka" była dla mnie wyjątkowo przyjemnym zaskoczeniem. Jego świeżość i lekkość to coś, czego inne komiksy superbohaterskie mogą mu tylko pozazdrościć. Sposób w jaki Fraction prowadzi akcję ma w sobie niesamowitą energię, której uzupełnieniem są rysunki Davida Aja'i i Javiera Pulido. Panowie postawili na kontrasty, okrojoną paletę barw oraz pewną umowność. Efekt końcowy jest po prostu zachwycający i nie da się go pomylić z niczym innym.

"Moje życie to walka" jest dopiero początkiem serii. Osobiście nie mogę się doczekać kolejnego tomu, a bliższe poznanie z "jedynką" polecam nawet tym, którzy stronią od komiksów z trykociarzami. To prawdziwy strzał w dziesiątkę!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: komiksy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama