Iron Cowboy: Najtwardszy facet na świecie

Iron Cowboy - zapamiętajcie sobie dobrze ten pseudonim, bo jest i będzie o nim głośno. Kryje się pod nim James Lawrence, człowiek który w 50 dni pokonał 50 pełnych dystansów triathlonu Ironman w... 50 różnych stanach USA!

180 kilometrów na rowerze, 42.195 km biegiem i 3.8 km wpław i tak codziennie przez 50 dni, każdego dnia w innym stanie USA. Ten wyczyn musi budzić szczery podziw.

39-letni Amerykanin, James Lawrence dokonał bowiem rzeczy, jakiej wcześniej nie udało się dokonać jeszcze żadnemu człowiekowi. W ostatni weekend lipca ustanowił nowy rekord świata, który wydaje się być nie do pobicia.

"Iron Cowboy" - bo pod takim pseudonimem występuje Lawrence - rozpoczął bicie rekordu 6 czerwca w Kauai na Hawajach. Następnie każdego dnia przemieszczał się do innego stanu. Swoją triathlonową wędrówkę zakończył w ostatni weekend lipca w Utah.

Ojciec piątki małych dzieci przyznaje, że to właśnie one zainspirowały go do podjęcia niezwykle wymagającego wyzwania. Chciał dać im dobry przykład, aby mogły w przyszłości stawiać go sobie za wzór.

"To dla moich dzieci. Wszystko, co robię - robię dla nich. Chcę im dawać przykład. Stawiam sobie cele i je osiągam. Chcę żyć zdrowo, żeby jak najdłużej być z nimi. Taką mam motywację do robienia tych szalonych rzeczy" - przyznaje Lawrence.

Reklama

Drugim przesłaniem, jakie towarzyszyło mu podczas 50 dni wykańczającej była walka z niezdrowym trybem życia wśród Amerykanów. Lawrence jest przerażony tym, jak fatalne nawyki żywieniowe mają jego rodacy, a także tym, jak zaniedbują aktywność fizyczną.

"W naszym kraju panuje ogromna epidemia. Jesteśmy otyli, a to jest problem. Potrzebujemy poważnych zmian w naszych życiach. Zmian w sposobie jedzenia, zmian w podejściu do sportu. Chodzi o wszystkie dziedziny" - dodaje.

W rozmowie z mediami Lawrence podkreślił, że na samym początku jego szalonego "maratonu triathlonów" dużym wyzwaniem była logistyka. Podczas trzech pierwszych dni przemierzał bowiem Hawaje, Alaskę i Waszyngton.

"W sumie spałem wtedy niewiele ponad siedem godzin. Wszystko przez loty samolotem"

Były też inne przejściowe przeszkody. Podczas przemierzania rowerem stanu Tennessee przy ogromnym , 40-stopniowym upale po prostu... zasnął i zaliczył kraksę.

"Na tych aerodynamicznych rowerach tak to już jest. Mój puls był bardzo niski, bo tak wytrenowałem organizm. No i zasnąłem. Szybko jednak przekonałem się, że nierówny asfalt jest okropnym budzikiem" - śmieje się 39-latek.

Z uszczerbków na zdrowiu można wymienić między innymi połamane i zdarte paznokcie, a także przepuklinę rozworu przełykowego, która przytrafiła mu się w Dallas. Nad zdrowiem Jamesa cały czas czuwał jednak lekarz oraz grupa wsparcia w postaci masażystów. Każdego dnia Amerykanin przechodził odnowę biologiczną. Były to masaże oraz elektrostymulacja.

Co jednak ciekawe, James przyznaje że po ukończeniu trzydziestego ultramaratonu jego organizm okrzepł i z dnia na dzień stawał się silniejszy. Na potwierdzenie tej teorii, ostatniego Ironmana, w Utah pokonał z najlepszym czasem.

Na stronie internetowej Iron Cowboya czytamy, że podczas 50 dni przyjął 364 tysiące kalorii, a spalił 275 tysięcy. Jak łatwo wyliczyć, jest to prawie 7000 kalorii dziennie. Dla porównania dodajmy, że dorosłemu człowiekowi wystarczą 2 tysiące kalorii każdego dnia do normalnego funkcjonowania.

Po ukończeniu morderczej serii James przeszedł szczegółowe badania w klinice w Utah. Był potwornie wycieńczony, więc przez kilka dni spał po dziesięć godzin. Jeden z najtwardszych kolesi na tej planecie wcale nie zamierza jednak poprzestać na swoim rekordzie. Zamierza pobijać kolejne, zbierając pieniądze dla fundacji walczącej z otyłością i promującą zdrowy tryb życia. Póki co uzbierał 70 tysięcy dolarów. Jego cel - to okrągły milion.

"Nigdy nie przestawaj wątpić w to, co chcesz osiągnąć. Jeśli wierzysz, że jest to możliwe, nie daj sobie wmówić, że jest przeciwnie" - objaśnia swoje motto James Lawrence.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy