Świadek UFO oddany w ręce rządu USA

Autor "największego hackerskiego ataku na cele militarne", Gary McKinnon, będzie sądzony w USA. Nie jest to dobra wiadomość dla legendarnego Solo, który twierdzi, że w komputerach armii dotarł do dowodów na istnienie UFO.

Od lutego 2001 roku do marca 2002 roku Gary McKinnon, znany pod pseudonimem "Solo", włamał się do setek komputerów należących do armii Stanów Zjednoczonych, NASA i innych instytucji badawczych. Amerykanie zarzucają mu m. in. uszkodzenie sieci 2 tys. komputerów w Waszyngtonie i systemu komputerowego w jednej z baz lotnictwa.

Decyzja sądu, który odrzucił apelację McKinnona sprawia, że nie uniknie on ekstradycji do USA, gdzie grozi mu 700 tys. dolarów odszkodowania za szkody wyrządzone armii i 70 lat więzienia.

McKinnon ataków miał dokonać z komputera znajdującego się w jego domu w północnym Londynie. Jaki był jego cel? 40-letni dziś Szkot twierdzi, że szukał śladów UFO. I, jak powiedzał w wywiadzie dla BBC z 2006 roku, odnalazł je, ale nie zdążył zapisać. - Wiedziałem wcześniej, że mocarstwowe rządy posiadają antygrawitację, technologie rodem z UFO i darmową energię. Nie powinno być to ukrywane przed opinią publiczną w czasach, gdy emerytów nie stać na paliwo - mówił w wywiadzie dla BBC.

Reklama

Twierdzi, że w trakcie ataku widział książkę dla kontrolerów przestrzeni powietrznej, która mówi o technologiach wziętych z UFO. Opowiada też o włamaniu do departamentu znajdującego się w budynku nr 8 Johnson Space Center, w którym mają być wymazywane ślady UFO ze zdjęć satelitarnych.

- Widziałem te zdjęcia przed obróbką. Był tam katalog "do obróbki" i "po obróbce". Widziałem tajemniczy srebrny obiekt w kształcie cygara, który nie mógł być dziełem człowieka - powiedział. Miał tez podobno wgląd w plik Excela zatytułowany "Oficerowie spoza Ziemi".

Jak twierdzi, próbował ściągnąć te świadectwa, ale w kluczowym momencie został namierzony i połączenie przerwano.

Nieprzychylni mu komentatorzy stwierdzają, że McKinnon miał inny cel włamania niż znalezienie dowodu na to, że ukrywa się przed nami wiedzę o darmowym źródle energii. A jego opowieści to przykrywka, która miała mu ułatwić uniknięcie ekstradycji do USA.

Mateusz Lubiński

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy