Morderstwa, tortury, kanibalizm: Ta szkoła ma przerażającą przeszłość

Szkoła o upiornej przeszłości stoi do dziś /YouTube
Reklama

Dzisiaj opuszczony budynek stanowi schronienie dla bezdomnych i narkomanów. Jest też miejscem spotkań szemranego towarzystwa. Ale mówi się, że to nie jedyni "odwiedzający". Mury Diabelskiej Szkoły nawiedzają ponoć duchy zamordowanych uczniów.

W roku 1891 władze Jacksonville w stanie Floryda wybudowały drewniany budynek mający służyć jako placówka edukacyjna. Kilka lat później została ona jednak zamknięta ze względu na zagrożenie pożarowe. Samorząd wysupłał więc środki na przebudowę - z drewnianego budynku powstał w 1918 murowany. Wtedy był znany jako Szkoła Publiczna Nr 4 imienia Anne Lytle.

Ale kilkadziesiąt lat później mieszkańcy znaleźli nazwę bardziej adekwatną: Diabelska Szkoła.

Korytarze strachu

Dzisiaj budynek jest już w ruinie. Mury pokryto niepokojącymi malowidłami i graffiti. Wejście na teren szkoły jest surowo zabronione, więc wycieczka do opuszczonego budynku może skończyć się w areszcie lokalnego biura szeryfa.

Reklama

Szkoła Nr 4 od 1918 ucierpiała wielokrotnie z powodu pożarów i została ostatecznie zamknięta w latach 60. po tym jak kolejny raz strawił ją ogień. Początkowo miała być wyremontowana, ale w 1971 roku wstrzymano wszelkie prace. Od tego momentu placówka jest opuszczona.

Dlaczego zaniechano remontu? Ze strachu. Pojawiły się bowiem pogłoski o tym, że szkoła jest nawiedzona. Kilkoro byłych uczniów i pracowników zaczęło ponoć opowiadać o pewnym mrożącym krew w żyłach procederze.

Piekielny duet

Według nich w latach 50. w szkole Anne Lytle pracował dyrektor, który... zjadał uczniów. Popularna lokalna legenda mówi o tym, że dzieciom wycinano wnętrzności, obdzierano je ze skóry, a ich ciała wieszano na hakach w piwnicy, w specjalnie przygotowanej do tego celu szafie. Szafa miała pełnić rolę tymczasowej chłodni, gdzie zwłoki czekały na zaspokojenie apetytu krwiożerczego pryncypała.

W legendzie pojawia się też postać woźnego, który był w zmowie z dyrektorem. Prowadził także swoją samodzielną "działalność" długo po tym, jak jego przełożony odszedł z pracy. Początkowo miał palić w piecu ogrzewającym szkołę szczątki uczniów, które pozostawały po kanibalistycznych ucztach. Szybko jednak rozochocił się i zaczął łapać żywe dzieci kręcące się bez pozwolenia po korytarzach w czasie lekcji.

Woźny do ukarania dzieci wykorzystywał ten sam piec, tyle że palił je żywcem.

Pewnego razu któraś z niedoszłych ofiar wymknęła mu się w ostatniej chwili. Uciekając uszkodziła piec, który eksplodował i spowodował jeden z kilku wspomnianych pożarów. Tak skończyła się kariera woźnego-mordercy.

Straszy do dziś

Ta opowieść wydaje się oczywiście mocno naciągana. Nie ma żadnych raportów policji mówiących choćby o podejrzanych zniknięciach dzieci z tamtych lat. Jednak dalsza część strasznej historii Diabelskiej Szkoły znajduje potwierdzenie chociażby wewnątrz samego budynku.

Mówi się bowiem, że duchy uczniów zaczęły nawiedzać placówkę dopiero chwilę po jej zamknięciu. Istnieją przypuszczenia, że jeszcze pod koniec lat 60. w opuszczonym już budynku regularnie dochodziło do mrocznych rytuałów. Miały one obudzić dusze uwięzione w szkole. To właśnie wtedy Szkołę Nr 4 nazwano "diabelską".

Do dziś na ścianach można znaleźć tajemnicze rysunki jak penta i heksagramy, głowy kozła, rogate dłonie czy napisy "Kroczymy ze zmarłymi i "Strzeżcie się".

Kolejny pożar strawił częściowo budynek w 1995. Później, w 1999, szkołę wykupiono i planowano w końcu wyburzyć. Na jej miejscu miał powstać nowoczesny apartamentowiec. Mieszkańcy jednak dali do zrozumienia inwestorowi, że miejsce to powinno pozostać w stanie nienaruszonym. Oficjalnie mówi się, że chodziło o jego historyczną wartość.

Diabelska Szkoła stoi więc i straszy do dziś.

/Bartosz Kicior

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama