Polowanie na grindwale. Krwista tradycja na Wyspach Owczych

Ekolodzy nie szczędzą słów krytyki na temat tradycyjnych polowań Farerów / Martin Zwick /Getty Images
Reklama

Niewielki archipelag Wysp Owczych słynie z dziewiczych, skalistych krajobrazów. Położona na środku Oceanu Atlantyckiego kraina jest zamieszkana przez jeden z najmniejszych narodów na świecie – Farerów, których żyje tam niespełna 50 tysięcy. Reklamowane jako świetna alternatywa dla zadeptanej turystami Islandii czy Norwegii, Wyspy Owcze skrywają jeden krwisty sekret, który wychodzi co roku na jaw. Mowa o rytualnych polowaniach na grindwale, gatunek delfinowatych zamieszkujący północny Atlantyk.

Ekolodzy nie kryją swojej krytyki tej barbarzyńskiej, według nich, praktyce. W tym roku zaczęli ostrą ofensywę m.in. na Facebooku, publikując posty oskarżające Farerów o śmierć co najmniej dziesięciu grindwali podczas pierwszego tradycyjnego połowu.

Obrońcy tych morskich zwierząt twierdzą, że co roku jest zabijane przynajmniej kilkaset grindwali, które następnie są rozdzielane pomiędzy mieszkańców i spożywane podczas rodzinnych posiłków. Najbardziej zwyczaj jest kultywowany w północnej części archipelagu, m.in. w malowniczym Klaksvik.

Organizacja Blue Planet Society zorganizowała nawet specjalną petycję, aby zaprzestać tej tradycyjnej praktyki. Podpisało ją już niespełna pół miliona osób.

Reklama

Ekolodzy argumentują swoje działania tym, że na sąsiednich archipelagach od dawna jest już zabronione polowanie na grindwale. Na Szetlandach zabroniono tej praktyki w 1928 roku, a Orkadach 1889 roku. Wyspy Owcze są obok Norwegii, Japonii i Islandii największymi sprawcami śmierci nawet do 40 tysięcy waleni, licząc od 1986 roku, kiedy zakazano komercyjnych połowów na te zwierzęta.

Co na to wszystko sami Farerowie?

Mieszkańcy Wysp Owczych dzielnie bronią swojej tradycji, uznając, że czynią to w sposób zrównoważony. Szacuje się, że w wodach północnego Atlantyku żyje 778 tysięcy grindwali, z czego 100 tysięcy w okolicach archipelagu, a co roku zabijane jest jedynie 800.

Tradycja polowania na grindwale sięga kilkuset lat, kiedy bardzo trudno było o bogate w składniki odżywcze pożywienie. Klimat Wysp Owczych oraz górzysta rzeźba terenu nie sprzyjają rolnictwu. Na wyspach nie rosną naturalnie żadne lasy. Natomiast mięso i tran z grindwali okazały się dobrze spełniać zapotrzebowanie mieszkańców nordyckiej krainy.

Strona Organizacji Turystycznej Wysp Owczych również broni zasadności tej tradycji. Jak możemy tam przeczytać: "Jak to miało miejsce przez wiekami, wielorybnictwo nadal występuje na Wyspach Owczych. Farerowie jedli mięso grindwala i tran, odkąd po raz pierwszy osiedlili się tutaj ponad tysiąc lat temu. Dziś, podobnie jak w przeszłości, polowanie na walenie nie jest komercyjne. Wydarzenie otwarte jest dla wszystkich i regulowane przez prawo krajowe."

Ekolodzy jednak nie ustępują. Kolejnym ich argumentem jest to, że w mięsie olbrzymich ssaków morskich znajduje się dużo... rtęci. Nauka potwierdza, że dłużej żyjące w wodzie zwierzęta mają zdolność do akumulacji większych ilości tego trującego pierwiastka.

Podobne wnioski wysnuto w przypadku łososia, którego ponad miarowa konsumpcja może być toksyczna dla człowieka. Duże stężenie spożywanej rtęci uznaje się jako jedną z przyczyn choroby Parkinsona, choroby Alzheimera, autyzmu, depresji i stanów lękowych.

Jaka będzie przyszłość farerskiej tradycji?

Kontrowersyjny zwyczaj nadal jest kultywowany na wyspach, chociaż niewykluczone, że w dalszej lub bliższej przyszłości tradycyjne polowania na grindwale zostaną albo zabronione odgórnie przez organizacje międzynarodowe, albo stracą na popularności w wyniku negatywnej promocji oraz spadku zainteresowania mięsem grindwali.

Wg PETA, konsumpcja mięsa grindwali jako tradycja już dawno minęła. Zaledwie 17% Farerów przyznaje się, że regularnie jada mięso i tran z tych morskich ssaków. 

Jakub Zygmunt

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wyspy Owcze | tradycja | ciekawostki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy