To koniec diamentów! Zostało ostatnie 50 lat

Przed nami ostatnie kilka dekad wydobycia diamentów. Kończą się ich złoża /Paul Grover/REX/Shutterstock /East News
Reklama

Diamenty są wieczne - głosił tytuł jednego z filmów o Jamesie Bondzie. Diamenty tak, ale ich złoża już nie. Te są bowiem bliskie wyczerpania. Z tego powodu w ciągu najbliższych pięciu lat zamkniętych zostanie dziesięć z pięćdziesięciu największych kopalni tych szlachetnych kamieni. Ostatni diament zostanie wykopany za około 50 lat.

Marcin Marcok, ekspert rynku kamieni szlachetnych, członek międzynarodowych organizacji branżowych, mówi, że jesteśmy świadkami schyłku epoki - epoki nieoszlifowanych, surowych diamentów. I że gdy nasze wnuki postanowią się oświadczyć, większość kopalni tych kamieni będzie już zamknięta, a znaczna część kamieni w pierścionkach zaręczynowych będzie pochodziła z rynku wtórnego.

"Już w tym roku dojdzie do zamknięcia australijskiej kopalni Argyle, która dostarczała na rynek 14 milionów karatów. To ok. 15 proc. rocznego światowego wydobycia" - wyjaśnia w rozmowie z PAP Life Marcin Marcok. Argyle słynie przede wszystkim z wydobycia rzadkich diamentów różowych i czerwonych. Największe i najcenniejsze okazy wystawiane są na organizowanych raz w roku aukcjach zwanych The Argyle Pink Diamonds Tender. Pierwsza odbyła się w 1984 roku. Eksperci przewidują, że ze względu na końcówkę zapasów, tegoroczna aukcja może być ostatnią albo przedostatnią.

Ale to nie wszystko, bo w ciągu najbliższych pięciu lat wygaśnie dziesięć kolejnych zakładów górniczych. Szacuje się, że ok. 2070 roku w jednej z dwóch kopalni, które będą jeszcze działać: Koidu lub Zarnitsa, zostanie wydobyty ostatni diament. Doniosłość kończącej się epoki podkreśla fakt, że historia wydobycia diamentów liczy prawdopodobnie tyle samo lat, co historia ludzkości. "Człowiek wydłubywał z ziemi cenne kamienie od chwili, gdy wyszedł z jaskini" - żartuje Marcok. "Główny problem stanowiła ich obróbka. Do tego procesu potrzebny jest drugi diament, a ludzie długo nie mieli o tym pojęcia.

Reklama

Wzmianka o jednym z najstarszych i największych klejnotów, słynnym Kooh-i-noor, pojawia się w indyjskich kronikach już w 1304 roku. Pierwsze diamenty oprawiano w rzemyki, wierzono, że chronią przed złymi duchami. Od początku stanowiły również nieodzowny atrybut władzy, a w niektórych krajach mogli je mieć tylko władcy. Ogromna zmiana zaszła również w kwestii narzędzi do wydobycia diamentów: od kilofa i łopaty, po pracujące dziś w tym przemyśle maszyny, które "wyczuwają" cenne kamienie. Dzięki nim można wyjąć diament z ziemi bez uszkadzania go. To między innymi dzięki technicznym usprawnieniom, w ciągu minionej dekady można było zaobserwować znaczny wzrost wydbycia diamentów, również tych największych. Jak twierdzą eksperci, to jednak tylko łabędzi śpiew branży.


"Złoża się kończą, więc od 2000 roku ceny diamentów szybują w górę. Cena różowych diamentów podskoczyła o 500 proc., ale są kamienie, których wartość wzrosła nawet o 2000 proc." " - tłumaczy Marcin Marcok. I dodaje, ż choć to najlepszy moment na inwestowanie w kamienie szlachetne, nie wystarczy udać się do jednej z wielu jubilerskich sieciówek i kupić pierwszy z brzegu pierścionek z diamentem. Bardzo mało mówi się o tym, że coraz większa część kamieni w popularnych polskich sklepach z biżuterią to diamenty pochodzące z hodowli. Obowiązkiem sprzedawcy jest poinformowanie klienta nie tylko o barwie, czystości, masie czy szlifie, ale również pochodzeniu kamienia. Wielu niezorientowanych klientów nie zadaje jednak takich pytań. A różnica między diamentem naturalnym i wyhodowanym jest kolosalna, co odbija się również na ich cenie.

"Prawdziwy diament czeka na swojego właściciela kilka miliardów lat. Ale nie tylko to nadaje mu wartość. Do takich kryteriów jak masa czy barwa dochodzi nawet czynnik emocjonalny, jedyny ludzki w tym zestawieniu. Jeśli szlifierz ma zły dzień, to jego emocje znajdą odzwierciedlenie w kamieniu. Nie wyobrażam sobie więc sytuacji, że sprzedawca mógłby nie poinformować klienta, w jaki sposób powstał jego diament. To byłoby przestępstwo" - tłumaczy Marcok.

Ale sam fakt naturalnego pochodzenia diamentu nie świadczy jeszcze o jego jakości, dlatego zawsze warto pytać o certyfikat. Istnieje wiele zarówno lokalnych jak i międzynarodowych instytutów gemmologicznych, które oceniając diamenty i wystawiają stosowne certyfikaty. Problem jednak w tym, że większość diamentów dostępnych w sklepach to kamienie nieprzekraczające masy 5 punktów (karat dzielony jest na 100 punktów, to znaczy, że diament mający 50 punktów ważyć będzie 0,50 karata). Niestety, certyfikat renomowanego instytutu bywa droższy niż taki kamień.

Naturalnie występujące kamienie są uwięzione na głębokości ok. 200 km pod ziemią i stamtąd "wędrują" ku powierzchni. Nie jest przy tym pewne, czy ich finalne formowanie się nie nastąpiło dopiero, gdy przemieszczały się ku górze. Diamenty krystalizują się, przemieszczając się w magmie, gdy temperatura i ciśnienie spełnią idealne ku temu warunki. Jednak w lejach po współczesnych człowiekowi erupcjach wulkanów nie zaobserwowano diamentów. To oznacza, że kilkaset milionów lat temu, w trakcie formowania się skorupy płaszcza ziemskiego, musiało dojść do kombinacji wielu czynników, dzięki którym ostatecznie narodziły się te najcenniejsze kamienie.

Co się stanie, gdy ostatni diament zostanie wydobyty? "Zmienię zawód, zostanę sprzedawcą używanych diamentów" - śmieje się Marcin Marcok. "A do tego czasu mam nadzieję, że natura da mi mój wymarzony kamień: diament z dużą inkluzją soczyście czerwonego granatu" dodaje.

***Zobacz także***

PAP life
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy