Prywatna izba tortur

Były tam pejcze, łańcuchy, imadła, skalpele i inne narzędzia chirurgiczne. David Parker Ray wydał sporo pieniędzy na budowę własnej sali tortur, w której przez długie lata zaspokajał swoje chore fantazje seksualne.

Truth Or Consequences (Prawda albo Konsekwencje), małe miasteczko w stanie Nowy Meksyk, nieco ponad siedem tysięcy mieszkańców. Swoją osobliwą nazwę zawdzięcza radiowej audycji, a potem popularnemu teleturniejowi.

Kiedy w 1950 roku gospodarz show, Ralph Edwards, ogłosił na antenie, że poprowadzi program w pierwszym mieście, które zdecyduje się zmienić swą nazwę na cześć jego show, włodarze słynącego z gorących źródeł uzdrowiska nie wahali się długo. Przez następne pół wieku Edwards regularnie odwiedzał hrabstwo Sierra County, a jego przyjazdy zawsze wiązały się z paradą, wyborami miejscowej piękności i obowiązkowymi występami artystycznymi.

Reklama

Ale Truth Or Consequences to nie tylko sielankowe sceny z amerykańskiej prowincji. Cieniem na historii miasteczka położyła się pod koniec ubiegłego wieku sprawa Davida Parkera Raya. Ten z pozoru zwyczajny, a nawet sympatyczny mężczyzna nie budził niczyich podejrzeń. Nikt nie przypuszczał, że pod maską przeciętnego mieszkańca kryje się sadystyczny zwyrodnialec, który przez kilkadziesiąt lat porywał ludzi, torturował ich, a wielu najprawdopodobniej zamordował, czerpiąc z tego seksualną przyjemność.

Dopiero w 1999 roku komuś cudem udało się uciec. Kiedy naga, zakrwawiona kobieta z przerażeniem w oczach wbiegła do jednego z okolicznych domów, część prawdy wyszła na jaw. Porażającej prawdy.

Porwania na ulicy

Cynthia była młodą kobietą, której życie nijak nie chciało przypominać "amerykańskiego snu". Oczywiście o sukcesie.

- Marzenia spełniają się tylko w filmach - powtarzała, ale w głębi duszy zawsze miała nadzieję, że i ona kiedyś wygra szczęśliwy los na loterii życia.

Od dawna nic nie układało się po jej myśli. Żeby się utrzymać, została prostytutką. Nie potrafiła inaczej zarobić na siebie. Każdą noc spędzała w towarzystwie obcych mężczyzn z Albuquerque i okolic. Spełniała ich zachcianki, a oni za to płacili.

Któregoś marcowego wieczoru podszedł do niej kolejny klient, facet około sześćdziesiątki. Wyglądał jak większość miejscowych mężczyzn, niczym specjalnym się nie wyróżniał. Zwróciła uwagę na wyraźnie zarysowany nos, pod którym widniały zadbane wąsy. Miał miłą twarz, kiedy się uśmiechał, ale Cynthia już dawno nauczyła się nie sugerować pierwszym wrażeniem, bardzo często złudnym. Największy drań potrafi być czarujący, kiedy mu na czymś zależy, a potem podbija ci oko i wyrzuca za drzwi.

Jednak odwzajemniła uśmiech. Była w końcu profesjonalistką.

- Ile? - zagaił.

- Zależy za co, kochanie.

Interesował go seks oralny. Na miejscu, w zaparkowanym niedaleko samochodzie. Cynthia schowała do torebki dwudziestodolarowy banknot i poszła za nieznajomym. Wyglądało na to, że czeka ją trochę pracy. Ale kiedy zerknęła do wnętrza masywnej toyoty RV, zobaczyła, że w środku siedzi kobieta. Zaklęła brzydko pod nosem. Wiedziała już, że ten wieczór nie skończy się dla niej dobrze.

- Gliny? - zapytała.

Facet wyciągnął legitymację i skinął głową.

- No to świetnie - Cynthia wypuściła ze złością powietrze.

- Wsiadaj! - z twarzy mężczyzny zniknął uśmiech.

Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie. W tej samej chwili tamci rzucili się na nią i skrępowali jej ręce. Na szyi zatrzasnęła się stalowa obroża.

- Co wy, kurwa, robicie?! - zdążyła krzyknąć, zanim napastnicy zakleili jej usta taśmą i wepchnęli na tył furgonetki. Z przerażeniem zdała sobie sprawę, że jest w prawdziwych tarapatach.

Upiorna przyczepa

Jechali przez kilka godzin. Cynthia nie wiedziała, czy droga rzeczywiście była tak długa, czy też porywacze krążyli w kółko, aby zmylić swoją ofiarę. Czuła się wyczerpana i skołowana. Nie miała siły walczyć z więzami, mogła tylko płakać.

W końcu samochód się zatrzymał. Cynthia została wyprowadzona na zewnątrz. Rozpoznała charakterystyczny kształt dużej przyczepy mieszkalnej. Nie zdołała przyjrzeć jej się dokładniej, bo ktoś pchnął ją w kierunku wejścia tak mocno, że musiała podbiec kawałek, aby nie stracić równowagi. Za gardło ścisnął ją potworny strach.

Kiedy znaleźli się w środku, dziewczynę przykuto łańcuchem do łóżka. Wstrząsały nią dreszcze i mdliło ją z przerażenia. Nagle usłyszała trzask uruchamianego magnetofonu. Z głośników popłynęły słowa, Cynthia rozpoznała głos mężczyzny.

- Od tej pory jesteś naszą seksualną niewolnicą. Będziesz robić to, co ci każę. Będziesz spełniać wszystkie moje zachcianki. Będziesz torturowana na wiele różnych sposobów. Spodziewaj się gwałtów, seksu ze zwierzętami...

Nagranie trwało około dwudziestu minut. W tym czasie strach Cynthii stał się nie do zniesienia. Dziewczyna wiła się i szarpała, próbowała krzyczeć. W pewnym momencie jej ciało przebiegły drgawki. Zastygła w bezruchu, wsłuchana w głos oprawcy.

- ...twoja poprzedniczka nie przeżyła. Ty też umrzesz.

Dobry Boże - pomyślała Cynthia. - A więc nie jestem pierwsza. Ile osób słyszało te słowa przede mną?

Taśma się zatrzymała. Zapadła cisza.

Ale spokój nie trwał długo. Porywacze nie zamierzali zostawić swojej ofiary samej. Zaczęli realizować wcześniejsze groźby. Cynthia została podłączona do urządzenia, które boleśnie raziło ją prądem. W tym samym czasie była brutalnie gwałcona przy użyciu sztucznych penisów o różnych kształtach i rozmiarach. Okładali ją pejczami, bili po piersiach i naciągali sutki do granic możliwości. Mężczyzna robił z nią rzeczy, które zdrowemu człowiekowi trudno sobie wyobrazić.

Dziewczyna nie miała już siły się bronić, kiedy oprawca oświadczył:

- To dopiero początek. Kiedy będziesz gotowa, trafisz do drugiej przyczepy, w której doświadczysz naprawdę strasznych przeżyć... jeśli wytrzymasz.

Cudem uratowana

Cynthia spędziła w niewoli trzy najkoszmarniejsze dni swojego życia. Pragnęła w tym czasie wolności albo śmierci, niczego więcej. To pierwsze wydawało się niemożliwe. Pomieszczenie było doskonale zabezpieczone. Poza tym niemal stale pozostawała "pod opieką" swoich oprawców, którzy nie pozwalali jej nawet na chwilę wytchnienia. Kiedy kobieta i mężczyzna wychodzili z pokoju, włączali taśmę: zarejestrowany na niej głos malował przed nią wizje kolejnych kręgów piekła, do których wkrótce zostanie zaprowadzona. Śmierć też wydawała się odległa. Wprawdzie dziewczynę poddawano wymyślnym torturom, ale para sadystów dbała o to, aby zbyt szybko jej nie wykończyć. Świetnie się nią bawili. Miała żyć i dawać im rozkosz, dopóki się im nie znudzi.

Nie wierzyła już w świat bez cierpienia. Ból przenikał każdy zakątek ciała, palił żywym ogniem. Czuła się poniżona, zbrukana. Wiedziała, co znaczy być źle traktowaną przez mężczyznę, ale to, czego doświadczyła w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin, było koszmarem, z którego nie potrafiła się obudzić. Z każdą minutą traciła nadzieję na to, że zobaczy jeszcze swoich znajomych, zakocha się, założy rodzinę. Nie spodziewała się, że ujdzie z życiem.

Cynthia była kompletnie załamana, na skraju szaleństwa, kiedy nieoczekiwanie pojawiła się szansa na ratunek. Mężczyzna opuścił dom, zostawiając ją pod opieką swojej partnerki. Ta niespodziewanie wyszła na chwilę do innego pokoju.

Dziewczyna, ledwo żywa z wycieńczenia, z wysiłkiem uniosła głowę. I zesztywniała, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Tak bardzo dbający o każdy szczegół oprawcy zostawili klucze do kajdan w zasięgu jej ręki!

Nie traciła czasu na myślenie. Rzuciła się w kierunku stołu. Drżącymi dłońmi wsadziła kluczyk do zamka. Usłyszała charakterystyczne trzaśnięcie i poluzowany łańcuch, którym była wcześniej przytwierdzona do słupka przy łóżku, opadł na podłogę. Przez chwilę się wahała - od razu uciekać czy najpierw zadzwonić na policję? Uznała, że drugie wyjście jest rozsądniejsze. Nawet gdyby znowu ją złapali, na miejsce przyjedzie wezwany patrol.

Podeszła do telefonu i w tym samym momencie poczuła mocne uderzenie w tył głowy. To wspólniczka kata z wściekłością rzuciła w nią nocną lampką. Pod Cynthią ugięły się kolana, ale instynktownie sięgnęła w stronę poukładanych na stole narzędzi tortur. Chwyciła szpikulec do lodu i wycelowała w pierś szarżującej kobiety. Ta, przestraszona, zatrzymała się i cofnęła. Dziewczyna nie przejmowała się tym, że ma na sobie tylko obrożę i łańcuch. Wybiegła z przyczepy, krzycząc przeraźliwie. Pognała w kierunku pustyni, nie zważając na ból. Przecież desperacko walczyła o życie. Niespodziewana nadzieja dodawała jej sił.

Nie od razu udało jej się znaleźć pomoc. Kierowcy dwóch przejeżdżających samochodów przestraszyli się posiniaczonej, nagiej kobiety, która nagle wybiegła z pustkowia. Zamiast się zatrzymać, dociskali pedał gazu i znikali na horyzoncie. Cynthia znowu została sama. Przeklinała tych tchórzy, zwłaszcza że niemal czuła na sobie oddech pościgu, wiedziała, że dopóki nie dotrze do ludzi, nie będzie bezpieczna. Biegła więc nadal, zdając sobie sprawę, że nawet minuta odpoczynku może się dla niej skończyć powrotem do tego ziemskiego piekła. Wolała umrzeć niż tam znowu trafić.

W końcu zdołała dobiec do jakiegoś domu. Wbiegła do środka i zaczęła błagać właścicielkę o pomoc. Chwilę później w okolicy rozległo się wycie syren, na miejscu pojawiła się policja. Cynthia wreszcie poczuła się bezpiecznie, choć nadal z trudnością wierzyła, że to koniec jej koszmaru.

Wkracza policja

Kiedy dziewczyna trochę się uspokoiła, zaczęła odpowiadać na pytania funkcjonariuszy. Opisała im parę sadystów, wskazała drogę do miejsca, gdzie mieszkali i zrelacjonowała w skrócie wydarzenia ostatnich trzech dni. Natychmiast wysłano patrol, aby sprawdził jej rewelacje.

Dwie sąsiadujące ze sobą duże mieszkalne przyczepy należały do Davida Parkera Raya, który dzielił te pomieszczenia ze swoją przyjaciółką, Cynthią Hendy. Oboje byli w domu, kiedy przyjechała policja. Zostali natychmiast aresztowani.

Podczas gdy przewiezieni na posterunek Ray i Hendy zgodnie zaprzeczali słowom swojej ofiary, policja przeszukiwała ich mieszkanie na kółkach. Nawet najbardziej doświadczeni funkcjonariusze nie byli w stanie zapanować nad emocjami. To, co zobaczyli, przypominało scenografię z horroru. Na ścianach wisiały zdjęcia torturowanych kobiet i rysunki przedstawiające różne techniki znęcania się nad ludźmi oraz lalki w pozach rodem ze snu sadomasochisty. Wszędzie walały się olbrzymie sztuczne penisy, na stołach stały pudła z narzędziami medycznymi, w tym ginekologicznymi, chirurgicznymi i strzykawkami, a także haki, pasy, pejcze, łańcuchy i urządzenia do rażenia prądem. Na tle tych narzędzi sadomasochistyczne gadżety z sex-shopów, których także nie brakowało, wydawały się niewinnymi ozdobami.

Ale same akcesoria, choć działające na wyobraźnię, to nie wszystko. Policjanci znaleźli również taśmę magnetofonową, o której opowiadała uwięziona kobieta, a także coś, co naprawdę nimi wstrząsnęło - zdjęcia i kasety wideo z zapisami sadystycznych sesji Raya.

- Nie zdawałem sobie sprawy, jakie to wszystko jest straszne, dopóki nie zobaczyłem nagrań z maltretowanymi kobietami. Nie byłem w stanie tego oglądać - przyznał w jednym z wywiadów Vernon J. Geberth, emerytowany nowojorski policjant, specjalista od spraw okrutnych zabójstw, autor wielu cenionych opracowań na ten temat, m.in. "Życie płciowe a popełnianie morderstw", w której pisze o Rayu.

W swojej książce Geberth wspomina, że w domu zwyrodnialca znaleziono egzemplarz kontrowersyjnej powieści Bretta Eastona Ellisa zatytułowanej "American Psycho" i opowiadającej o psychopatycznym mordercy. Ray stworzył też własne dzieło - mrożący krew w żyłach zbiór reguł obowiązujących w relacjach z seksualnym niewolnikiem. Doradzał w nim m.in., aby ciało i umysł ofiary utrzymywać w ciągłym napięciu za pomocą tortur fizycznych i - równie ważnych - psychologicznych.

Wśród kilkunastu technik prania mózgu wymieniał także nagradzanie. Drobne przywileje miały na celu zbić z tropu więzioną kobietę i uczynić ją całkowicie podatną na rozkazy.

Władca podziemi

David Parker Ray dawał swoim ofiarom do zrozumienia, że jest wyznawcą szatana, jedną z sal tortur nazywał Norą Diabła. Kiedy do niej wchodził, sam stawał się bestią - lubił, gdy tytułowano go Władcą Podziemi. Dbał o pseudomistyczną otoczkę swoich perwersyjnych działań, ale trudno powiedzieć, czy wierzył w swoje słowa, czy był to kolejny psychologiczny zabieg mający złamać maltretowane kobiety. Najprawdopodobniej to drugie, bo w prywatnych rozmowach Ray zwykł mówić o urządzonej przez siebie izbie tortur "pudełko z zabawkami" (po angielsku: toy box). Przy czym w jego mniemaniu zabawkami były nie tylko pejcze, pasy i fotel ginekologiczny, ale także ludzie, nad którymi się znęcał.

Niedługo po tym, gdy nagłośniono sprawę cudem ocalonej Cynthii, na policję zgłosiła się inna kobieta, Angelica M., sąsiadka Parkera i Hendy. Twierdziła, że kiedy zajrzała do nich w połowie lutego tego samego roku, chcąc pożyczyć przyprawy, gospodarze przywitali ją z nożem i bronią palną w rękach. Na początku myślała, że to głupi dowcip, ale zmieniła zdanie, kiedy najpierw ją obezwładnili, a potem rozebrali. Kobiecie, podobnie jak innym ofiarom, założono na szyję stalową obrożę. Opisywane przez nią tortury przypominały sadystyczne praktyki z relacji uratowanej wcześniej dziewczyny: rażono ją prądem w najbardziej intymnych częściach ciała, Ray gwałcił ją i zmuszał do seksu oralnego.

Angelica M. utrzymywała, że udało jej się ubłagać oprawców, aby w końcu, po czterech pełnych udręki dniach, wypuścili ją na wolność. Wyrzucono ją z samochodu kilkadziesiąt mil od swojego domu. Błąkającą się po drodze w pobliżu autostrady kobietę znalazł przejeżdżający policjant. Podobno całą sprawę formalnie zgłoszono organom ścigania, ale z jakiegoś powodu nie doczekała się dalszego ciągu. Prowadzący śledztwo w sprawie Raya próbowali ustalić, dlaczego wcześniejsze o miesiąc wydarzenie nie zostało poważnie potraktowane przez miejscową policję, a podejrzani pozostali na wolności.

Wątpliwości nie przesłoniły jednak najważniejszego - historia Cynthii nie była odosobniona. Ray dręczył i zabijał ludzi już wcześniej.

Pomagała mu córka

Rayowi i Hendy postawiono w sumie ponad trzydzieści zarzutów. Oboje zdawali sobie sprawę, że nie mają najmniejszych szans na to, aby ominęła ich kara. Ale gra się wcale nie skończyła. Teraz stawką był jak najniższy wyrok.

Hendy wiedziała, że jest w lepszej sytuacji. Wprawdzie uczestniczyła w wielu sadystycznych sesjach, ale to nie ona była ich organizatorką. Kobieta, której przyglądanie się poczynaniom oprawcy sprawiało przyjemność, postanowiła dogadać się z policją i zaczęła mówić. Podczas przesłuchań wyznała, że jej partner zamordował czternaście kobiet. Twierdziła, że część ciał utopił w pobliskim jeziorze Elephant Butte (specjalnie rozcinał im brzuchy, aby łatwiej zanurzały się w wodzie), inne porzucił w nieuczęszczanych wąwozach albo zakopał na pustyni. Zeznała też, że w jednym z zabójstw brał udział inny mieszkaniec Truth Or Consequences, Dennis Roy Yancy.

Ciarki na plecach śledczych wywołała jednak inna informacja. W sprawę zamieszana była jeszcze jedna kobieta: Glenda Ray, córka Davida Parkera Raya. To ona pomogła mu porwać przynajmniej jedną ofiarę - Marie Parker, matkę dwojga dzieci, która została później uduszona przez Yancy'ego.

Później pękł Dennis Yancy. Młody mężczyzna przyznał, że uczestniczył w sadomasochistycznych orgiach. Utrzymywał przy tym, że kobiety, nad którymi znęcał się Ray, zgadzały się na to, a on sam nie znał Marie Parker. Tymczasem z prasowych doniesień można się dowiedzieć, że był wcześniej związany z tą kobietą. To on pomagał zwabić ją do przyczepy Raya, wiedział też, co przechodziła przez następne dni. Mało tego. Kiedy dziewczyna została już przez Parkera "zużyta", na polecenie "Władcy Podziemi" udusił ją, a potem pomógł pozbyć się ciała. W sprawie pojawiły się kolejne wątki i podejrzani, a Cynthia Hendy osiągnęła swój cel - zamiast kilkudziesięciu zarzutów usłyszała zaledwie pięć.

Seks, tortury i wideo

Mniej więcej w tym samym czasie miał miejsce kolejny przełom w śledztwie. Na policję zgłosiła się kobieta, która przeczytawszy w gazecie o mordercy z Nowego Meksyku, rozpoznała na przedrukowanych kadrach z filmu wideo Raya Marthę S., żonę swego syna. Przypomniała sobie, jak przed kilku laty synowa zniknęła bez śladu na trzy dni. Kiedy wróciła, była w takim stanie, że rodzina podejrzewała ją o przedawkowanie narkotyków - nie dało się z nią nawiązać normalnego kontaktu.

Policja natychmiast sprawdziła te informacje. Okazało się, że są prawdziwe. Kobieta, która znalazła się na makabrycznej kasecie wideo, została odnaleziona. Martha S. podczas dramatycznych wydarzeń w Truth Or Consequences była prawdopodobnie naszpikowana narkotykami albo po prostu wyparła z pamięci to, czego musiała doświadczyć, bo jej relacja zawierała dużo luk. Pamiętała jednak Raya i jego córkę oraz to, że przez kilkadziesiąt godzin była przez nich okrutnie wykorzystywana seksualnie. Jej zeznania, wraz z wcześniejszymi rewelacjami Hendy, pozwoliły policji zatrzymać Glendę Ray, której postawiono zarzut porwania i torturowania. Za zbrodnie popełnione w okolicach Truth Or Consequences miały więc w sumie odpowiedzieć cztery osoby.

Najważniejszy był oczywiście proces pana i władcy Nory Szatana. Ten jednak nie miał zamiaru szybko oddać się w ręce sprawiedliwości. Kiedy 28 marca 2000 roku - niemal dwanaście miesięcy po ucieczce jednej ze swoich ofiar - Ray pojawił się w budynku sądu, nagle poczuł się źle i zasłabł. Obrońca stwierdził wówczas, że jego klient dostał zawału serca. Terminy kolejnych rozpraw kilkakrotnie przekładano, z różnych powodów.

Kiedy w końcu udało się postawić Raya przed sądem, pierwsza z trzech toczących się przeciw niemu spraw - dotycząca kobiety zarejestrowanej na kasecie wideo - zakończyła się porażką oskarżycieli. Głównie z powodu braku twardych dowodów. Zeznania mało wiarygodnej, niestabilnej emocjonalnie ofiary zostały odebrane jako niespójne, nie wszyscy też dali się przekonać, że Ray działał wbrew jej woli. Ostatecznie przysięgli nie doszli do porozumienia, ale zdecydowano, że proces będzie powtórzony.

Zgwałcony diabeł

Kolejny proces rozpoczął się w kwietniu 2001 roku. Oskarżyciele wezwali tych samych świadków, ponownie zeznawać musiała także Martha S., już wówczas dwudziestopięciolatka, która trzy lata wcześniej została porwana przez Raya. Tym razem jej relacja okazała się bardziej szczegółowa, powtarzały się też w niej znajome wątki: kobieta przez cały czas była naga, prowadzano ją na smyczy, gwałcono i rażono prądem; podobnie jak dwie inne więzione niewolnice, mówiła o dwóch przyczepach i zarazem salach do zadawania tortur.

Podczas jednej z rozpraw pokazano kasetę wideo, na której zarejestrowano, jak Ray znęca się nad dwudziestodwuletnią wówczas dziewczyną. Ofiara, która po raz kolejny przeżywała tę samą traumę, była załamana.

Natomiast Ray nie tracił rezonu i popisywał się przed mediami.

- Czuję się, jakbym został zgwałcony - miał powiedzieć podczas wywiadu dla stacji telewizyjnej KOB-TV. - Dawałem przyjemność kobietom, które i mnie obdarzały rozkoszą. Nie robiłem nic, czego nie chciały.

Zawartość makabrycznych kaset wideo nazwał z kolei filmami przeznaczonymi dla dorosłego widza, które nakręcił dla własnej rozrywki. Tymczasem w czerwcu ruszył następny proces, ale Ray myślał tylko o tym, jak uwolnić od zarzutów córkę. Podobnie jak wcześniej Cynthia Hendy i on zdecydował się pójść na układ. Przyznał się do winy, oczekując w zamian łagodnego potraktowania swojego dziecka. Dostał to, czego chciał. Glenda Ray została skazana tylko za porwanie i otrzymała bardzo niski wyrok - pięć lat kuratorskiego nadzoru.

Trudno powiedzieć, czy przyznanie się do winy wynikało z rzeczywistej potrzeby (byli i tacy, którzy widzieli w tym dowód jego nawrócenia), czy z czystej kalkulacji. Raczej chodziło o to drugie, biorąc pod uwagę fakt, że jakiś czas potem Ray próbował odwołać swoje słowa, wyjaśniając je chwilową niepoczytalnością, wynikającą ze złego stanu zdrowia.

Głos zabiera sąd

Chociaż sadysta z Truth Or Consequences bywa nazywany Mordercą z Pudełka z Zabawkami, tak naprawdę w całej sprawie tylko jedna osoba została skazana za zabójstwo i nie był nią wcale Ray, ale Dennis Roy Yancy. Za uduszenie Marie Parker dostał dwadzieścia lat. Cynthia Hendy, która, jak donosiła m.in. CNN, przyznała jednemu ze znajomych, że współpracowała z sadystycznym oprawcą dla zastrzyku adrenaliny - zaledwie trzydzieści sześć (groziło jej niemal dwieście lat odsiadki).

Rayowi, podejrzewanemu o spowodowanie śmierci nawet sześćdziesięciu osób, nie udowodniono żadnego zabójstwa. Choć Hendy powiedziała policji, że jej partner zamordował przynajmniej czternaście kobiet, żadnego z ciał nigdy nie odnaleziono. Mimo ponad tysiąca dowodów, które udało się zgromadzić w Norze Szatana, większość zarzutów postawionych czwórce sadystów z Truth Or Consequences dotyczyła porwań, gwałtów i tortur, a nie morderstw.

Niektóre źródła twierdzą, że policja wciąż nie ujawniła wielu szczegółów związanych z wydarzeniami w Nowym Meksyku. Powody były przynajmniej dwa: niespotykana drastyczność praktyk Davida Parkera Raya i jego wspólników oraz troska o dobro ujawnionych i nadal jeszcze nieujawnionych ofiar sadystów z nowomeksykańskiego miasteczka. A jednak Ray wciąż uważany jest przez specjalistów za jednego z najgorszych zwyrodnialców, jacy kiedykolwiek chodzili po ziemi. Michael Stone, amerykański psychiatra, od trzydziestu lat badający przypadki psychopatycznych morderców, nie bez powodu zalicza go do ścisłej światowej czołówki. W wywiadzie dotyczącym głośnej w ostatnich miesiącach sprawy Josefa Fritzla, który więził własną córkę i spłodził z nią kilkoro dzieci, Stone stwierdza, że Austriak wypada blado przy innych zbrodniarzach-zboczeńcach. Zapytany przez dziennikarza o to, kto w takim razie jest gorszy, psychiatra nie waha się ani przez chwilę:

- David Parker Ray ze swojej przyczepy w Nowym Meksyku stworzył prawdziwą komorę tortur - z fotelem ginekologicznym, łańcuchami i pasami. Kiedy poznawał jakąś kobietę, zabierał ją do siebie, umieszczał na fotelu i włączał taśmę magnetofonową. Był na niej nagrany jego głos - tłumaczący ofierze, co mężczyzna za chwilę z nią uczyni. Już same te tortury psychiczne były czymś strasznym. Potem przystępował do rzeczy. Podłączał jej sutki do prądu i wkładał różne przedmioty do pochwy i odbytu - mówi w wywiadzie przedrukowanym w "Forum".

Stone, który wprawdzie nie poznał Raya, ale kilkakrotnie rozmawiał z Cynthią Hendy, źródeł sadyzmu "Władcy Podziemi" szuka w dzieciństwie.

- Ray jako dziecko był wykorzystywany z dużym okrucieństwem przez ojca alkoholika - tłumaczy.

David Parker Ray został ostatecznie skazany na dwieście dwadzieścia trzy lata więzienia. Nie odsiedział jednak nawet trzech. W 2002 roku, osiem miesięcy po ogłoszeniu wyroku, dostał kolejnego ataku serca. Tym razem nikt nie mógł mieć wątpliwości, że zawał był prawdziwy. Ray zmarł, pozostawiając po sobie wiele znaków zapytania.

Michał Raińczuk

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy