Nieludzka kara śmierci

18 czerwca br. w amerykańskim stanie Utah odbyła się pierwsza od 14 lat egzekucja przez rozstrzelanie. Skazany Ronnie Lee Gardner odrzucił, uznawane za bardziej humanitarne, podanie zastrzyku z trucizną. Poniżej wyjaśniamy dlaczego.

Podczas egzekucji z wykorzystaniem śmiertelnego zastrzyku skazanego przypina się pasami do specjalnego łóżka. Następnie technicy umieszczają w żyle wenflon, przez który trucizna dostaje się do krwi. Więźniowi podaje się trzy trujące substancje (usypiający tiopential, zwiotczający mięśnie pavulon i chlorek potasu zatrzymujący akcję serca). Zgon następuje po kilku minutach od podania. Tak, według zwolenników kary śmierci, wygląda przebieg modelowej egzekucji. Okazuje się jednak, że krótka i bezbolesna śmierć nie zdarza się za często...

Zabij się sam

W trakcie podawania zastrzyku z trucizną, który miał zastąpić egzekucje na krześle elektrycznym, często pojawiają się problemy. 24 stycznia 1992 roku lekko upośledzony Rickey Ray Rector musiał pomagać technikom w znalezieniu odpowiedniej żyły, do której miała być podana trucizna. Tak samo zachował się Stephen Peter Morin, stracony 13 marca 1985 roku, który po 45 minutach wskazał najlepszą, jego zdaniem, żyłę. Osoby przygotowujące egzekucję tłumaczą, że skazańcy to często byli narkomani, którzy mają zniszczone naczynia i zrosty utrudniające podanie zastrzyku. W przypadku Raymonda Landry'ego (egzekucję przeprowadzono 13 grudnia 1988 roku), problemem nie były jednak słabe naczynia krwionośne, ale błąd technika, który źle podpiął przewody doprowadzające truciznę, przedłużając tym samym agonię skazanego o 14 minut.

Przedłużają cierpienie

Podobnie stało się 3 maja 1995 roku, kiedy umierał Emmitt Foster. Po 7 minutach od podania trucizny, gdy mężczyzna zwijał się w konwulsjach, ale nadal był przytomny, okazało się, że technicy za ciasno zapięli skórzany pas unieruchamiający ręce skazanego (trucizna nie mogła dostać się do żyły i gromadziła się w przewodzie). Kolejną osobą, której niepotrzebnie przedłużono cierpienia, był Angel Diaz, którego egzekucja odbyła się 13 grudnia 2006 roku. Po podaniu pierwszej dawki trucizny mężczyzna nadal żył, technicy podali więc drugą dawkę. Diaz umierał 34 minuty. Po egzekucji rzecznik prasowy więzienia twierdził, że trucizna nie zadziałała z powodu nietypowej choroby wątroby skazanego. Jednak sekcja zwłok, przeprowadzona przez dr. Williama Hamiltona wykazała, że pierwsza strzykawka przebiła żyłę na wylot, a trucizna wsiąkała w leżącą pod ręką Diaza chustkę.

Innowacyjna dłuższa śmierć

Jedną z ostatnich osób, którą próbowano uśmiercić przy pomocy potrójnego zastrzyku z trucizną, jest Romell Broom. 15 września 2009 toku mężczyźnie próbowano podać truciznę, jednak przez ponad 2 godziny technikom nie udało się znaleźć odpowiedniej żyły. Egzekucję bezterminowo przełożono.

8 grudnia 2009 roku, podczas egzekucji Kennetha Birosa, po raz pierwszy zastosowano nową metodę zabijania przy pomocy trucizny. Zamiast trzech zastrzyków podano jeden, zawierający tiopental. Substancja ta powoduje natychmiastową utratę przytomności, co, teoretycznie, pozwala zaoszczędzić cierpień skazanemu. Przeciwnicy metody twierdzą jednak, że utrata przytomności jest krótkotrwała, a śmierć może nastąpić nie przez zatrzymanie akcji serca, ale przez uduszenie spowodowane paraliżem mięśni. Jeden zastrzyk może też wydłużyć umieranie nawet do 30 minut.

Reklama

Śmierć na krześle

Kończyny skazanego przypina się do krzesła metalowymi obręczami, a korpus i głowę skórzanymi pasami. Na wygolonej głowie umieszcza się metalowy hełm, który razem z jedną z obręczy (najczęściej przypinającą nogę), pełni funkcję elektrody. Między metalem, a ciałem skazanego, umieszcza się mokrą gąbkę, która ma przyśpieszyć przepływ prądu. Modelowa egzekucja trwa od 5 do 15 sekund (przy napięciu ok. 2000 V). Zgon następuje po podaniu jednej serii prądu (w wyjątkowych przypadkach potrzeba dwóch serii), z powodu zniszczenia struktury mózgu. Tak oczywiście powinna przebiegać idealna egzekucja. A jak wygląda naprawdę?

Zapach ludzkiego mięsa

Podczas egzekucji na krześle elektrycznym często dochodzi do zapalenia ciała skazańca. Tak było 22 kwietnia 1983 roku, kiedy na krześle, zwanym w więziennym slangu Old Smokey (ang. Stary Dymek), znalazł się John Evans. Pierwsza dawka spowodowała zapalenie nóg, druga - brzucha. Zgon nastąpił po trzeciej, kiedy ciało Evansa było już w dużej mierze spalone. Podobna sytuacja miała miejsce 16 października 1985 roku podczas egzekucji Williama E. Vandivera, który zmarł dopiero po zaaplikowaniu pięciu dawek prądu o natężeniu 2, 3 tys. V. Adwokat skazanego, Herbert Shaps, powiedział po egzekucji, że widział gęsty dym unoszący się nad głową Vandivera i czuł zapach przypiekanego mięsa. Władze więzienia w oświadczeniu przyznały lakonicznie, że "nie wszystko poszło zgodnie z planem".

Dymiący mózg

Wysoki na 20 cm słup dymu unosił się też nad głową Jesse'a Josepha Tafero, który zmarł 4 maja 1990 roku. Zanim nastąpił zgon, zapaliła się głowa skazanego, co władze więzienie tłumaczyły zastąpieniem gąbki naturalnej syntetyczną. Podczas przeprowadzonych po egzekucji testów, polegających na wkładaniu do tostera obu rodzajów gąbek, okazało się, że syntetyczna jest też łatwopalna. Jeśli skazany nie umrze po pierwszej dawce prądu, należy odczekać przed podaniem drugiej. Alpha Otis Stephens, którego zabito 12 grudnia 1984 roku, po drugiej dawce prądu czekał 6 minut, żeby jego ciało ostygło, a lekarz mógł sprawdzić tętno. Po jego wykryciu podano trzecią, śmiertelną, dawkę.

Karę błogosławi Bóg

Władze stanów, w których wykonuje się kary śmierci przy pomocy krzesła elektrycznego, zdają sobie sprawę z niedoskonałości urządzenia. W 1999 roku zaprojektowano, specjalnie dla ważącego niemal 160 kg Allena Lee Davisa, nowe krzesło, które miało minimalizować cierpienia skazańca. Po podaniu pierwszej dawki prądu z ust skazańca wypłynęło sporo krwi, podobnie jak z klatki piersiowej. Kiedy do sieci wydostały się pośmiertne zdjęcia Lee Davisa, sędzia Justice Leander Shaw powiedział, że pokazują one "człowieka okrutnie torturowanego i zabitego przez mieszkańców Florydy". Odmiennego zdania był senator Ginny Brown-Waite, świadek egzekucji, który przyznał, że początkowo zszokował go wygląd Davisa, ale szybko uświadomił sobie, że krew na piersi zabitego układa się w kształt krzyża, co miało być znakiem od Boga, że ten popiera karę śmierci...

Wszystkie opisane wypadki pochodzą ze strony Death Penalty Information Center, a zostały zebrane przez Michaela L. Radeleta z Uniwersytetu Kolorado.

Katarzyna Pruszkowska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: egzekucja | zgon | nie żyje | trucizna | kara śmierci | kara
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama