Zaplanowana awaria. Przemysłowy spisek, który trwa od lat

Telewizor zepsuł się tuż po końcu okresu gwarancji, a pralka odmówiła posłuszeństwa zaraz po spłaceniu ostatniej raty kredytu? Czy to po prostu złośliwość rzeczy martwych? Nie! Coraz więcej firm celowo wytwarza swoje produkty w taki sposób, żeby szybko się psuły, ponieważ chce nas zmusić do kupowania nowych. Demaskujemy ich sztuczki.

Ten spisek zaczął się w 1924 roku w zaciszu genewskiego gabinetu. Szefowie największych na świecie fabryk żarówek spotkali się, żeby utworzyć międzynarodowy kartel. Skutkiem ich narady było zmniejszenie żywotności żarówek z około 2500 do najwyżej 1000 roboczogodzin.

Po raz pierwszy w historii przedmiot codziennego użytku został tak zmodyfikowany przez czołowych wytwórców, żeby szybciej się psuł. Wszystko to ma oczywiście jasno określony cel: zwiększenie sprzedaży.

Co ciekawe, nawet zwykłe żarówki mogłyby świecić niemal w nieskończoność: w jednej z jednostek straży pożarnej w USA wysłużona żarówka pali się – z krótką przerwą na remont w 1937 roku – od 111 lat!

Reklama

Działania założonego w Genewie przez producentów oświetlenia tzw. kartelu Phoebus mogą oburzać – ale był to tylko początek gigantycznego przemysłowego spisku, który trwa do dziś.

Zaplanowane samobójstwo

W 1942 roku wielcy producenci żarówek w USA stanęli przed sądem. Ich zmowa się wydała. Niektóre firmy musiały zapłacić wysokie kary, ale w kwestii żywotności żarówek nic się nie zmieniło: od 1924 roku świecą najwyżej 1000 godzin.

Wytwórcy używają bowiem cieńszych żarników, które szybciej się przepalają, a także ignorują nowe technologie, które stosuje się np. w samochodach. Nie dziwią więc pogłoski, że kartel wciąż potajemnie działa. Mimo że proces przeciwko producentom żarówek w 1942 roku wywołał pierwszą małą falę oburzenia w społeczeństwie, które poczuło się oszukane, coraz więcej przedsiębiorstw próbowało potajemnie sprawić, żeby ich produkty nie miały zbyt długiej trwałości.

Wynalezione w 1935 roku nylonowe pończochy, które były praktycznie niezniszczalne, okazały się krzykiem mody. Dla wytwórców była to jednak katastrofa. Szybko znaleziono rozwiązanie „problemu”: pończochy muszą szybciej się niszczyć, bo tylko w ten sposób można zwiększyć sprzedaż. Ale jak zaprogramować ich autodestrukcję?

W przypadku nylonowych pończoch sprawa okazała się stosunkowo prosta: emitowane przez słońce promieniowanie ultrafioletowe powoduje, że włókna nylonowe stają się kruche i łamliwe. Zapobiegały temu specjalne dodatki zawarte w pierwszych pończochach, więc najzwyczajniej z nich zrezygnowano. Od tego momentu sprzedaż nylonowych pończoch zapewnia producentom stale wysoki zysk – kosztem klientek.

W dzisiejszych czasach tak zwane planowane zużycie produktu – czyli jego zaprogramowana autodestrukcja – stało się tajną zasadą wielu przedsiębiorstw. Jednak prawie nigdy nie można tego udowodnić. Również dlatego, że wytwórcy nie chcą dopuścić do procesu sądowego.

Na przykład w 2003 roku w Stanach Zjednoczonych oburzeni nabywcy iPodów (małych, przenośnych urządzeń do odtwarzania muzyki, zdjęć i filmów) wnieśli do sądu pozew zbiorowy przeciwko ich producentowi – firmie Apple. Powód? Stosowane w nich akumulatory przestają działać po około 500 cyklach ładowania, ale w przeciwieństwie do innych odtwarzaczy, w iPodzie nie można ich samemu wymienić.

Apple zawarł ze skarżącymi ugodę i zapłacił wysokie odszkodowanie. Tyle że koszty naprawy wadliwego akumulatora są i tak wyższe niż cena zakupu nowego urządzenia. To sztuczka stosowana przez wielu producentów elektroniki, np. w elektrycznych szczoteczkach do zębów czy zasilanych akumulatorem wiertarkach.

Nawet gdy w urządzeniu trzeba wymienić tylko niewielkie i tanie części, to naprawa kosztuje tyle, że staje się nieopłacalna. Mamy przecież kupować nowe produkty – i to przynajmniej raz na kilka lat.

Dlaczego pralki „padają” po 6 latach?

To pytanie zadaje sobie niejeden posiadacz ciągle pięknie wyglądającego sprzętu, który nagle odmówił posłuszeństwa. Wezwany mechanik najczęściej podaje tak wysoki koszt naprawy, że bardziej opłaca się... kupić nową. I to nie tylko dlatego, że właśnie skończyliśmy spłacać zaciągnięty na 5 lat kredyt (przypadek?).

Jakich trików używają producenci AGD, aby zmusić nas do zakupu nowego sprzętu? – Najczęstsze sztuczki to fabryczne, mechaniczne uszkodzenie kości pamięci, wstawienie elektronicznych czujników o niskiej żywotności, których zużycie powoduje awarię centralnego układu sterowania, zastosowanie słabszych niż kiedyś łożysk i bębnów – wymienia ekspert z Wrocławia Andrzej Możejko.

To wszystko oznacza coraz mniej pracy dla naprawiaczy pralek i coraz wyższe zyski producentów „ustawionego” sprzętu. Podobnie sprawa ma się choćby z akumulatorami samochodowymi. Ich czas działania jest z reguły sztucznie zmniejszany o dwie trzecie.

Nie powinno więc nikogo dziwić, że w Polsce sprzedaje się rocznie ponad 6 milionów akumulatorów. Ale klientów zmusza się do wydawania pieniędzy nie tylko poprzez celowe ograniczenia wydajności...

W jaki sposób oszukują nas opakowania?

Żarówki, akumulatory samochodowe, nylonowe pończochy – zgoda. Ale keczup? Rzeczywiście, często nie zauważamy, że przemysł manipuluje nami w taki sposób, byśmy wydawali więcej, niż musimy.

Złościliście się kiedyś, że nie możecie wydobyć resztki keczupu zalegającego na dnie butelki? Próbowaliście bezskutecznie wycisnąć do końca tubkę pasty do zębów? Czy zdarzyło wam się przez przypadek wlać do wanny zbyt dużo płynu do kąpieli? Jeśli tak, to projektanci opakowań dobrze wykonali swoją pracę.

Większość butelek z keczupem i tubek z pastą do zębów jest celowo projektowana w ten sposób, żeby konsument nie mógł wykorzystać całej zawartości. Butla z płynem do kąpieli ma specjalnie tak wielki otwór, że często wlewamy go do wanny za dużo. W rezultacie kupujemy wcześniej, częściej, a w końcu także więcej.

Oczywiście ta sztuczka nie działa w przypadku każdego towaru, ale przedsiębiorstwa zawsze wpadną na jakiś pomysł. Przy okazji wykorzystują lukę prawną: nigdzie nie uregulowano, jak dużo produktu może pozostać w opakowaniu – w niektórych wypadkach to aż 30 procent.

Dlaczego niektóre przedmioty stają się coraz brzydsze?

Na początku nowy czajnik elektryczny wygląda rewelacyjnie. Ale już po kilku miesiącach tu i ówdzie schodzi z niego lakier, spod którego widać brzydki, żółty plastik. I najpóźniej wtedy, gdy na rynku ukazuje się nowszy model, stary czajnik traci cały swój urok.

To „brzydnięcie” nie jest przypadkowe. W przemyśle wciąż wykorzystuje się materiały, które szybko się zużywają (np. kiepską jakościowo sztuczną skórę), albo takie, na których tłuszcz i pył wyjątkowo dobrze się osadzają.

Poza tym firmy świadomie bezustannie zmieniają swoje produkty w taki sposób, żeby w porównaniu z nimi starsze modele nie wyglądały zbyt atrakcyjnie.

Nawet gdy posiadane urządzenie działa bez zarzutu, jesteśmy skłonni szybko zamienić je na nowy, ładniejszy model. A tam zastawiona jest już kolejna pułapka!

Nowe i stare rzadko do siebie pasują...

Każdy z nas to przerabiał: nowy telewizor wymaga specjalnego kabla; aby starszy mógł odbierać ogólnodostępne kanały, trzeba dokupić dekoder... Tę listę można by wydłużać w nieskończoność. Efekt jest taki, że gdy kupimy jakieś urządzenie, często musimy nabyć też wiele dodatkowych produktów.

– Najciekawsze jest to, że przy obecnej technologii wytworzenie trwałych i kompatybilnych produktów, które każdy mógłby naprawić we własnym zakresie, byłoby dziecinnie łatwe – mówi dr Wolfgang Neef z Politechniki Berlińskiej.

Jednak na razie żaden z prezesów wielkich koncernów nie widzi potrzeby zmiany sposobu myślenia. I to pomimo faktu, że zaprogramowane psucie się sprzętów niesie ze sobą wiele niebezpieczeństw.

Awarie akumulatorów w samochodach mogą się przecież stać przyczyną wypadków, a wytwarzając więcej elektronicznego złomu, zwiększamy emisję szkodliwych substancji do środowiska i zużywamy masę cennych surowców.

Świat Tajemnic
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama