Meksykanie szykują się na wojnę

Zabójstwo jednego z najpotężniejszych meksykańskich baronów narkotykowych może wywołać ogromną falę przemocy. Władze obawiają się, że gangi będą toczyć zażarte wojny, by ustalić nowy podział narkotykowego rynku.

Arturo Beltran Leyva, często nazywany "szefem wszystkich szefów", był przywódcą jednego z najpotężniejszych gangów narkotykowych w Meksyku. Żołnierze piechoty morskiej zastrzelili go, wraz z czterema członkami gangu, w trakcie potyczki w połowie grudnia ubiegłego roku.

Numer trzy wart 1,5 mln dolarów

"Szef wszystkich szefów" był odpowiedzialny za przeszmuglowanie nie kilogramów, ale ton heroiny i kokainy do Stanów Zjednoczonych. Przez amerykańską granicę jego ludzie przewieźli, w obu kierunkach, miliardy narkodolarów. Arturo Beltran Leyva był numerem 3. na liście najbardziej poszukiwanych osób w Meksyku. Za informację, która mogła do niego doprowadzić, rząd oferował nagrodę w wysokości aż 1,5 mln dolarów.

Arturo był jednym z pięciu braci Beltran Leyva, którzy zaczęli karierę w narkobiznesie kilka lat temu pracą dla wszechmogącego kartelu Sinaloa. Odeszli z niego, gdy jego bossa - Joaquina "El Chapo" Guzmana - aresztowano w 2001 r. Bracia pogodzili się z dotychczasowymi przeciwnikami i zwarli szyki, by zdobyć znaczącą część narkotykowego rynku. Arturo został "ojcem chrzestnym" nowego kartelu - bratając zwaśnione do niedawna strony.

Umiarkowany sukces

Śmierć jednego z braci Beltran Leyva poprawiła notowania prezydent Meksyku Felipe Calderona, który od miesięcy tłumaczy się z fiaska prowadzonej, bardzo radykalnej, polityki antynarkotykowej. W toczonych od trzech lat walkach sił porządkowych z gangami śmierć poniosło bowiem co najmniej 15 tys. osób. W dużej mierze postronnych.

Rząd Stanów Zjednoczonych, które są podstawowym rynkiem zbytu narkotyków pochodzących z Meksyku, pochwalił akcję zlikwidowania Arturo Beltrana Leyvy i jednocześnie poparł politykę prezydenta Calderona. Obiecał także pomoc na walkę z kartelami w wysokości miliarda dolarów. Z pewnością przydadzą się one meksykańskim władzom, które zaangażowały siły aż 50 tys. policjantów i żołnierzy do ścigania narkotykowych bossów.

Reklama

Krwawa walka o wpływy

Prezydent Calderon nazwał zlikwidowanie Beltrana Leyvy "ważnym osiągnięciem rządu i mieszkańców Meksyku", ale wielu specjalistów ostrzega, że takie działania mogą tylko spotęgować falę przemocy. - Nie można wykluczyć, że teraz kartele będą walczyć ze sobą, by ustalić nowy podział rynku - uważa minister sprawiedliwości Meksyku Arturo Chavez.

Najbardziej na zabójstwie Arturo Beltran Leyvy zyskał jednak kartel Sinaloa, który od dziesięcioleci ma silną pozycję: tak w Meksyku, jak i na całym świecie. A zdaniem doradzającego Organizacji Narodów Zjednoczonych prof. Edgardo Buscaglia śmierć szefa kartelu Beltran Leyvy jest najlepszym dla niego prezentem.

- Pozostałości kartelu Beltran Leyva z pewnością się przegrupują, będą bronić swojego terytorium oraz szlaków przerzutu narkotyków do USA - uważa Eric Olson z meksykańskiego Instytutu Woodrow Wilsona. - Będą chcieli także utrzymać obowiązujący podział rynku, ale po śmierci Arturo dominujący kartel Sinaloa na pewno na to nie pozwoli - dodaje.

"Barbie" zastąpi "szefa wszystkich szefów"

Miejsce zabitego przez żołnierzy Arturo najprawdopodobniej zajmie Edgar "Barbie" Valdez, który dotychczas koncentrował się na sprawach finansowych kartelu. Mimo swojego śmiesznego przydomka jest bezwzględnym gangsterem, który wielokrotnie ubrudził eleganckie garnitury i buty ze skóry aligatora krwią swoich ofiar. Wśród możliwych kandydatur wymienia się także trzech braci Arturo. Czwarty - Alfredo - siedzi w więzieniu od roku.

MW (na podst. AFP)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy