​Nowy Jork nie może spać. "Jesteśmy na skraju wytrzymałości"

W Nowym Jorku syreny wyją całą dobę, co doprowadza mieszkańców do szaleństwa /Getty Images
Reklama

Nowy Jork to miasto najbardziej dotknięte epidemią koronawirusa w Stanach Zjednoczonych. Oprócz oczywistych skutków pandemii, w mieście pojawił się jeszcze jeden problem, który doprowadza mieszkańców do szaleństwa. To syreny wyjące 24 godziny na dobę, przed którymi nie ma żadnej ucieczki. - Czy ktoś może to zatrzymać? - pytają zdesperowani nowojorczycy w mediach społecznościowych.

W tym momencie oficjalna liczba zmarłych na COVID-19 w Nowym Jorku przekroczyła 1500, ale podawanie konkretnych danych mija się celem, bo każdego dnia wyniki rosną i statystyka nawet sprzed kilku godzin może być nieaktualna.

Z powodu epidemii cierpią jednak nie tylko sami zakażeni. Wszyscy mieszkańcy Wielkiego Jabłka, czy tego chcą czy nie, muszą brać udział w tej nierównej walce. - Syreny wyją dzień i noc. Zamknięcie okien nic nie daje - piszą czytelnicy “New York Post" na fejsbukowym profilu wydawnictwa. - Człowiek ma wrażenie, że jest w samym sercu wojny. Czy ktoś może to zatrzymać?

Reklama

Mieszkańcy amerykańskiej metropolii mają wyjątkowo złe wspomnienia z dźwiękiem syren roznoszącym się po ulicach. Trauma po 11 września 2001 nawet po tak długim czasie jest nadal żywa, więc skojarzenia z tamtą tragedią nasuwają się same.

Niektórzy piszą o tym, że są już na skraju wytrzymałości, ciągłe wycie ambulansów sprawia, że nawet na chwilę nie mogą zapomnieć o szalejącej w mieście zarazie. Sygnały dźwiękowe przypominają o tym, że w każdym momencie w szpitalach i w domach umierają ludzie. Część próbuje wspierać się w mediach społecznościowych, przyznając, że obawia się załamania nerwowego. Wielu ma problemy z zasypianiem.

- W Nowym Jorku zawsze było dużo wypadków i radiowozy, wozy strażackie czy karetki były częstym widokiem - czytamy w jednym z komentarzy. - Ale nie aż tak częstym. Ten hałas jest nie do zniesienia, nie można się wyłączyć nawet na moment.

Wszystkie rozmowy telefoniczne, telekonferencje czy lekcje online odbywają się przy akompaniamencie syren w tle. Ale to nie tylko dyskomfort - upiorna kakofonia sprawia, że nowojorczycy, tak jak podczas ataków na wieże World Trade Center, czują się bezsilni, a każdy przejeżdżający ambulans nasuwa myśl, że tym razem to może być ich znajomy, kolega z pracy albo ktoś z rodziny.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy