Przez 50 lat budował bunkier. Teraz czeka na nuklearną zagładę

Bruce Beach ostatnie 50 lat spędził na budowaniu bunkra i oczekiwaniu na wielką wojnę /East News
Reklama

Bruce Beach ma 83 lata. Ostatnie pół wieku poświęcił na realizację misji swojego życia - budowy wielkiego schronu. Dziś Kanadyjczyk spokojnie budzi się każdego dnia, bo wie, że gotów jest przetrwać nawet wojnę nuklearną...

10 tysięcy stóp kwadratowych, czyli prawie 930 metrów kwadratowych powierzchni - tyle liczy sobie bunkier, który w Horning's Mills wybudował Bruce Beach. Według oficjalnych danych, to największy schron przeciwatomowy w całej Ameryce Północnej!

Jako szkielet konstrukcji Kanadyjczykowi posłużyły 42 stare autobusy szkolne kupione po 300 dolarów za sztukę. To na nie wylał beton, który następnie przysypał grubą, ponadczterometrową warstwą ziemi.

"Arka Dwa" - tak nazywa się obiekt, który Beach konstruuje i udoskonala przez ostatnie pół wieku. Zapytany o sens powstania tego miejsca, wyjaśnia, że w razie wojny nuklearnej, będzie to miejsce, które pomoże w odrodzeniu się społeczeństwa.

Bruce nie zawsze spotykał się ze zrozumieniem. Niektórzy tylko pukali się w czoło słysząc, co wyprawia na swojej posesji. Ale znaleźli się i tacy, którzy gotowi byli iść z nim ramię w ramię. To kilkudziesięciu ochotników, których społeczna praca pomogła w powstaniu "Arki".

Bunkier nie jest tylko schronem samym w sobie. Może służyć jako sierociniec, centrum dystrybucji, szpital polowy, czy podziemny obóz dla uchodźców. W razie potrzeby znajdzie tam schronienie 350 osób i będą miały komfort zbliżony do tego, jaki miały w swoich domach.

Reklama


Wewnątrz nie uświadczymy nowoczesnych technologii. System bezpieczeństwa oparty jest na komputerach Commodore 64, a łączność na pożółkłych, plastikowych telefonach. Poza tym jest stary fotel dentystyczny, szachy dla dzieci i rowerek stacjonarny, przerobiony na maszynę do mielenia zboża na mąkę.

Lokalne władze wiele razy groziły, że zamkną "Arkę", ale jej właściciel broni się twierdząc, że musiałby wyrzucić zgromadzone przez lata "tony jedzenia".

Dzieci konstruktora mają dość opowieści wojennych i historii o nadchodzącej katastrofie. Beach wierzy jednak, że postępuje właściwie i w razie zagrożenia, będzie miał kłopot, aby pomieścić w swoim schronie wszystkich chętnych.

"Zawsze mówiłem, że koniec świata nastąpi za dwa lata. Dziś mówię, że nadejdzie za dwa tygodnie. Jeśli się mylę - po prostu zmieniam zdanie" - opowiada kanadyjski "preppers". I nadal odlicza dni do kolejnej, wielkiej katastrofy, która być może nigdy nie nadejdzie...


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy