Najtwardszy szeryf świata to nie Kaczyński

Tym, którzy myśleli, że jest nim prezydent Lech Kaczyński lub były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro oznajmiamy, że byli w błędzie. Najtwardszy jest Joe Arpaio z Phoenix.

Jego oponenci porównywali go do Hitlera i publicznie zastanawiali się, czy należy do Klu Klux Klanu. Ale sam szeryf Joe Arpaio woli widzieć się jako adwokat równych szans. - Zamykamy wszystkich po równo jak leci - stwierdza.

Arpaio, który "najtwardszym szeryfem w Ameryce" obwołał się sam już dawno, w swoim królestwie ograniczającym się do hrabstwa Maricopa w Arizonie (ze stolicą w Phoenix) od wielu lat nieprzerwanie stosuje żelazną politykę "zero tolerancji". Oburza to aktywistów walczących o szanowanie praw człowieka, ale jego styl wzbudza zainteresowanie dziennikarzy i przysparza sławy na całym świecie.

Reklama

Krytycy powinni zamknąć paszcze

Nieustające pikiety przeciwko jego osobie to naturalny krajobraz z sąsiedztwa w Maricopie zamieszkałej przez liczną społeczność hiszpańskojęzyczną. Regularnie krytykują go kolejni burmistrzowie i gubernator stanu.

W okresie Bożego Narodzenia to jego wizerunek służy w latynoskich rodzinach za wzór piniaty, kukły przypominającej pajaca zawieszanej pod sufitem, którą dzieci strącają kijem, żeby dostać się do ukrytych w środku słodkości.

Ostra krytyka poczynań szeryfa ma jednak efekt odwrotny od zamierzonego. Po 16 latach na służbie, ten weteran wsadzania ludzi za kratki ani trochę nie spokorniał.

- To tylko zwiększa moją czujność i daje siłę, żeby robić dalej to, co do mnie należy - mówi w wywiadzie dla AFP. - Powinni zamknąć paszcze i pozwolić działać systemowi, a jeśli im się nie podoba prawo, to iść do Waszyngtonu i je zmienić. Ale niech nawet nie próbują mnie nastraszyć, żebym nie egzekwował prawa. To nigdy się nie stanie. W taki sposób prowadzę ten biznes - opowiada.

Zamknęliście Paris Hilton? Dajcie ją mi!

Arpaio dorobił się światowej sławy dzięki swojemu pomysłowi stworzenia namiotowego więzienia na pustyni. Więźniowie i więźniarki, skuci w grupach i ubrani w pasiaste mundurki i różową (tak!) bieliznę, segregują odpady i wykonują inne pożyteczne czynności. Nie za bardzo mają się przy tym gdzie schować przed żarem palącego słońca.

Gdy rok temu celebrytka Paris Hilton została skazana na więzienie za prowadzenie samochodu po pijanemu Arpaio wyszedł nawet z propozycją, by skierować ją na odsiadkę do jednego z jego pól namiotowych.

Ostatnią swoją krucjatę rozpętał przeciwko nielegalnym emigrantom. Jak łatwo sobie wyobrazić, nie przysporzyło mu to większej popularności w hrabstwie, gdzie 30 proc. mieszkańców to Latynosi.

- Nie mam nic przeciwko legalnym imigrantom. Moi rodzice pochodzili z Włoch - mówi, nacisk kładąc na słowo "legalny". Dla niego surowa walka z nielegalną imigracją to kwestia poczucia sprawiedliwości. - Dlaczego jedni mają czekać lata na przyznanie im obywatelstwa legalnymi kanałami, a inni po prostu śpią pod granicą i czekają na odpowiedni moment? - pyta.

Wozem opancerzonym na imigrantów

- W chwili, gdy przekraczasz granicę, łamiesz prawo. Choć nie ma wątpliwości, że wielu z Meksykanów przemyca narkotyki i generuje inne rodzaje przestępczości, to jednak wielu, być może większość, przyjeżdża ciężko pracować. Ale i tak łamią prawo - tłumaczy.

- Złożyłem przysięgę, ze będę bronił przestrzegania prawa i teraz jestem tym złym facetem. Ale dla mnie to OK. Radzę sobie z tym - dodaje.

Jednym z ostatnich jego osiągnięć jest wysłanie 200 ludzi, helikopterów i wozu opancerzonego do zajmującej jedną milę kwadratową powierzchni latynoskiego miasteczka, gdzie ludzie szeryfa wyciągali z domów na ulicę wszystkich, którzy mieli choćby zbite lusterko w samochodzie.

Ale odmawia prawdy twierdzeniom, że jego departament skupia się na uprzykrzaniu życia przede wszystkim tym, którzy mają trochę ciemniejsza skórę. - Nie działamy według kryterium rasowego. Zamykamy wszystkich. Jestem zwolennikiem teorii równych szans - odpowiada na tego typu zarzuty.

Krok po kroku zniechęcimy ich do Ameryki

Około 16 proc. z 77 tysięcy uwięzionych w ostatnich latach w jego hrabstwie, to nielegalni imigranci. Jego zdaniem surowa polityka przeciw nielegalnym imigrantom sprawia, że "trzymają się z dala od Arizony". - Kierują się bardziej na zachód, przekraczają granicę Meksyku z Kalifornią, ale nie celują już na nas - twierdzi.

W jego strategii jest beenhakkerowskie "krok po kroku": - Jeśli krok po kroku możemy ich zniechęcić do Arizony, to możemy ich też krok po kroku zniechęcić do Ameryki - mówi.

Obrońcy praw pracowników i praw człowieka twierdzą, że polityka Arpaio tworzy atmosferę strachu. - Taka strategia działania to dyskryminacja ze względu na pochodzenie. Szczególnie dziwna dla okręgu, gdzie jedną trzecią mieszkańców stanowią Latynosi - komentuje Elias Bermudez, przewodniczący organizacji Imigranci Bez Granic.

- Zbudował kapitał na sianiu strachu i ranieniu uczuć ludzi, którzy pracują nielegalnie nie dlatego, że nie chcą legalnie, tylko dlatego, że nie ma mechanizmów umożliwiających im podjęcia legalnej pracy - mówi Bermudez. - To jest problem w relacjach między krajami rozwiniętymi a rozwijającymi się i trzeba do niego podejść inaczejniż zamykając ludzi w więzieniach - dodaje.

Jednak na razie nie zanosi się na koniec ery Arpaio. Publiczne poparcie dla szeryfa waha się na poziomie od 80 do 90 proc. a Arpaio jest pewnym kandydatem do kolejnej reelekcji.

- Wiecie, kto jest gubernatorem Arizony? Nie? Właśnie. Piszą o mnie codziennie więcej niż o nim. To ja jestem najtwardszym szeryfem w Ameryce - mówi Arpaio bez odrobiny skromności.

Scott C. Seckel, tłum i opr. ML

INTERIA.PL/AFP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy