Opancerzone taxi. 7-ton spartańskiej jazdy

Jeśli zamawiasz taksówkę, ale zamiast niej przyjeżdża wojskowy pojazd rozpoznawczy, to znaczy, że jesteś w Rosji. A dokładniej w Sankt Petersburgu, bo to właśnie tam kursuje jedyna w swoim rodzaju opancerzona taryfa z obrotowym działkiem na dachu...

Od dawna wiadomo, że w Rosji dzieją się rzeczy, o których nie śniło się nawet filozofom, ale mimo to naszym wschodnim sąsiadom wciąż udaje się nas zaskakiwać. Opancerzony samochód rozpoznawczy w roli taksówki? To nie są alkoholowe halucynacje, to dzieje się naprawdę.

Bronirowannaja Razwiedywatielno-Dozornaja Maszyna, czyli w skrócie BRDM-2 - tak nazywa się samochód, który został przystosowany do przewozu pasażerów. Produkowany w Związku Radzieckim, w Arzamasie, w latach 1963-1989 pojazd napędzany jest gaźnikowym, 8-cylindrowym silnikiem GAZ-41 o mocy 140 koni mechanicznych, a jego masa to prawie 7 ton!

Reklama

Jak przystało na wojskową maszynę, BRDM-2 wcale nie jest ociężały. W terenie radzi sobie zaskakująco dobrze. Potrafi także zapewnić użytkownikowi ochronę, gdyż wyposażony jest w 14,5-milimetrowy karabin maszynowy KPW oraz pokładowy karabin Kałasznikow.

Transporter w werji "taxi" niestety nie jest aż tak dobrze uzbrojony. Aby otrzymać licencję uprawniającą do przewozu pasażerów, musiał przejść do cywila i pozbyć się swych bojowych akcesoriów. Oprócz rozbrojenia, BRDM-2 przeszedł także zmianę koloru nadwozia. Barwy kamuflażowe zastąpiła czerwień, która pozwala mu różnić się od żółtych wołg krążących po ulicach miasta.

Władze, stawiając licencyjne wymogi, zabroniły ciężkiemu pojazdowi wjeżdżać w niektóre zabytkowe rejony miasta. Ale nie wspomniały nic o zakazie pływania, dlatego BRDM-2 często zobaczyć można wynurzającego się z Newy, gdzie doskonale sprawdza się w roli... amfibii.

Ta umiejętność przydaje się zwłaszcza latem, podczas słynnych "białych nocy", gdy mosty na rzece są podnoszone, aby przepuścić wielkie statki kursujące między Bałtykiem a jeziorem Onega. Kierowca pancernej taksówki na brak zleceń wówczas narzekać nie może.

Właściciel tej niecodziennej taksówki postanowił zachować wnętrze pojazdu w fabrycznym stanie, żeby pasażerowie mogli poczuć na własnej skórze przyjemność z podróży wojskowym transporterem o sowieckim rodowodzie.

Pewnie zastanawiacie się, ile taka przyjemność kosztuje. Niemało, bo trzaśnięcie drzwiami (a właściwie klapą) i dowiezienie do celu szofer wycenia na okrągłe sto dolarów. Ale w końcu czego się nie robi, aby mieć co opowiadać wnukom...


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama