Przybylska: już nigdy nie rozbiorę się dla "Playboya"

- Po botoksie kobieta wygląda tak, jakby ktoś zwyczajnie jej przyłożył - mówi w wywiadzie dla INTERIA.PL Anna Przybylska. Ale zaraz dodaje: - Uważam jednak, że naturze trzeba pomagać. Jeżeli ktoś jest niezadowolony ze swojego wyglądu, to czemu ma nie skorzystać z możliwości, jakie daje mu chirurgia plastyczna? Grunt to robić to z umiarem.

Magdalena Tyrała: Czy podczas sesji w "Playboyu" Twoje zdjęcia były retuszowane?

Anna Przybylska: Przyznaję się bez bicia - jeśli mówimy o retuszu, to on oczywiście był użyty w mojej sesji dla "Playboya", włącznie z pomniejszeniem pupy, która na nieretuszowanych zdjęciach wychodziła na monstrualną. Dorobili mi nawet komputerowo majteczki i inne takie tam...

I tak bez problemu o tym mówisz? Dużo kobiet z okładki z chęcią by taką informację zataiło.

Co ty, ja się tym nie przejmuję. Wiadomo, że "retouch" to normalna strategia takich pism.

Reklama

Zgadza się, ale co innego usłyszeć to od Przybylskiej...

Powiem ci, że nie ma takiej możliwości, żeby puścić w obieg zdjęcia bez retuszu - to jest po prostu "impossible" i do tego jeszcze "unacceptable", kurde. Zwariowałam, że mówię o tym głośno, co?

W końcu ktoś się odważył.

Osobiście nie mam z tym problemu i jestem jak najbardziej za. Jestem zwyczajnie wściekła, jak mi przesyłają zdjęcia bez retuszu. Nie mam absolutnie nic przeciwko temu. Jeśli jakaś pani nie chce być retuszowaną, to może taką klauzulę zawrzeć w umowie i już.

Uważasz, że warto czasem ingerować w swój naturalny wygląd, by poczuć się seksownie?

Oczywiście, że tak. Po to istnieje chirurgia plastyczna... Jestem absolutnie za tym.

No to spytam: powiększyłaś sobie piersi?

Jeszcze nie. Ale uważam, że trzeba naturze pomagać. Bo przecież nie da się ukryć, że naruszył nas ząb czasu. Jeżeli ktoś jest niezadowolony ze swojego wyglądu, to czemu ma nie skorzystać z możliwości, jakie daje mu chirurgia plastyczna? Grunt to robić to z umiarem.

A na co byś się nie zdecydowała?

Botoks. Odstrasza mnie ostrzykiwanie twarzy. Nie dość, że on wcale nie odmładza, to bardzo działa na niekorzyść, bo zniekształca rysy. Zdarzają się minimalne korekty na twarzach, gdzie wygląda to jeszcze fajnie, ale w większości wypadków te wszystkie wypełniacze, które wstrzykuje się w twarz, powodują opuchliznę. Nie wiem, czy nie lepsza jest już taka mała "zmarcha" na twarzy niż wypchana botoksem gładkość. Przecież kobieta wyglądająca po tym tak, jakby ktoś zwyczajnie jej przyłożył.

A zdecydujesz się kiedyś na coś?

Zapewniam cię już dziś, że skorzystam ze skalpeli i zabiegów. To tylko kwestia czasu.

Wykonujesz zawód, w którym wygląd odgrywa dużą rolę...

No właśnie. A co, jak pupa mi się roztyje? Jeśli nie pomoże mi żadna dieta, to wykonam liposukcję, żeby się jeszcze w kadrze mieścić. Już Wojewódzki z Figurskim w swoim porannym programie w radiu szydzili ze mnie, że trzeba będzie dostawkę do telewizora dokupić, żebym się zmieściła. Tak sobie żartowali. Ale, jak mówiłam - to tylko kwestia czasu, bym się na coś zdecydowała.

Co musi zrobić mężczyzna, by zwrócić na siebie Twoją uwagę?

Przede wszystkim musi mieć cholernie duże poczucie humoru. Mam ogromną słabość do facetów, którzy są inteligentni i mają poczucie humoru.

Czyli jesteś statystyczną Polką. Większość z nas właśnie poczucie humoru stawia na pierwszym miejscu pośród najbardziej pożądanych męskich cech.

Tak, ale żeby była jasność - facet musi mieć poczucie humoru. Inteligentny bez tej cechy jest zdyskwalifikowany już w przedbiegach.

A czego nie lubisz?

Przechwalania się. Bardzo łatwo też wyczuwam człowieka, który udaje kogoś, kimś nie jest. Nie lubię u facetów fałszu. A przede wszystkim nie lubię chamskiego podrywu. Nie ma nic gorszego niż natrętne próby nawiązywania kontaktu. Nie jestem wtedy od razu niegrzeczna czy niemiła, ale daję delikatnie do zrozumienia, że czas na kogoś, że "nie, dziękuję, relacje będą lepsze na dystans". Jeśli człowiek nie zrozumie tej informacji i będzie próbował przekraczać granicę, to potrafię być bardzo nieprzyjemna.

I co Ania Przybylska mówi, jak jest bardzo nieprzyjemna?

Reaguje na zasadzie mocnego tąpnięcia nogą. Nie chciałabyś mnie wtedy widzieć (śmiech).

Mężczyzna doskonały to...

Jarek Bieniuk - bardzo sympatyczna osoba, naprawdę. Kolegujemy się już z osiem lat. Związałam się z facetem idealnym. Wszystkich facetów porównuję do niego i nikt mu nie dorównuje. Chłopaki mają do mnie trudny dostęp, bo nie dość, że jest przystojnym facetem, to do tego jeszcze strasznie fajnym. Bardzo podoba się kobietom...

Bywasz zazdrosna?

O jasne, często. Jest zazdrość, bo jest i miłość i namiętność. Jeśli nie ma tych uczuć, to nie ma co się pakować w związek. Musi być zazdrość, muszą towarzyszyć temu wszystkie intensywne uczucia. Związek musi być taką mieszanką wybuchową.

Nie boisz się tego, że częściej postrzegana jesteś jako symbol seksu, a nie aktorka?

Wiem, że tak jest, że są takie opinie. Trudno. Jest dużo projektów, które nie ujrzały światła dziennego, fabuł z moim udziałem. Cztery jeszcze czekają na półkach, a w nich dość mocno podkreślana jest moja kobiecość. I tak sobie mówię: "ciesz się, ciesz, bo gdyby tego nie było, to też byłby problem". Ale oczywiście, mogę próbować z tym walczyć, przebierając w rolach. Obecnie gram w serialu postać Karoliny - rolę, która w dużym stopniu różni się od tych dotychczas przeze mnie granych. Wraz z producentami, reżyserem i dziewczynami od kostiumów postanowiliśmy nie podkreślać kobiecości mojej postaci. Noszę tam converse'y, dżinsy, t-shirty i tylko podkreślam konturówką oczy. Nie mam nic - nie mam biżuterii, nie noszę szpilek, nie odsłaniam ciała. Ale...

Ale...

W mojej opinii naturalność jest najseksowniejszą rzeczą (śmiech). Moje koleżanki z planu są zrobione świetnie, a ja po bożemu. Jaki będzie efekt? Czy spodobam się widzom? Może stwierdzą, że moja postać to drewno? (śmiech). Zobaczymy.

Patrzysz w lustro i kogo widzisz?

To zależy od nastroju. Czasem siebie nienawidzę, czasem widzę fajną kumpelę. Ale nie będę ukrywać - jestem bardzo próżna i potrafię godzinami gapić się w lustro.

Dla kogoś o Twojej urodzie to chyba nic dziwnego?

Taaa... Tak naprawdę patrzenie się w lustro traktuję też jako rodzaj warsztatu, więc dużo ze sobą rozmawiam. Ja generalnie chyba dużo mówię, nie? (śmiech)

Zgadza się...

Często swoim gadaniem zamęczam też ekipę. Wczoraj na planie w końcu kazali mi do kogoś zadzwonić, bo mieli mnie już dość...

Wracamy do lustra...

Tak. Przed lustrem często odgrywam postacie, które gram w serialach i filmach. Ćwiczę. Może dlatego w lustrze widzę bardzo różne osoby. To mnie bardzo cieszy, bo uważam, że aktorstwo jest absolutną schizofrenią. Aktor, by być dobry, musi być schizofrenikiem. Musisz mieć przez cały czas poczucie, że z kimś przebywasz. A ja się sama ze sobą nudzę, więc wtedy muszę iść do lustra i porozmawiać (śmiech).

Tak, czasem dobrze jest porozmawiać z kimś inteligentnym. (śmiech)

Tak (śmiech). Ale za każdym razem, jak staję przed lustrem, to widzę kogoś innego, kompletnie różnego od tego, kogo widziałam wczoraj. Może ja nie jestem normalna? Na pewno jest to rodzaj jakiejś choroby psychicznej.

Tę skłonność masz od dziecka?

Tak, mam to od dziecka.

Spoglądasz tylko w lustra?

Nie, nie potrafię też przejść obojętnie obok wystaw sklepowych. Regularnie się w nie gapię. Patrzę na siebie, sprawdzam jak wyglądam. Mnie nie można zaskoczyć i znienacka zrobić mi zdjęcie, bo regularnie się oglądam i wiem, czy mam lepszy lewy, czy prawy profil. Jak zobaczę aparat fotograficzny, to jestem gotowa do obstrzału i bardzo jestem zawiedziona, jak wychodzą złe, brzydkie foty.

A jak masz wolny dzień i więcej czasu, ile zajmuje Ci zrobienie makijażu?

Przeważnie wtedy go nie robię. Taką też mnie można spotkać. Najczęściej jednak, jak gdzieś wychodzę jako ja, to przed wyjściem się bawię i precyzyjnie wykonuję makijaż. Maluję kreskę w oku, rozczesuję rzęsy, bawię się brwiami i je układam. Staram się wtedy, by makijaż był w miarę naturalny, ale perfekcyjnie wykonany. Tak 40 minut mi to zajmuje. Wtedy też piję sobie kawkę, chodzę po mieszkaniu i co jakiś spoglądam w lustro. To taki mój rytuał. Generalnie celebruję chwilę robienia makijażu. Uwielbiam gapić się w lustro, nie wiem na czym to polega. Oglądam każdego pora, dziury w nosie, zęby, pryszcze. To jest genialne. (śmiech) To mnie relaksuje...

A śpisz w bieliźnie czy może bez?

Nigdy nie śpię nago, to jest dla mnie totalnie unacceptable. Do spania ubieram chamskie bawełniane piżamy, takie dresowe, domowe wycieruchy. Nawet po upojnej chwili spędzonej z moim partnerem nie zasypiam naga. Wychodzę z łóżka i ubieram tę obciachową piżamę. Często też śpię w skarpetkach.

Przegięłaś... (śmiech)

Wiem, że to jest bardzo nieseksowne, ale stawiam bardziej na wygodę i komfort. Jeśli mam się spocić, to wolę, by to się wchłonęło w piżamę, niż w pościel (śmiech).

A jak oceniasz szanse swojego męża, który właśnie został powołany do reprezentacji Polski?

Dużo kontrowersji było wokół tego. Jarek gra w pierwszej lidze. Myślę, że to jest bardzo niedoceniany piłkarz przez, chociażby, ostatniego trenera kadry. Oczywiście, zdarzają się mecze lepsze i gorsze, ale w piłce jest tak, że gra cała drużyna, a nie jeden piłkarz. Powiem ci Magda tak: na piłce nożnej to ja zupełnie się nie znam, więc nie porównam go do innych obrońców. Nawet nie jestem w stanie innych wymienić. (śmiech) Mogę tylko polegać na opinii ludzi, którzy się na tym znają.

W Widzewie go chwalą, uważają, że fantastycznie "czyta" mecze, trzyma tę linię obrony, jest sprawny, rzadko zdarzają mu się kicksy. Jak był w Turcji, był przez Turków uwielbiany. Jego i Piotrka Dziewickiego uważano za dwa filary, mocną stronę drużyny. Myślę, że jak go trener wystawi, daj Boże, to będzie robił wszystko, by się wykazać, żeby nie dać plamy. Dla przypomnienia: bramki nie musi strzelać, bo jego zadaniem jest jej bronić. Ale życzę mu i tego z całego serca.

Dużo czasu poświęca piłce?

On jest profesjonalistą w każdym calu. Mogę to powiedzieć, bo wiem, jak wygląda nasze życie. Jarek jest mocno przejęty zawodem, który wykonuje. Widzę, ile czasu i zdrowia mu poświęca. Ja, jako partnerka staram mu się dawać odpowiedni backstage, dawać mu wsparcie. Wiadomo, jak ktoś ma niepoukładane życie, to odbija się to na jego pracy... Wiedza i doświadczenie są jego wielkimi atutami.

Trzymamy za niego kciuki. Aniu, a kiedy nam się rozbierzesz? Tak dawno tego nie robiłaś...

Fajnie zadałaś to pytanie. Rozbiorę się na pewno dziś, jak będę szła do wanny. (śmiech)

To dla Bieniuka, a dla nas?

Mogę taką telekonferencję urządzić...

To poprosimy. A tak naprawdę?

Wiesz, pokazywanie ciała dla samego ciała jest pozbawione sensu. A ja, jako aktorka, regularnie się gdzieś rozbieram w filmie, oczywiście tylko wtedy, kiedy jest to uzasadnione. Natomiast jeśli pytasz mnie o rozbierankę dla, na przykład "Playboya", to już tego nie zrobię.

Nie? Dlaczego?

Po pierwsze, już nie te czasy. Kiedy ja się rozbierałam, rozbierały się wszystkie aktorki: Kaśka Skrzynecka, Wagner, Brodzikowa, Fraszyńska, Dancewicz, Kora. Miesiąc w miesiąc pojawiały się super laski z fajnym wnętrzem. (śmiech)

Tak, to były dobre czasy...

Teraz już tak nie jest.

A Ania Mucha?

Ani Muchy za bardzo nie znam. Bardzo mi się podoba, bo jest bardzo wesołą osobą. Ale nie podoba mi się, że tak to zrobiła. Trzeba patrzeć na to wszystko trochę marketingowo. A co jej to dało? Mówi się, że teraz jest jej czas, ale Ania, choć piękna, nie do końca przekonuje mnie tą sesją. Nie do końca kupuję ten jej wizerunek wampa. Ona jest naturalnie piękna.

Jest piękna, zgadzam się w stu procentach.

Fenomenalnie wygląda, jak są próby tańca do programu, jak stoi taka "sauté" w tych dresach, t-shircie. Ona ma zjawiskową skórę. I taka jest najpiękniejsza, a nie w tych szpilach. Wolę Anię naturalną. Ale rozumiem, co chciała uzyskać. A nagość - jest teraz wszechobecna. Nawet na opakowaniu mleka dla dziecka masz nagą kobietę karmiącą piersią. Na tabletkach na hemoroidy są dwie nagie pupy obok siebie... Ciężko zrobić coś fajnego. Trzeba się zastanowić, jak dobrze sprzedać swoją nagość.

Dlatego Ty się już nie rozbierzesz?

Wiesz, ja to już mam dzieci i głównie dlatego. Nie chcę, żeby koledzy z klasy mojego synka fantazjowali na mój temat. Słabe to jest. Mojej córce też mogłoby być z tego powodu przykro. Do niczego nie jest mi to już potrzebne. Wiesz, ostatni raz rozebrałam się w 2002 roku, a ja wciąż jestem seksbombą - no nie opędzę się, wiesz... (śmiech) Nie lubię też rozmieniać się na drobne, nie zabiegam o to, by być wszędzie. Może też dlatego ludzie mnie lubią.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy