Tajemnicze karły w natarciu

W ostatnim czasie doszło do spotkań z niezwykłymi niskorosłymi istotami. Świadkowie pokazują zdjęcia i zapewniają, że nie widzieli ludzi z defektem genetycznym, tylko nieznane istoty.

Dziennik "The Sun" opublikował na początku sierpnia 2008 r. niezwykłe zdjęcie wykonane w okolicach jeziora Tahoe w Stanach Zjednoczonych. Wędrujący przez las Lloyd Deneau, 41-letni turysta z Florydy, fotografował pejzaże. Przeglądając obrazy zapisane w cyfrowym aparacie fotograficznym mężczyzna nagle odkrył, że na jednym ze zdjęć jest coś, czego w trakcie wędrówki nie widział. Wśród drzew i krzewów majaczyła niewyraźna sylwetka bardzo niskiej człekopodobnej istoty. Ten, jak go później ochrzcili dziennikarze, Leprechaun-Alien (Leprechaun: karzeł z irlandzkich legend; Alien - w j. ang. obcy, czyli kosmita), był wysoki na nie więcej niż 90 cm.

Reklama

- Kiedy robiłem to zdjęcie, bezdyskusyjnie nikogo nie było w pobliżu. Nie widziałem tego stworzenia - stwierdził Deneau w wypowiedzi dla "The Sun". - Po powrocie do domu pokazałem zdjęcie przyjaciołom i rodzinie, ale nikt nie potrafił wyjaśnić tej sprawy. Według moich dzieci, postać na zdjęciu najbardziej przypomina albo Leprechauna, albo kosmitę. Mam za sobą wojskową przeszłość, jestem zwolennikiem konkretów i nie wierzę w Obcych przylatujących na Ziemię w UFO, nie potrafię jednak racjonalnie wyjaśnić tego, co mi się przydarzyło.

Zdjęcie wzbudziło zainteresowanie wielu badaczy niezwykłych zjawisk oraz entuzjastów. Postawiono też wiele hipotez,

co widać na fotografii.

Oprócz legendarnego karła i kosmity może to być elf, a nawet dziecko Bigfoota, amerykańskiego yeti.

Niektórzy badacze sugerują związek pomiędzy postacią na zdjęciu, a miejscem, gdzie została wykonane. Region jeziora Tahoe (Lake Tahoe) leży na pograniczu Kalifornii i Nevady, gdzie odkryto pradawne ślady człowieka i odprawianych przez niego magicznych obrzędów.

Na zachód od Carson City w Nevadzie odkryto w 1940 r. Spirit Cave (Jaskinię Ducha), a w niej artefakty i zmumifikowane zwłoki człowieka. Te datowane na 7 tys. 420 r. p.n.e. szczątki są najstarszą mumią Ameryki Północnej. Człowiek pochowany w Jaskini Ducha, szaman lub wódz, nie był typowym Indianinem. Według ekspertów, czaszka należała do osobnika typu kaukaskiego - człowieka rasy białej.

Czy tajemnicza postać na zdjęciu Lloyda Deneau ma związek ze stanowiącymi zagadkę dla nauki szczątkami ze Spirit Cave? Czyżby w kadr nowoczesnego cyfrowego aparatu trafił nie tyle kosmita, co nadnaturalna istota z odległej przeszłości? Może przez lasy porastające brzegi jeziora Tahoe wciąż wędruje jakiś

zapomniany duch lasu,

bożek, którego ostatni wyznawcy pomarli tysiące lat temu? I czy właśnie takiego rodzaju istota pojawiła się wcześniej w Argentynie?

Pod koniec marca 2008 r. argentyński ogólnokrajowy dziennik "El Tribuno", a za nim angielski "The Sun", podały informacje o niezwykłym wydarzeniu w mieście General Guemes leżącym w argentyńskiej prowincji Salta.

Któregoś późnego wieczoru w pierwszym tygodniu marca grupa nastolatków spędzała czas na rozmowach siedząc na ulicznej ławeczce. Nagle z pobliskiej kępy krzewów wyszła niewielka postać i ruszyła w dół ulicy. Pojawienie się dziwnej istoty wywołało konsternację. Jeden z nastolatków zapanował nad emocjami i uruchomił kamerę w telefonie komórkowym. Chłopak nagrał przemarsz tajemniczego stworzenia, a film ten, umieszczony w internecie, obiegł cały świat.

Co zostało uwiecznione na cyfrowym filmie z komórki? Znawcy tematu twierdzą, że to

zmaterializowana postać z legend

znanych w wielu regionach świata: karzełek, gnom, Leprechaun, krasnal. Przemawiać za tym mają wzrost stworzenia, jego dyskretna, by tak rzec, obecność i spiczasta czapka.

- W kilka osób rozmawialiśmy o naszej ostatniej wyprawie na ryby - relacjonował dziennikarzom "El Tribuno" nastoletni Jose Alvarez, który sfilmował tajemnicze stworzenie. - Akurat wyjąłem komórkę i odebrałem jakiegoś SMS-a. W tej samej chwili usłyszeliśmy hałas, jakby ktoś rzucał kamieniami. Spojrzeliśmy w tamtą stronę i zobaczyliśmy ruch w trawie. Najpierw wszyscy pomyśleliśmy, że to jakiś pies wybiegł z krzaków, ale zaraz zrozumieliśmy, że to coś dziwnego. To była charakterystyczna sylwetka. Zobaczyliśmy gnoma. Wtedy wszyscy poczuliśmy strach. Jeden z kolegów tak się przeraził, że musieliśmy zawieźć go do szpitala. Ta sprawa to nie żarty. Od tamtego wieczoru ani ja, ani żaden z moich kolegów, którzy tam byli, nie wychodzimy z domu po zmroku.

Czy Argentyńczyk Jose Alvarez i Amerykanin Lloyd Deneau zdobyli dowody realnego istnienia niskorosłych nadnaturalnych istot, znanych z legend opowiadanych na wszystkich kontynentach? A może są żartownisiami albo sami padli ofiarą szalbierstw? Tak jak w wielu innych tajemniczych przypadkach dopiero czas pokaże, czy ujawniono sensacyjne fakty, czy też z premedytacją wprowadzono w błąd opinię publiczną.

Tadeusz Oszubski

MWMedia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy