"Nie" dla ulicznej nagości

Kiedy jakiś czas temu cała Polska nabijała się z posła Artura Zawiszy, który chciał karać panie w krótkich spódniczkach, przechadzające się wzdłuż dróg, ja również przyłączyłem się do chóru prześmiewców. Dziś zmieniłem zdanie...

Wróćmy jednak do początków maja. To, że ostentacyjnie klepałem się w czoło, nie wynikało jedynie z przekonania, że karanie roznegliżowanych panienek w żaden sposób nie przyczyni się do ukrócenia prostytucji - a o to ponoć panu Zawiszy chodziło. Mój śmiech był również wyrazem oburzenia, że oto znów mamy do czynienia z radosną twórczością jednego z polityków, o tyle niebezpieczną, że pozbawiającą nas, facetów, możliwości korzystania z bodaj największego bogactwa tego kraju. Niewiele nam bowiem w historii wyszło, ale w zamian Matka Natura obdarzyła nas najpiękniejszymi kobietami pod słońcem. Radość mamy z tego niesamowitą, zwłaszcza, gdy robi się ciepło, a panie raczą nas skrawkami swojej nagości - a to odsłoniętym udem, a to plecami, a to dekoltem. I nagle, za sprawą jednego purytanina, mielibyśmy to stracić!?

Reklama

Zdusić złe prawo w zarodku

Mój śmiech, i oburzenie, wywołał również strach przed konsekwencjami, jakie wynikłyby z całej masy sytuacji niejednoznacznych. W dniu, w którym pomysł karania kusych kreacji zyskał miano najważniejszego newsa, przejeżdżałem autem obok superatrakcyjnej kobiety. Dziewczyna, ewidentnie podpadająca pod paragrafy Zawiszy, stojąc na poboczu machała na przejeżdżających kierowców. Prostytutka? A może kobieta, której auto - zaparkowane nieopodal w zatoczce - właśnie odmówiło posłuszeństwa? No właśnie... Zwykły glina pewnie pomógłby dziewczynie i byłoby po sprawie. Ale gdyby na karku siedział mu mający parcie na statystyki przełożony - a tych w policji ostatnio nie brakuje - kobieta usłyszałaby pewnie, że naraziła przejeżdżających kierowców na niebezpieczeństwo.

Do takich sytuacji nie wolno dopuścić i wszelkie próby ustanawiania sankcjonującego je prawa należy zdusić w zarodku - tak wówczas myślałem.

Prostytutki i wzrok kierowców

Jednak jakiś czas później spotkałem policjanta, który opowiedział mi o feralnym odcinku drogi w centralnej Polsce. Szeroka, prosta jak strzała jezdnia, po obu stronach drogi las - zero przejść dla pieszych, wysepek, nawierzchnia w bardzo przyzwoitym stanie. A mimo to miejsce zyskało niechlubną sławę, bowiem co rusz dochodziło tam do wypadków. Dlaczego? Policjanci przez wiele tygodni nie radzili sobie z ustaleniem rzeczywistych powodów kraks - do czasu, aż jeden z nich przejeżdżał przez pechowe miejsce prywatnym autem. Okazało się, że okolice upodobały sobie panie lżejszych obyczajów, tłumnie wylegające na pobocze. Ubrane na tyle wyzywająco, że nie sposób było oderwać od nich wzroku... Za każdym razem, gdy zapatrzeni w nie kierowcy powodowali wypadki, panienki zmykały z miejsca pracy, niechcąc mieć do czynienia z policją. Zaś kierowcom, jeśli przeżyli, najwyraźniej głupio było mówić, dlaczego tracili kontrolę nad pojazdami... Finał historii? Wypadki ustały jak ręką odjął, gdy w okolicy, co jakiś czas, zaczął pojawiać się policyjny radiowóz.

Zwracam honor panu Zawiszy

Dopiero usłyszawszy tę historię, przypomniałem sobie zdarzenie sprzed kilku lat, gdy sam nadziałem własne auto na hak jadącego przede mną samochodu. Oczywiście, wcześniej zagapiłem się na seksowną dziewczynę, sunącą chodnikiem, ku radości kierowców i przechodniów. Wówczas miałem szczęście, bo skończyło się na wgniecionej rejestracji. Ale co by było, gdybym poruszał się nieco szybciej? Gdyby i jadący za mną kierowca, który pewnie też gapił się na zjawiskową postać, miał 20-30 km więcej na liczniku? W najlepszym razie przypłacił bym swoje niezdrowe zainteresowanie obolałymi członkami...

A skoro o bólu mowa - nawet jeśli nie siedzimy za kółkiem, na poły rozebrane laski stanowią dla nas zagrożenie. Ile to razy, idąc chodnikiem, musi się człowiek obejrzeć za ładną dziewczyną? Ile razy, lawirując między samochodami, biegnie na drugą stronę ulicy - byle tylko przez chwilę pójść śladem kręcącej zgrabnymi pośladkami sex-maszyny? Bolący kark, nieprzyjemności ze strony partnerki, która - cokolwiek by deklarowała, nie znosi, gdy oglądamy się za innymi laskami... - wymieniać można by długo. Dlatego zwracam honor panie Zawisza i otwarcie deklaruję: "nie" dla ulicznej nagości!

Marcin Ogdowski

PS. Oczywiście, żartuję :)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy