"Zapomniany Legion" - tragiczna historia Starożytności

Starożytny Rzym to nie tylko przykład niezwykłej kultury i potęgi militarnej. To również brutalne miasto, w którym krew lała się w ciemnych uliczkach, a kapłani prowadzili niejasne interesy.

Na kartach debiutanckiej książki Bena Kane’a pojawiają się Tarkwiniusz, etruski wojownik i wróżbita. Brennus Gall, jeden z najbardziej przerażających rzymskich gladiatorów. I Romulus, chłopiec-niewolnik, sprzedany do szkoły gladiatorów, ale marzący o zemście za los swój i siostry bliźniaczki, Fabioli.

Kane opisuje nieznany świat starożytnego Rzymu. Ludzi, codzienność i walkę. Jego postaci nie są tuzinkowymi.

Fabiola została sprzedana do domu publicznego jako trzynastolatka. Kochana przez jednego z najpotężniejszych ludzi Rzymskiej Republiki. Pełna nienawiści do nieznanego ojca, który zgwałcił jej matkę.

Reklama

Ich losy są splecione ze sobą w fascynującej odysei. Zaczyna się ona w przesiąkniętym korupcją i przemocą Rzymie, ale kończy dużo dalej, na granicy znanego świata, gdzie obszarpane pozostałości rzymskiej armii - Zapomniany Legion - będą się zmagać z przytłaczającymi przeciwnościami, gdzie trzej mężczyźni staną oko w oko ze swoim przeznaczeniem. O klimacie książki świadczy poniższy fragment:

Wszyscy legioniści wpatrywali się w Krassusa i budzące litość kobiety. Gdy kapłan wyciągnął zza pasa długi sztylet, na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. Stanął za pierwszą prostytutką i wypowiedział kilka słów.

Słowa te tłum przyjął z entuzjazmem.

Kobieta, która miała stać się pierwszą ofiarą dla bogów, odwróciła przestraszona głowę, jednak kapłan złapał ją brutalnie i przekręcił tak, żeby patrzyła prosto na plac. Następnie jednym płynnym ruchem podciął jej gardło.

Krzyczący natychmiast umilkli.

Prostytutka szarpała się spazmatycznie, machając kończynami, a fontanna krwi z otwartej rany na szyi spryskała strażników i ich więźniów. Kapłan puścił bezwładne ciało, po czym stojący obok niego wojownik zrzucił trupa z podwyższenia potężnym kopnięciem. Rzymscy żołnierze pod sceną odskoczyli, chcąc uniknąć kontaktu z okaleczonym ciałem.

Kolejne prostytutki czekał ten sam los. Wkrótce na scenie pozostał jeden więzień. Krassus. Platforma podwyższenia spływała krwią, a ziemia poniżej zasłana była trupami. Tłum jednak nie miał jeszcze dość.

Partowie dyszeli żądzą zemsty.

 - Dzikusy! - warknął Brennus.

Myśli Romulusa popłynęły do Fabioli. Równie dobrze ona mogła znaleźć się wśród zamordowanych tu kobiet. Jego z takim trudem wypracowany spokój ducha natychmiast się ulotnił. Zawrzał. Nagle zapragnął za wszelką cenę odzyskać wolność. Nie chciał już nigdy nikogo nazywać swoim panem. Ani Gemellusa. Ani Memora. Ani Krassusa czy któregokolwiek z Partów. Spojrzał na najbliższych strażników, próbując ocenić, jak szybko zareagują, jeśli ich zaatakuje. Mógł wybrać swój los.

 - Powrócisz do Rzymu - odezwał się cicho Tarkwiniusz. - Widziałem twoje przeznaczenie. Nitka życia nie urywa się w Seleucji.

Gdy znów odezwały się ogłuszające bębny obwieszczające koniec rytuału, wszyscy aż przymknęli oczy.

Bądź silny. Jak Fabiola. Przetrwaj.

 - Patrzcie! - Gal wskazał gestem scenę.

Strażnicy nie próbowali odwiązać ostatniego więźnia. Dźwignęli klatkę i przenieśli ją z wozu na platformę. Zostało to przyjęte z głębokim, niemal pierwotnym rykiem zgromadzonej widowni.

Nadszedł czas, żeby Krassus zapłacił za swoją żądzę.

Wyczuwając, że zbliża się jego koniec, więzień krzyczał i kopał nogami. Bezskutecznie. Unieruchamiające go liny były grube i mocne, więc po chwili zmęczył się i opadł na nieheblowane drewno. Jego twarz była szara z wyczerpania i strachu. Podczas tej walki wieniec laurowy zsunął się z jego głowy, opadając na jedno oko. Wojownicy pokazywali go sobie palcami i wyśmiewali.

Kapłan znów stanął na środku sceny, wygłaszając ognistą tyradę, opisującą czyny człowieka, który pogwałcił traktat pokojowy z Królestwem Partów i najechał ich ziemie. Krzyczał tak, że z jego ust wylatywały drobinki śliny. Motłoch wył z wściekłości i tłum znów naparł na skrzyżowane włócznie strażników. Tarkwiniusz zastanawiał się, czy nie przetłumaczyć słów kapłana, ale zgromadzeni wokół niego żołnierze aż nazbyt dobrze wiedzieli, o co się ich oskarża. I tylko garstka z nich spoglądała z żalem na Krassusa.

Gdy kapłan skończył swoją przemowę, odczekał chwilę, aż tłum się uspokoi. Wreszcie ludzie nieco się cofnęli.

Generał podniósł wzrok i zaczął przyglądać się grupie poszarpanych więźniów. Mimo że ich ubrania były w strzępach, zorientował się, że patrzy na rzymskich żołnierzy.

Jednak w ich oczach, zamiast współczucia dla swojego wodza, dostrzegł tylko nieme oskarżenie.

Jego głowa opadła na pierś, gdy zdał sobie sprawę z nieuchronności swojego losu i z tego, że nawet jego ludzie nie są w stanie go uratować.

Romulus czuł jednak gniew. Gdyby mógł stanąć do walki z Krassusem, pewnie nie miałby oporów przed jego zabiciem, ale całym sercem sprzeciwiał się takiej publicznej egzekucji, która była wbrew jego naturze. To było tak samo brutalne doświadczenie, jak najgorsze nieuczciwe walki organizowane na arenie. Spojrzał na Brennusa i mógłby przysiąc, że Gal czuł to samo.

Za to Tarkwiniusz jak zwykle wydawał się zupełnie spokojny.

Kowal pochylił się nad ogniem i zanurzył w kotle dużą chochlę. Gdy wyciągnął ją z kąpieli, małe białe kulki płynnego złota spłynęły z jej brzegów i spadły na podest. Szczęściu tylko zawdzięczał, że nie trafiły w jego stopę. Mężczyzna ruszył w kierunku sceny z rozpostartymi szeroko ramionami.

Tłum kipiał z niecierpliwości, a Romulus przeniósł wzrok z powrotem na Krassusa.

Tymczasem dwóch strażników odchyliło jego głowę do tyłu, unieruchamiając podbródek na skośnej drewnianej belce. Wykorzystali pętlę liny tak, żeby unieść twarz w kierunku nieba. Kapłan wykorzystał małe metalowe imadło, które umieścił między zębami więźnia. Przekręcił uchwytem, odciągając szczęki i blokując język.

Gdy Krassus zorientował się, co go czeka, zawył przeciągle. Nie przerywał, gdy kowal pokonał kilka schodków i pojawił się na podwyższeniu, wyciągając przed siebie chochlę z płynną zawartością.

Zniecierpliwiony kapłan zachęcił go do pośpiechu.

 - Złoto szybko stygnie - odezwał się Tarkwiniusz.

Oczy unieruchomionego nieszczęśnika skakały od kapłana do oprawcy z chochlą z szaleńczą szybkością. Krassus czuł już na twarzy ciepło gotującego się złota. Szarpnął mocno, aż zatrzeszczała drewniana rama. Rozpaczliwie próbował się uwolnić.

Wielka łyżka znalazła się wysoko nad jego głową i zastygła w tej pozycji.

Kapłan zaczął intonować niskim głosem jakąś modlitwę, która została przywitana okrzykami aprobaty.

 - Prosi bogów, żeby przyjęli ofiarę, która symbolizuje zwycięstwo nad Republiką - mruknął Tarkwiniusz. - Chce pokazać, że z Partią nie ma żartów.

Ręka oprawcy trzymającego chochlę zaczęła lekko drżeć od ciężaru złota. Nagle na brzegu pojawił się mały złoty koralik, który stoczył się w dół i wylądował na oku Krassusa. Kulka pękła po uderzeniu, a ofiara wydała z siebie straszny krzyk, jakiego Romulus chyba nigdy nie słyszał. Po chwili na policzek generała wypłynął jasny płyn i strumień krwi.

Drugie oko Krassusa wydawało się studnią szaleństwa i bólu. Pomiędzy jego nogami uformowała się kałuża moczu.

Kapłan zaczął odmawiać ostatnią modlitwę i w końcu wykonał gwałtowny ruch prawą ręką.

Gdy złoto spływało w dół strumieniem roztopionego ognia, z ust Krassusa wyrwał się niedający się powtórzyć jęk bólu i rozpaczy. Wszyscy dobrze słyszeli syczenie kipiącej cieczy, która znalazła drogę przez otwarte usta do gardła, w jednej chwili uciszając generała na zawsze. Jego ciało drgnęło i wygięło się spazmatycznie w agonii. Gdy krew osiągnęła temperaturę wrzenia, nad więźniem przez chwilę unosiły się ledwo widoczne spirale pary. Tylko mocno zaciągnięte liny uniemożliwiły Krassusowi zerwanie się z ramy. W końcu strumień szlachetnego metalu dotarł do serca i płuc, spalając wszystkie najważniejsze organy.

Krassus znieruchomiał i opadł bezwładnie.

Był martwy.

Obserwujący ten spektakl mieszkańcy Seleucji wpadli w szał. Przez jakiś czas słychać było tylko wycie widzów, brzęk dzwonków i dudnienie bębnów.

Wielu żołnierzy wymiotowało. Inni zamknęli oczy, nie chcąc być świadkami tej dzikiej egzekucji. Kilku zapłakało. Romulus przysiągł sobie w duszy, że ucieknie bez względu na koszty.

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama