Być jak Bond, czyli kobiety, alkohol i pieniądze

Istnieją dwa zupełnie różne obrazy Marka Kennedy’ego: pierwszy, gdzie jest długowłosym, nieogolonym buntownikiem i wojującym ekologiem, oraz drugi, gdzie jest krótkowłosym, ogolonym i zadbanym szarym człowiekiem. Tak wygląda po pracy.

Mark Kennedy był tajnym agentem, który jako Mark Stone rozpracowywał grupy walczących ekologów. Przez siedem lat infiltrował brytyjskie organizacje i stowarzyszenia ekologów, którzy zagrażali bezpieczeństwu energetycznemu państwa.

W 2009 roku przyczynił się do aresztowania 114 osób, które były zamieszane w plany zajęcia i wyłączenia jednej z największych elektrowni węglowych w Ratcliffe-on-Soar. W noc przed planowanym atakiem policja aresztowała wszystkich podejrzanych.

Niestety, przez pomyłkę aresztowano też agenta. Sąd miał problem, ponieważ nie można było skazać kogoś, kto nie istnieje, a nie chciano tracić wartościowego agenta niszcząc jego przykrywkę. Sprawa upadła, a cała szopka kosztowała podatników ponad milion funtów. Jak się niedawno okazało, był to dopiero wierzchołek góry lodowej.

Reklama

Być jak Bond

Kultywując rodziną tradycję, Kennedy wstąpił do policji. Po kilku latach pracy na ulicy przeszedł do Scotland Yardu, gdzie jako tajniak przeprowadzał zakupy kontrolowane dużych ilości  broni i narkotyków. Jednak ta praca nie dawała mu satysfakcji i ponownie poprosił o przeniesienie do innych zadań. Tym razem miał służyć jako agent, który przez wiele lat będzie rozpracowywał niebezpieczne grupy ekoterrorystów.

Jego zadaniem było poznanie jak największej liczby osób związanych z ruchem ekologicznym i zaprzyjaźnienie się z nimi, aby w ten sposób wydobywać interesujące policję informacje. Jak się okazało, nie było to proste, ponieważ grono działaczy było bardzo hermetyczne. Wielu z nich znało się jeszcze z czasów szkolnych, inni byli powiązani rodzinnie. Mark musiał w jakiś sposób się do nich zbliżyć.

Przykrywka

Najpierw postanowił zmienić swój wygląd: zapuścił długie włosy i brodę, zrobił sobie kilka tatuaży i piercing. Później zaczął hojnie dotować organizacje ekologiczne. Gdy ktoś się pytał, skąd ma tak wielkie sumy pieniędzy, mówił bez ogródek, że z handlu narkotykami, które miał sprowadzać z Pakistanu. Wśród ekologów zaczął być znany i lubiany.

Podróżował z nimi na fałszywym paszporcie po całym świecie. Zwiedził 22 kraje, w których przeprowadzali nielegalne akcje albo handlowali narkotykami. W czasie tych wyjazdów blokował budowę tamy na Islandii, pikietował w czasie targów broni w Londynie, przenikał do organizacji anarchistycznych we Włoszech i Niemczech. Jego rodzina nic nie wiedziała o przyczynach wyjazdów. Żona, z którą pozostawał w separacji, była przekonana, że Mark pracuje w przemyśle.

On sam twierdzi, że nigdy nie był dobrym kłamcą. W pracy nie musiał kłamać: - Kiedy chciałem kupić kilogram koksu, to nikt się mnie nie pytał, czy mam żonę i dzieci. Diler chciał jak najszybciej pozbyć się klienta i dostać kasę.

Blaski i cienie

Przez swoją pracę doświadczył też brutalności ze strony policji. W 2006 roku został dotkliwie pobity przez funkcjonariuszy w czasie próby przeskoczenia płotu elektrowni, którą ekolodzy chcieli wyłączyć. "Skakało po mnie dwóch policjantów. Trzech pozostałych biło mnie pałkami - powiedział w wywiadzie dla The Guardian. - Jako policjant byłem zbulwersowany tym zachowaniem".

Mimo że miał za zadanie rozpracować i zlikwidować komórki ekologów w Wielkiej Brytanii, twierdzi, że wielu z nich robi wiele dobrego dla społeczeństwa. Przytacza przykłady ośrodków socjalnych, które wspierał dotacjami. Zapewniały one bezdomnym ciepłe posiłki i noclegi.

Kobiety

Mark nie ukrywał, że aby dostać się do najważniejszych osób w organizacjach ekologicznych stosował najstarsze i bardzo dobrze sprawdzone metody wszystkich wywiadów: sypiał z kobietami, które taki dostęp mogły mu zapewnić. Dzięki tej metodzie udało mu się rozpracować najważniejsze osoby w środowisku ekoterrorystów i doprowadzić do ich aresztowania.

Po ujawnieniu roli Kennedy’ego, w czasie procesu sądowego wybuchł skandal. Kilka kobiet pozwało policję, twierdząc że uprawiając seks z mężczyznami nie wiedziały, że są oni policjantami. Mark Kennedy trafił na pierwsze strony gazet. Niestety, nie tak, jakby tego pragnął.

Faktycznie był bohaterem, który przyczynił się do aresztowania wielu przestępców. Jednak dla zwykłych Brytyjczyków stał się symbolem trwonienia przez państwo pieniędzy na tajne operacje. Jego praca kosztowała podatników kilka milionów funtów. Policja nie chce ujawnić konkretnej kwoty. Mark stracił wszystkich przyjaciół i rodzinę. Teraz próbuje odzyskać dobre imię. Mówi, że dziś postąpiłby tak samo, gdyż tego od niego wymagano.

Politycy

Jego praca ma jeszcze inne reperkusje - w chwili, gdy zainteresowali się nią politycy, zaczęło robić się poważnie. To politycy zmusili Scotland Yard do zmiany regulaminów i na ich mocy policjanci działający pod przykrywką nie będą mogli w czasie działań operacyjnych uprawiać seksu. Chodzi o to by uniknąć kolejnych pozwów.

Złośliwi twierdzą, że praca tajnego agenta nie będzie już tak kusząca...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: obyczaje | policja | ekologia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy