Odkrywcy zapomnianych miast

Fascynują ich odrapane ściany, puste hale fabryczne, ruiny szpitali, hoteli i nieużywane od lat tunele metra. Miłośnicy Urban Exploration twierdzą, że szukają piękna w miejscach dawno wyrzuconych poza granice naszej świadomości.

Na czym polega Urban Exploration, czyli eksploracja miejska, nazywana też w skrócie urbex lub UE?

- To dosyć dziwna rozrywka, posiadająca jednak spory magnetyzm i zdolność przyciągania rozmaitych ludzi, których nie sposób upchać w jeden profil psychologiczny - wyjaśnia w jednej ze swych książek Neil Gaiman, angielski pisarz, scenarzysta i autor komiksów.

Gailman dzieli urbex na twardy i miękki.

- Różnice, według których ja dokonuję zwykle podziału, pojawiają się w momencie wejścia na teren miejsca. Preferujący Urbex miękki załatwiają rozmaite zgody, stosują przekupstwa, czy też podstępy, by wejść legalnie, zaś zwolennicy twardej odmiany, nie owijając w bawełnę, zwyczajnie się tam włamują - tłumaczy. Bo opuszczone budynki działają na eksploratorów jak magnes.

Jest jeszcze tzw. infiltracja, czyli wizyty w budynkach, które są aktualnie używane, ale posiadają strefy do których nie wolno wejść osobom postronnym - maszynownie, dachy, szyby wind itp. To także część miejskiej eksploracji, choć - przynajmniej w Polsce - zdecydowanie mniej popularna.

Podziemna planeta

Na całym świecie działają mniej lub bardziej formalne grupy, dla których tabliczki "zakaz wstępu" albo "uwaga, strefa niebezpieczna" są niczym innym, jak pisemnym zaproszeniem do sprawdzenia, co kryje się za zdewastowanymi drzwiami, albo na wpół rozebranym ogrodzeniem.

Za pierwszą osobę, która zainteresowała się tak niecodziennym odkrywaniem przestrzeni miejskiej uważa się jednego z mieszkańców Paryża. Zapamiętano go ze względu na pewien wyczyn. W latach 70-tych przeszedł na linie między wieżami najsłynniejszej katedry - Notre Dame.

Kilkanaście lat później zaczęły powstawać pierwsze zorganizowane grupy. Eksploratorzy nieraz zapuszczali się w miejsca, których nie nasiono na żadne mapy. Tak było z Rosjanami, którzy podczas jednej z wypraw odkryli... dodatkową linię metra. W razie zagrożenia, umożliwiała ewakuację z Kremla...

W Moskwie, za odpowiednią opłatą, wciąż można zresztą odbyć wycieczkę do takich tuneli, z grupą, zwaną "Diggers of the Underground Planet".

Miłośnikiem zwiedzania niekończących się tuneli metra był także Kanadyjczyk Jeff Chapman, zwany Ninjalicious. Swoje wędrówki po Toronto opisywał w latach 90-tych w zinie (niezależne, niskonakładowe czasopismo tworzone dla i przez pasjonatów danego tematu) "Infiltration", z wiele mówiącym podtytułem - "o odwiedzaniu miejsc, które nie są do tego przeznaczone".

Miasto duchów

Oprócz tzw. tuneli tanzytowych, czyli właśnie metra i kolei, do ulubionych, wręcz kultowych miejsc eksploracji miejskiej należą katakumby. Najsłynniejsze, paryskie, to ciągnące się pod miastem korytarze - pozostałość po kamieniołomach, w których w XVIII i XIX wieku grzebano zmarłych. Podobne atrakcje, choć na mniejszą skalę, zapewnia Rzym i Neapol. Eksploratorzy uwielbiają też stare hotele i szpitale, szczególnie... psychiatryczne.

W Stanach i Australii popularny jest draining, czyli wchodzenie do kanałów burzowych. Jednak wielu eksploratorów marzy o wyprawie do tzw. Zony, zwanej "miastem duchów", czyli wydzielonej strefy zamkniętej o promieniu30 km, w której czas zatrzymał się w kwietniu 1986 roku, po katastrofie elektrowni jądrowej im. Lenina w Czarnobylu. Nie trudno zresztą znaleźć w sieci oferty wyjazdów do Prypeci. Ci, którym się to udało, w internetowych galeriach pokazują zdjęcia pokrytych kurzem wnętrz, pełnych porzuconych w pośpiechu przedmiotów.

Stoją, świecąc pustkami

A w Polsce?

- Mieliśmy wspaniałe dla rozwoju polskiego "nowoczesnego" przemysłu czasy zwane PRL - em. Wtedy powstały fabryki, magazyny, silosy, szpitale, obiekty wojskowe, domy, czego dusza zapragnie - trzeba tylko dobrze szukać - przekonuje "Pałasz", który jest fascynatem miejskiej eksploracji.

- Z grupą przyjaciół trafiliśmy na zdjęcia różnych opuszczonych obiektów w Poznaniu. Bardzo chcieliśmy zobaczyć je "na żywo", zresztą dręczyło nas pytanie, gdzie one się mieszczą, bo mieszkamy w Poznaniu od zawsze, a nie mieliśmy pojęcia o ich istnieniu - przyznaje.

Szczególnie zapamiętał eksplorację dawnego szpitala psychiatrycznego w podpoznańskich Owińskach, który od kilkunastu lat stoi pusty.

- Budynki powstałe w 1868 roku przytłaczają rozmiarem i architekturą. Jeśli ktoś nie zna historii tego miejsca, mógłby pomyśleć, że to jakiś klasztor. Jest tam wielka pralnia, napędzana maszyną parową, która znajdowała się w osobnym budynku, stołówka i antresola - jak zazwyczaj w starych szpitalach - skąd można było oglądać to, co działo się na dole - opowiada "Pałasz".

- Takich miejsc w Radomiu jest mnóstwo - pisze na jednym z forów poświęconych miejskiej eksploracji "Jose".- Stoją, świecąc pustkami lub kikutami żałośnie wyglądających drutów. Jest u nas nawet ulica z 1905 roku, przy której mieściło się kiedyś mnóstwo zakładów, teraz to wymarła dzielnica - dodaje.

"Pałasza" zafascynowała także wyprawa do Elektrowni Jądrowej Żarnowiec.

- Nie można tam wchodzić, telewizja i wszelkie media mają zakaz rejestracji audio i video. Głosy mew latających pomiędzy tonami betonu i stali zostały mi w pamięci na długo - mówi. - To naprawdę szokujące miejsce, ale i niebezpieczne pod względem technicznym - można wpaść w dziury w konstrukcjach - ostrzega.

Latarka i dobre buty

- Zdarza się, że trzeba chodzić kilka godzin w ciężkim terenie. Zwykle takie budynki znajdują się w okolicach miast, ale zdarzają się i w centrach, np. młyny, wieże ciśnień, stare dworce kolejowe - pisze na innym forum "TR".

Niektóre budynki są zabezpieczone przed wejściem niepowołanych osób przez czujniki ruchu i ochronę. Inne są dosyć łatwo dostępne, co nie znaczy, że wchodząc do nich, eksplorator nie naraża się na ryzyko.

- Powiem wprost - jeśli chcesz się bawić, imprezować, to po co robić to w takim miejscu? Oczywiście, zdarzają się wypadki. Kilka miało miejsce m. in. na terenie poznańskiego Budomelu - wspomina "Pałasz". Budomel to nieukończony hotel, którego budowę rozpoczęto w latach 70-tych. Ostatnie prace prowadzono w nim w 1983 roku. Potem inwestor... uciekł z pieniędzmi za granicę, pozostawiając obiekt, który z czasem popadł w ruinę.

- Byłem tam w nocy, w dzień i nic mi się nie stało. Widziałem dużo bardziej niebezpieczne budynki. Trzeba pamiętać o tym, po co się tam idzie - cały czas mieć głowę na karku i uważać - radzi "Pałasz". - Poza tym nie zajmujemy się wspinaczką, ani innymi sportami ekstremalnymi - zaznacza. Oczywiście, istnieje jeszcze ryzyko, że eksploratorzy zostaną złapani przez ochronę.

- Nie raz zdarzało nam się tłumaczyć przed ochroniarzami, dlaczego "wtargnęliśmy" na teren prywatny, ale co zrobić, jak się to bardzo lubi? - zastanawia się "Pałasz".

Podstawowe wyposażenie eksploratora to mocne, odporne na ciecze i szkło buty, długie spodnie i długi rękaw.

- Zdarza się poobdzierać nogi i inne części ciała. Dlatego przydadzą się plastry i woda utleniona. Warto mieć przy sobie latarkę. Zawsze, nawet, gdy wchodzimy do jakiegoś budynku w samo południe - wylicza "Pałasz". - No i aparat fotograficzny - dodaje.

Wyznawcy Tajemnicy

Większość eksploratorów pasjonuje się fotografią albo sztuką graffiti.

- Fotografia jest częścią składową Uex'u, lecz nie jego priorytetem. Tym, co uzależnia, jest magia miejsc. Jednych przyciąga możliwość przespacerowania się po suwnicy, czy wspięcia się na komin, innych cisza, spokój, atmosfera. A wszystkich łączy zamiłowanie Tajemnicy. Tajemnicy, która jest wabikiem, jaki "zarzucają" miejsca, by przyciągnąć nieświadomych "wyznawców" - pisze Neil Gaiman.

- Wchodzisz do środka i zadajesz pytania... Jak już wejdziesz i widzisz ogrom obiektu, np. fabryki, to po prostu w głowie ci się nie mieści, ile ludzie włożyli w niego pieniędzy, serca, pracy własnych rąk. A teraz to wszystko popada w ruinę, stoi opustoszałe albo mieszkają tam bezdomni - mówi "Pałasz".

- Poraża nas to, że ludzie są w stanie nagle zostawić to wszystko, nie wynosząc nawet stamtąd własnych rzeczy... Ale dzięki temu, odnajdujemy np. stare kartoteki, maszyny i inne przedmioty - dodaje.

Gaiman podkreśla, że niezależnie od różnic, ludzie uprawiający urbex kierują się kilkoma zasadami: nie kradną, nie niszczą i - co sprawia, że często są niezrozumiani przez społeczeństwo - nie podają do ogólnej wiadomości umiejscowienia i sposobów wejścia do obiektów.

- Dzięki fotografii dzielą się z możliwie najszerszym gronem swoimi osiągnięciami, ogromną rolę w tym ostatnim odgrywa internet - zwraca uwagę pisarz.

Czego, oprócz tematów fotograficznych szukają wśród ruin?

- Ten, kto wkroczył w tą rzeczywistość, brodząc w pyle, dłońmi czytając ekstatyczne obrazy, tuląc się do kabli i sprzętów - staje się wolny - odpowiada na jednym z forów "Holand".

Joanna Dolna

(Zdjęcia autorstwa "Pałasza" pochodzą ze strony www.urbanexploring.pl. Wykorzystywanie bez zgody autora - zabronione.)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: budynki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy